Reklama

Mioduski walczy z rzeczywistością. Walka nierówna

redakcja

Autor:redakcja

10 czerwca 2021, 16:06 • 6 min czytania 87 komentarzy

Chwaliliśmy Dariusza Mioduskiego, że w końcu zatrudnił trenera na stanowisko trenera pierwszej drużyny, bo cóż, taki to prezes i właściciel – nie było to wcześniej oczywiste. Raz trener od kobiet, raz siwy bajerant. Teraz jednak wszystko wyglądało nieźle, Legia zdobyła mistrzostwo, ale skończył się sezon, więc przyszły kolejne wyzwania, czyli europejskie puchary, cholernie niedostępne dla warszawian. Trudno się dziwić, że Czesław Michniewicz ma swoje oczekiwania. Tymczasem Mioduski wydaje się być tym bardzo zaskoczony, zapewne też dlatego, że kolejni szamani oczekiwań nie mieli poza pensją co miesiąc.

Mioduski walczy z rzeczywistością. Walka nierówna

Najpierw Michniewicz swoje wątpliwości wyraził w wywiadzie dla Legia.Net. Powiedział: – Trzeba powiedzieć wprost, że sytuacja kadrowa na dziś wygląda bardzo słabo. Jeśli mamy grać na trzech frontach, to kadra musi być szersza, musimy mieć więcej ludzi do gry. W lipcu i sierpniu zagramy 15-16 meczów i tym stanem osobowym, jaki mamy, będzie to trudno pociągnąć.

Na koniec, zapytany o coś optymistycznego, stwierdził, że pogoda jest fajna i ma taka być przez najbliższe dni. Wymowne. Mioduskiego to zirytowało, obaj panowie pogadali w zaciszu gabinetu, natomiast prezes odpowiedział trenerowi w mediach, również w Legia.Net. Nie do końca poważny jest fakt, że prezes z trenerem wbijają sobie szpilki na poziomie jednego portalu (czy nawet gdyby była to liczba mnoga).

W każdym razie Mioduski zaczął swój atak niezwykle efektownie, bo od strzału kulą w płot. Stwierdził: – Trener Michniewicz ma duże doświadczenie i wiedzę, ale do pucharów europejskich przygotowuje się po raz pierwszy.

Jest to dość przerażające, że niby Mioduski w końcu zatrudnił trenera, ale z drugiej strony nie do końca ma pojęcie jakiego. Otóż tak się składa, panie Darku, że Michniewicz prowadził już zespół w europejskich pucharach. I nie, nie chodzi o Legię, którą przejął w połowie drogi po Vukoviciu, ale o Zagłębie Lubin 14 lat temu. My rozumiemy, że wówczas Mioduski mógł się nie interesować futbolem, a takie pojęcie jak „Zagłębie Lubin” poznać dopiero kilka sezonów temu, ale chyba po prostu nie wypada opowiadać podobnych głupot w mediach. Raz, że Mioduski wychodzi na człowieka, który nie ma pojęcia o przeszłości zawodowej swojego pracownika (a powinien ją znać przed zatrudnieniem). Dwa, że dyskredytuje tym samym tego pracownika, mówiąc – tego, chłopie, nie robiłeś, to siedź cicho. A robił.

Reklama

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Dalej mamy kolejne perełki: – Jako klub przekazaliśmy mu wytyczne, że treningi powinny zacząć się miedzy 2 a 4 czerwca, aby mieć 5 tygodni na przygotowania. Trener przesunął jednak termin na 7 czerwca, a na koniec przedłużył jeszcze urlop kilku kluczowym zawodnikom, wiedząc, że kilku innych przebywa na kadrach i nie będą z nami trenowali od początku. To jego decyzje i bierze za nie odpowiedzialność. Ale nie powinien potem być zaskoczony sytuacją, do której sam tymi decyzjami doprowadził.

To jest ciekawe, że Legia przekazuje swojemu trenerowi wytyczne, biorąc pod uwagę to, co się działo u niej przez ostatnie sezony. To znaczy – w pucharach zawsze dostawali w ryj. Czy przyjechał Luksemburg, czy Słowacy, czy ktoś nawet trochę mocniejszy, na końcu i tak nie było fazy grupowej. Dlatego mamy prawo nie ufać tym wytycznym. Więcej – jeśli to takie same wytyczne, jak ostatnio, trzeba je wrzucić do śmieci. Ponadto skoro Mioduski zatrudnił trenera, to ważne słowo, warto byłoby mu zaufać.

