“Domenica” po włosku oznacza “niedziela”. Berardi ma z tym imieniem wiele wspólnego. Jedni powiedzą, że przez dar Boży, talent do piłki, który zaprowadził go na szczyt. Inni, że to dlatego, że możemy go określić mianem “niedzielnego gracza”. Skrzydłowy wkrótce będzie obchodził 27. urodziny, tymczasem wciąż jest piłkarzem Sassuolo. Ma za sobą osiem sezonów w Serie A, ale nie rozegrał ani jednego meczu w fazie grupowej europejskich pucharów. Swój talent pokazywał dotychczas zbyt rzadko, żeby spełnić pokładane w nim nadzieje. Być może kapitalny występ w pierwszym meczu reprezentacji Włoch na EURO w końcu odmieni jego karierę?
Spis treści
Był rok 2018 kiedy Domenico Berardi sięgnął dna. A raczej zrobiła to jego kariera. Miał za sobą najgorszy sezon na włoskich boiskach, w którym wypracował dla Neroverdich sześć bramek. Sześć goli w Serie A – tyle to on zwykle strzelał, czasami nawet w ciągu jednej rundy. Ale wtedy, po sezonie 2017/2018, wielu jego fanów straciło nadzieję na to, że Berardi zostanie kiedyś wielkim mistrzem. Być może stracił ją nawet Arrigo Sacchi, który w kadrach młodzieżowych uważnie przyglądał się skrzydłowemu i rozpływał się nad jego talentem.
– On nie ma braków technicznych. Jest piłkarzem z silnym temperamentem, który wie jak być kreatywnym na boisku, a przy okazji w pełni oddaje się drużynie – chwalił piłkarza w przeszłości legendarny trener.
Sacchi już w 2014 roku twierdził, że Berardi ma wszystko, żeby zostać gwiazdą. Ale cztery lata później nawet on musiał zwątpić, gdy widział, w jakim kierunku zmierza kariera jego ulubieńca. Nie jest przypadkiem, że po tamtym sezonie włoskie media wybrały go “fatamorganą” Serie A. Gościem, który rozmienia się na drobne i pamiętamy o nim tylko z uwagi na nazwisko. Takiej orki, jaką zafundował mu wtedy portal “L’ Ultimo Uomo”, Domenico nie doświadczył nigdy wcześniej ani nigdy później.
EURO 2020. Czy reprezentacja Włoch ma problem z napastnikami?
Od porównań Messiego do lalki na śmietniku
– Wygląda jak jeden z tych artystów, który nie ma pojęcia, jak utrzymać swoją karierę na powierzchni, więc wpada na pomysł, żeby wypuszczać coraz więcej nowych albumów, licząc, że ilość przykryje jakość – pisano o tym, że Berardi potrzebował aż 21 strzałów na bramkę, żeby choć raz wpisać się na listę strzelców. Jego talent zawsze przejawiał się konkretami. W wieku 21 lat miał przecież 31 bramek w Serie A na koncie, porównywano eksplozję jego skuteczności z liczbami Leo Messiego z początku kariery. Cóż, w sezonie 2017/2018 ich statystyki troszeczkę się już rozjeżdżały – Argentyńczyk załadował wtedy 45 goli we wszystkich rozgrywkach, Berardi pięć. Ale wytykano mu nie tylko nieskuteczność.
– Zejście do środka i strzał to był jego znak rozpoznawczy, ale z czasem stało się to jego jedynym zagraniem. Wygląda jak mitoman żyjący w alternatywnej rzeczywistości, w której wydaje mu się, że każda próba kończy w bramce. Biega bez sensu od lewej do prawej strony boiska, nie potrafi celnie podać piłki, strzela z nieprzygotowanych pozycji. Wyobrażenie Berardiego o samym sobie dawno już minęło się z tym, co wszyscy widzimy.
To był jeden wielki roast.
– Parę lat temu jawił się jako ktoś, kto może być wybitny na swojej pozycji. A nawet na wielu pozycjach, bo wyróżniał się jako drugi napastnik czy zawodnik świetnie atakujący z głębi. Tymczasem skończył jako najbardziej leniwa wersja siebie: gość, który zbiega z boku do środka, żeby oddać nędzny strzał. W wieku 24 lat powinien być gwiazdą mistrzostw świata w Rosji, a skończył kopiąc w kierunku pustych trybun na Mapei Stadium – czytamy.
Przebity balon. Zepsuty but. Lalka wyrzucona na śmietnik. Wrak. To kolejne epitety, które leciały w jego kierunku niczym seria z karabinu maszynowego. Włoch wciąż był w wieku, w którym o wielu zawodnikach mówiło się: młody i obiecujący. Tymczasem po tej lekturze mogliśmy myśleć, że chodzi o piłkarza, który jest już na drugim biegunie. Który nie daje rady błyszczeć już nawet na prowincji, a co dopiero liczyć na transfer do większego klubu.
