Nie wyszła mu szarża po drugi pas na biodrach. Ale trudno, żeby mu wyszła, gdy trafił na Jana Błachowicza w kategorii półciężkiej. Niemniej w wadze średniej Israel Adesanya wciąż jest niepokonany. I dziś znów nie pozostawił wątpliwości – Nowozelandczyk nigeryjskiego pochodzenia nawet poważnie nie spocił się w walce z Marvinem Vettorim. Wszyscy trzej sędziowie wypunktowali każdą z pięciu rund dla mistrza i „The Last Stylebender” zdobył dziesiąte zwycięstwo w kategorii średniej UFC.
W ostatnim tygodniu konflikt Adesanyi z Vettorim zintensyfikował się. Włoch był bardzo zdeterminowany, by zdobyć pierwszy pas UFC dla swojego kraju. Zaczepiał mistrza, kąsał go w wypowiedziach. A Adesanya odpowiadał raz za razem – wciągając go niejako w grę, w której czuje się swobodnie. – Jestem już pod jego skórą. Nawet jeśli twierdzi, że go to nie rusza, to podświadomie zawładnąłem jego głową – mówił Nowozelandczyk urodzony w Nigerii. Albo Nigeryjczyk wychowany w Nowej Zelandii.
Było jasne, że Vettori zrobi wszystko, by sprowadzić mistrza do parteru i tam spróbować rozbijać przeciwnika lub poszukać poddania. To właśnie parter zadecydował o tym, że Jan Błachowicz wpisał pierwszą „jedynkę” do zakładki porażek Adesanyi. Dziś można było jednak z pełnym przekonaniem docenić tamtą dominację Polaka po sprowadzeniach. Błachowicz – gdy obalił Adesanyę – potrafił świetnie skontrolować go z pozycji gardy lub półgardy.
A dziś? Nawet jeśli włoskiemu zawodnikowi udało się już zaliczyć skuteczne sprowadzenie, to „Izzy” z łatwością wykręcał się spod kontroli i przywracał walkę do stójki. Może tylko w trzeciej rundzie przez moment zapachniało nam sensacją, gdy Vettori był bliski zapięcia duszenia zza pleców, ale Adesanya zgrabnie się z tego wywinął.
Przewaga kickbokserska mistrza była druzgocąca. Adesanya paskudnie okopywał wykroczną nogą pretendenta (fakt, że Vettori wytrzymał te low-kicki, to chyba jego największe dzisiejsze osiągnięcie). Kilka razy na rundę smagał wysokimi kopnięciami. Mieszał serię dwóch-trzech ciosów na głowę z niskim kopnięciem. Punktował, punktował, punktował.
Symptomatyczne były ostatnie sekundy czwartej rundy. Vettori przepuścił kolejną próbę obalenia, Adesanya znów ją wybronił i obaj zawodnicy tkwili w klinczu. Kibice zaczęli buczeć, bo coraz bardziej irytował ich przebieg walki, gdy Vettori klei się do rywala przy siatce, a ten kontroluje próby obaleń. „Izzy” przyłożył rękę do ucha, następnie poprosił o głośniejsze buczenie na pretendenta, by ostatecznie… poklepać go po tyłku.
Sędziowie nie mieli wątpliwości, co do rezultatu: każdy z trzech sędziów miał na kartach 50-45, Adesanya ich zdaniem wygrał każdą z rund. To jego dziesiąte zwycięstwo w wadze średniej w UFC, to też trzecia obrona pasa. A co dalej z wagą średnią? Wszystko wskazuje na to, że mistrz stanie do rewanżu z Robertem Whittakerem, którego sam nawet wywołał w wywiadzie z Joe Roganem.
Co poza tym na UFC 263?
Poza walką Adesanya-Vettori oglądaliśmy dziś jeszcze jedną walkę o pas. W starciu wagi muszej Deiveson Figueiredo miał rachunki do wyrównania z Brandonem Moreno. W grudniu obaj zawodnicy dali spektakularne show zakończone remisem, ale tym razem Meksykanin nie pozostawił wyboru mistrza sędziom. Najpierw pięknym lewym powalił Brazylijczyka, ale mistrz zdołał się wybronić przez skończeniem go. Dopiero w trzeciej odsłonie tej walki dopiął swego – zdobył plecy rywala i klasowym duszeniem sięgnął po pas.