Michniewicz zresztą tłumaczył się z różnych terminów na powroty swoich piłkarzy. Mówił: – Artur Boruc będzie odpoczywał nieco dłużej, podobnie jak Filip Mladenović. „Mladen” trenował jeszcze tydzień po sezonie, przygotowywał się do meczu reprezentacji Serbii. Ostatecznie przez uraz kostki nie pojechał na zgrupowanie, ale był siedem dni dłużej w treningu i dlatego będzie miał dłuższy urlop, czas na wyleczenie się. Będzie z nami od poniedziałku. Bartka Kapustkę zatrzymały sprawy osobiste, przyjedzie do nas dopiero w środę. Ernest Muci przyleci dopiero w poniedziałkowe popołudnie. Rafael Lopes będzie lądował dziś o 15. w Warszawie – taki samolot mu najbardziej pasował. Powinien się pojawić na drugim, poniedziałkowym treningu. Jasurbek Yaxshiboyev jest chory, nie ma go z nami. Nie wiadomo czy pojedzie z nami na obóz.

Oczywiście w retoryce Mioduskiego najłatwiej jest wrzucić wszystkich do jednego worka i stwierdzić, że Michniewicz to niestety taki dobry wujek, że pozwolił przykładowemu Mladenoviciowi pojeździć na wielbłądzie w Egipcie, bo przecież pieprzyć treningi.

Niestety Mioduski ma ten problem, że lubi dostrzegać problemy wszędzie, tylko nie u siebie. Mówi tak: – Wszyscy mamy przed sobą jeszcze bardzo ciężką pracę, ale nie mam wątpliwości, że jako klub dostarczamy trenerowi narzędzia i elementy niezbędne do awansu do europejskich pucharów. Drużyna nie została osłabiona, a podstawowej kadrze jest stabilizacja. Oprócz Pawła [Wszołka] nikt nie odszedł. Wzmocniliśmy się na dwóch kluczowych pozycjach, a następne wzmocnienia są w drodze.

Reklama

Kolejne półprawdy, bo odszedł choćby Gwilia, który wiosną wystąpił w dziesięciu meczach i jasne, częściej z ławki, ale dawał trenerowi komfort wyboru. Szabanow do kontuzji grał w każdym meczu, ponadto nie ma Vesovicia, co w połączeniu z odejściem Wszołka pozostawia Michniewicza bez nikogo na prawym wahadle, gdyż Juranović jest na Euro (i cholera wie, czy po dobrym występie z niego w ogóle wróci, a że nie zdąży na pierwsze mecze to wręcz pewne).

Mioduski jest natomiast dumny, że dopiął dwa transfery i kolejne są w drodze. Fantastycznie, tylko że to ten sam Mioduski mówił w grudniu w Canal +: – Nie możemy czekać do lata, tylko zimą szykować się do pucharów.

No to teraz, z ręką na sercu – czy kadra Legii jest gotowa na puchary? Czy gdyby dzisiaj, 10 czerwca, trzeba było się mierzyć w Europie, uznawalibyśmy skład Legii za odpowiedni, nawet żyjąc w świecie bez Euro, czyli z Pekhartem i Juranoviciem? Oczywiście, że nie, przecież sam Mioduski przyznaje – robimy dalsze transfery. A miało być inaczej. Tymczasem Michniewicz na początku czeka na piłkarzy, których zdaniem Mioduskiego powinien mieć w styczniu. Przecież to absurdalne.

Oczywiście temu też może być winny Michniewicz, bo nie lubił się z takim Wszołkiem. Serio: – Co do Pawła Wszołka, to też żałuję że nie ma go z nami, tym bardziej, że finansowo byliśmy dogadani, ale słowa trenera mnie dziwią, ponieważ jest tajemnicą poliszynela, że o tej decyzji zadecydowały właśnie relacje z trenerem i niepewność wynikająca z ograniczonego zaufania. Jestem przekonany, że w innej sytuacji Paweł byłby nadal w Legii.

Też jesteśmy przekonani, że gdyby Michniewicz zabierał Wszołka na karaoke i pikniki, to ten by został, odrzucając ofertę z Bundesligi.

Ach, niby ta Legia pod wodzą Mioduskiego chciałaby iść w stronę profesjonalizmu, ale wybiera się jak sójka za morze. Oczywiście ktoś ma prawo zgadzać z Mioduskim w jakichś aspektach tej rozmowy, natomiast jednocześnie wszyscy musimy się zgodzić z jednym – ta sytuacja nie jest poważna. Najpierw trener narzeka w mediach, potem prezes narzeka na trenera, również w mediach i jest w tym dość niekompetentny. Nie ma to wiele wspólnego z powagą.

A eliminacje do Ligi Mistrzów za pasem. Wydawało się, że Legia podejdzie do nich w lepszej atmosferze.

OBSTAWIAJ MECZE POLSKI W FUKSIARZ.PL!

Polska awansuje do ćwierćfinału Euro - kurs 3,20

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

87 komentarzy

Loading...