I było to myślenie zupełnie słuszne, bo to, że Domenico Berardiego udało się uratować, zaskoczyło pewnie nawet samego zainteresowanego.
Domenico Berardi. Kim jest piłkarz Sassuolo i reprezentacji Włoch?
– Trener Roberto de Zerbi to wielki człowiek. Zawsze stara się zarazić cię swoimi pomysłami. Wiele się od niego nauczyłem i czuję, że jestem już gotowy na wielki transfer. W przeszłości odrzucałem oferty dużych klubów, bo nie czułem się dojrzały. Teraz to się zmieniło – mówił niedawno Berardi w rozmowie ze “Sky Italia”. Trafił w sedno. Gdyby nie przyjście de Zerbiego, skrzydłowy nie wróciłby na właściwą ścieżkę. Co prawda Eusebio di Francesco też dał mu wiele, ale u poprzedniego szkoleniowca lider drużyny czuł się już zbyt wygodnie. To, o czym pisały włoskie media, było prawdą. Stawiał na coraz prostsze środki, nie szukał nowych rozwiązań, stał się przewidywalny i łatwy do zatrzymania. Najbardziej niepokoiło, że on sam nie widział problemu, który rósł mu tuż przed czubkiem nosa.
– Gdyby ktoś powiedział mi, że w wieku 24 lat będę miał na koncie ponad 50 bramek w Serie A, uznałbym go za wariata – mówił włoskim mediom zadowolony z siebie Berardi.
Rzeczywiście, mógł myśleć, że to dla niego piłkarski szczyt. W końcu w pewnym momencie porzucił nawet nadzieje na zrobienie kariery. Za młodu Domenico grał w lokalnym klubie, ale został odstrzelony w procesie selekcji. Stwierdzili, że jest za słaby i już się nie rozwinie. Berardi został więc kopaczem podwórkowym, grał, bo było to jego hobby. I właśnie z podwórka wyłowiło go Sassuolo, co było czystym zbiegiem okoliczności. Berardi odwiedził starszego brata, z którym wyszedł na typową, orlikową gierkę. Zrobił na niej taką furorę, że kumple polecili go trenerowi grup młodzieżowych Neroverdich. Luciano Carlino, bo tak nazywał się ten szkoleniowiec, zaprosił go na treningi. Domenico zachwycił Carlino, więc ten zaprosił na zajęcia także dyrektora sportowego klubowej akademii.
– Mój dyrektor po 20 minutach treningu powiedział mi, że ten chłopak jest najlepszy ze wszystkich. Zdecydowaliśmy się go zatrzymać – wspominał po latach Carlino.
Skoro więc dostajesz się do dużego klubu prosto z ulicy, a potem debiutujesz wraz z nim w Serie A i masz przyzwoite liczby, możesz uznać się za spełnionego zawodnika. Zwłaszcza jeśli jesteś introwertycznym chłopakiem, któremu wiele do szczęścia nie potrzeba. Jak wspominał sam Domenico Berardi, zgłaszały się po niego większe marki. We Włoszech swego czasu praktykowano jeszcze podwójnych właścicieli karty zawodniczej. W przypadku Berardiego połowę praw do niego miał Juventus. “Stara Dama” po fantastycznym wejściu do ligi chciała nawet skrzydłowego ściągnąć, ale on machnął na to ręką.
Odrzucił ofertę najlepszego klubu we Włoszech, bo stwierdził, że w Sassuolo ma wszystko, czego potrzebuje.
Sassuolo, czyli być gwiazdą prowincji
Tyle że Berardi nie zauważał, że zaczyna mu umykać nawet boski status na prowincji. Antonio di Natale nie został przecież legendą Udinese dlatego, że miał dwa dobre sezony. On na swój status pracował latami. W Sassuolo Berardi mógł się pochwalić niesamowitymi wyczynami.
