Często krytykujemy polskich piłkarzy za podejmowanie złych wyborów przy prowadzeniu kariery. Nierozważne wyjazdy, zbyt późne powroty, skoki na kasę – wiecie, o czym mowa. Tym razem jednak mamy do czynienia z sytuacją bezprecedensową. Otóż wyobraźcie sobie, że 23-letni zawodnik, w zasadzie bez przeszłości (raptem 8 spotkań w Ekstraklasie) i większych perspektyw na przyszłość, nie chce grać w Lidze Mistrzów! Dostał taką szansę, być może jedyną w życiu. Ktoś wyciągnął do niego dłoń, a on odmówił. Nie powiedział tego nikomu wprost, ale swoim zachowaniem nie pozostawił złudzeń – wypiął się na Wojciecha Stawowego. A to oznacza, że wypiął się na Ligę Mistrzów.
Łukasz Staroń, kojarzycie gościa? O nim mowa. O nim i o Widzewie. Chłopak grał chwilę w łódzkim klubie, potem trafił do Niepołomic (napastnik, 13 spotkań, 1 gol), ostatnio był piłkarzem ŁKS-u. Widzew zaproponował mu wzięcie udziału w sparingu, generalnie klub był zainteresowany jego powrotem. Staroń zaproszenie odrzucił, tłumacząc się kontuzją pleców.
Jak się okazało, owa kontuzja była na tyle niegroźna, że tego samego dnia Staroń wystąpił w turnieju halowym. Informacje na ten temat podał portal widzewtomy.net. Wykrycie ściemy nie ma było trudne – piłkarz pochwalił się bowiem fotkami z wydarzenia na swoim Facebooku.
Łukaszu, za kilka lat, gdy na stadionie Widzewa wybrzmi hymn Ligi Mistrzów, a Wojciech Stawowy pośle swoich żołnierzy w bój przeciwko Realowi Madryt, pretensje będziesz mógł mieć wtedy tylko i wyłącznie do siebie. On swój plan zrealizuje – z tobą lub bez ciebie. Zastanów się dobrze nim będzie za późno. Pociąg powoli odjeżdża.
*
Pośmialiśmy się trochę, ale powiedzmy sobie szczerze – to, że Widzewowi odmawiają piłkarze pokroju Staronia, chyba jeszcze dobitniej niż tabela pokazuje, w jakim miejscu znajduje się dziś łódzki klub. Przykra sprawa.
Fot. FotoPyK