- W Serie B strzelił cztery bramki bezpośrednio z rzutów wolnych jako 18-latek
- W pierwszym sezonie w Serie A hattricka skompletował już w listopadowym meczu z Sampdorią
- Niedługo potem strzelił cztery gole Milanowi (oczywiście w jednym meczu)
- Rok później zapakował mediolańczykom hattricka
Ale do 2018 roku każdy zdążył już o tym zapomnieć, bo w piłce czas mija szybko. A kibice bardzo szybko podchwytują opinie mediów, które zaczęły pisać o Berardim jak o melodii przeszłości. – Stał się bardzo mechanicznym piłkarzem. Kiedy drybluje, to wiadomo już, że albo schodzi do strzału, albo dogra na dalszy słupek – pisały włoskie media, porównując zawodnika do Arjena Robbena. Tyle że Robben mimo wszystko działał bardziej intuicyjnie. Potrafił zaskoczyć. Berardi robił to, czego wymagał od niego trener, który – zapewne nieświadomie – zabijał w nim kreatywność i chęci do nieszablonowej gry. – Di Francesco kazał mu jak najczęściej “zacinać” w kierunku bramki, odsuwając go jednocześnie od strefy, z której sam mógłby strzelać gole. Musiał robić na boisku tyle rzeczy, że nie starczało mu już sił, czasu i możliwości do improwizacji, która dawała mu liczby.
Wyglądało to tak, jakby szkoleniowiec Sassuolo liczył, że geniusz Berardiego będzie holował cały zespół. A jednocześnie nie do końca wiedział, jak ten geniusz w pełni wykorzystać. W efekcie ani Domenico nie pomagał drużynie, ani ona jemu. To nie mogło się dobrze skończyć, bo Włoch nie należy do najbardziej cierpliwych i spokojnych zawodników. O ile poza murawą jest wycofany, tak na niej zdarzało się, że odcinało mu prąd. 67 żółtych i 7 czerwonych kartek w ciągu dziewięcioletniej kariery to liczby, które moglibyśmy przypisać bardziej brutalnym obrońcom, a nie gościowi, który ma być futbolowym magikiem.
Co ciekawe, także w tym aspekcie przyjście de Zerbiego pozytywnie wpłynęło na Berardiego. To wciąż nie jest aniołek, ale cytowane wcześniej słowa o dojrzałości nie wzięły się znikąd.
Berardi dojrzał i odżył u de Zerbiego
Przede wszystkim jednak Domenico Berardi w końcu zaczął być częścią drużyny. Paradoksalnie stało się tak dzięki temu, że de Zerbi uwolnił jego uliczny styl, który w futbolu opartym w dużej mierze na piłkarzach wychowanych od małego w akademiach, zawsze będzie atutem. Włosi od zawsze podkreślali, że Berardi to jeden z niewielu zawodników, którzy są groźni w wielu wymiarach. To znaczy: potrafią wykańczać akcje jak typowa “dziewiątka”, popisywać się kapitalnymi rajdami i świetnie dostrzegać kolegów na boisku. Pełen repertuar. Jego największe atuty to szybkość i potężny strzał. O tym drugim opowiadał nam nawet Bartosz Markiewicz, który miał okazję trenować z reprezentantem Włoch.
– Przekonałem się o tym na własnej skórze. Na gierce treningowej zszedł z prawego skrzydła do środka i oddał strzał na bramkę. Zablokowałem to uderzenie, a ślad po piłce na moim udzie utrzymywał się przez tydzień.
– Lubi podania do lewej nogi, bo wtedy ma najwięcej opcji. Może zmylić przeciwnika balansem ciała, oszukać go kontrolą piłki albo przygotować ją sobie na strzał. Kiedy ma przed sobą wolne pole, jest nie do zatrzymania. Trzeba świetnie czytać grę i działać z wyprzedzeniem, żeby w ogóle mieć na to szanse – to z kolei analiza “L’ Ultimo Uomo”.
Roberto de Zerbi stosuje jednak filozofię opartą na szybkich wymianach piłek. To nie tak, że Berardi może sobie czekać i włączać przyśpieszenie, żeby odjechać rywalom. Domenico odżył właśnie dlatego, że został zaangażowany w cały proces budowania akcji. Musi schodzić po piłki, brać udział w małych gierkach, jak i uzupełniać wolne przestrzenie w grze defensywnej. Według danych analityków bardzo dobrze wypada w działaniach defensywnych, jest w nie bardzo zaangażowany. A z przodu? Perełka.
Piąty w Serie A pod względem liczby strzałów na bramkę. Najwięcej podań w pole karne w całej lidze. Trzecia najwyższa liczba celnych dośrodkowań. Piąty jeśli chodzi o stworzone sytuacje do oddania strzału. Czwarty pod względem kontaktów z piłką w tercji ataku oraz 11. w progresywnych rajdach. Względem wspomnianego na wstępie feralnego sezonu pięciokrotnie poprawił ratio strzały/bramki. Oczywiście nie jest tak, że teraz to już nieomylna maszyna. Nie zmienił też przyzwyczajenia dotyczącego zejścia do środka w poszukiwaniu strzału.
Ale jest w tym elemencie wyraźnie skuteczniejszy – w trzech sezonach z de Zerbim na pokładzie zdobył dziewięć bramek zza pola karnego. Wcześniej przez pięć lat uzbierał sześć takich goli. Wróciły także liczby. Ten sezon to 17 trafień i siedem asyst. Poprzedni – 14 gol i 10 ostatnich podań. Włoscy eksperci zaznaczają jednak, żeby nie oceniać Berardiego tylko przez pryzmat oczywistych liczb. W minionych rozgrywkach pobił swoje najlepsze wyniki jeśli chodzi o stworzone sytuacje strzeleckie i bramkowe, kluczowe podania czy podania w pole karne. Według oficjalnej strony ligi włoskiej tylko czterech piłkarzy zaliczyło więcej kluczowych zagrań od niego.
– Być może nie rozwinął się pod względem technicznym, ale zaczął rozumieć grę. Coraz lepiej czyta to, co dzieje się na boisku. Ma ogromny wpływ na grę całej drużyny. Jest bardziej kreatywny niż większość włoskich piłkarzy, ma także lepsze umiejętności techniczne od nich. Być może okres stagnacji był mu potrzebny, żeby zrozumieć, jak w pełni wykorzystać swój potencjał i nie zostać jedynie niespełnionym naśladowcą Arjena Robbena? – pyta “L’ Ultimo Uomo”, które jeszcze dwa lata temu zezłomowało karierę skrzydłowego Sassuolo.
EURO 2020. Domenico Berardi gwiazdą reprezentacji Włoch?
Teraz przed Berardim kolejne wyzwanie, bo Roberto de Zerbi opuścił Sassuolo, więc skrzydłowy Neroverdich stracił człowieka, który pozwolił mu ponownie zakwitnąć. Ale zanim Włoch będzie się przejmował tym, co z tym fantem zrobić, ma EURO 2020 do wygrania. Pierwszy mecz w jego wykonaniu to absolutny popis.
- gol na 1:0 – samobój po jego akcji
- bramka na 2:0 – to on dostrzega Spinazzolę, którego strzał dobija Immobile
- gol na 3:0 – zaczyna akcję przecinając podanie bramkarza
Oczywiście można się czepiać pewnych didaskaliów, bo Domenico Berardi nie oddał ani jednego celnego strzału i nie zaliczył udanego dryblingu. Natomiast z drugiej strony mamy pięć kluczowych podań czy dwa odbiory, czyli topowe wyniki w zespole. “La Gazzetta dello Sport” wystawiła mu za spotkanie z Turcją “ósemkę”, pisząc, że kiedy już się rozszalał, był konkretny do bólu. Włoski “Goal” pisał, że rósł z minuty na minutę, zaznaczając, że był to jego debiut na wielkiej, międzynarodowej imprezie.
Bo pisząc o fenomenie Berardiego trzeba zaznaczyć, że to reprezentacyjny żółtodziób. Tak naprawdę wielki futbol ciągle go omijał. Mówiliśmy już, że nigdy nie zagrał nawet minuty w fazie grupowej pucharów. W kadrze zadebiutował dopiero w 2018 roku, czyli wtedy, kiedy jego kariera była wciąż na zakręcie. W pierwszych pięciu spotkaniach zagrał 182 minuty i nie zdziałał nic. Do drużyny Roberto Manciniego wrócił w 2020 roku i dopiero wtedy zaczął się rozkręcać. Poza pierwszym meczem z reprezentacją Polski, w którym zagrał siedem minut, notował gola lub asystę w sześciu poprzednich występach dla Squadra Azzurra. W rewanżowym meczu z Polakami zaliczył też akcję, która zapewne zostanie mu w pamięci na zawsze – założył siatkę Robertowi Lewandowskiemu.
No i strzelił takiego gola:
Selekcjoner włoskiej kadry często rotuje składem, w zależności od tego, jakich cech oczekuje od poszczególnych piłkarzy. Z Berardim zmienia się Federico Chiesa, który jako jeden z niewielu zawodników Juventusu nie zawiódł w minionym sezonie. 14 goli i 10 asyst w minionym sezonie dla takiej marki jak “Stara Dama” powinno wystarczyć, żeby zagrać w wyjściowym składzie na mistrzostwa Europy.
Mancini postawił jednak na Berardiego. Gościa, który pierwszy raz opuszcza strefę komfortu w postaci gry dla średniaka Serie A, bez rzeszy kibiców domagającej się sukcesów. Ryzyko było duże, ale się opłaciło, więc skrzydłowy nie powinien już łatwo ze składu wypaść.
A to otwiera mu drzwi ku temu, żeby w wieku 27 lat przestać być niedzielnym graczem i stać się pełnoprawnym Bella di Notte.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix