Wielokrotnie sami narzekaliśmy – Ekstraklasy nie da się pojąć, nie da objąć umysłem, nie da objaśnić i dokładnie rozpracować. Można próbować – Andrzej Kałwa na przykład zebrał prawie dwa kilo notatek (to nie żart, ani hiperbola!), można się starać, ale zasadniczo to nadal liga bardzo ciężka do usystematyzowania i wyjaśnienia. Mimo to postaraliśmy się w jakiś sposób wyłonić szesnastu ludzi, którzy mieli największy wpływ na jej obraz w 2014 roku, szczególnie w jego drugiej połowie, gdy rozpoczął się sezon 2014/15.
Szesnastu ludzi z największym, kolosalnym wpływem na swoje kluby. Szesnastka, bez której ciężko wyobrazić sobie Ekstraklasę. Szesnastka, która w 2014 była w największym stopniu odpowiedzialna za sukcesy i w największym stopniu odpowiedzialna za klęski. Czasem to właściciel, czasem trener, jeszcze w innym przypadku piłkarz. Łączy ich jedno – bez nich nie sposób zrozumieć Ekstraklasy.
Legia Warszawa: Bogusław Leśnodorski
Tutaj wybór jest szalenie prosty, niemal tak prosty, jak u jego odpowiednika z Bydgoszczy będącego dziś na drugim końcu tabeli. Oczywiście, to nie Leśnodorski strzelał bramki w Lidze Europy, to nie on również wywalczył mistrzostwo i pozycję lidera po rundzie jesiennej, ale możemy być pewni, że miejsce, w którym jest dzisiaj Legia to przede wszystkim jego zasługa. Najlepsza recenzja jego poczynań? Trzy sytuacje, które doskonale oddają charakter pracy prezesa i właściciela warszawskiego klubu. Jeden – Ondrej Duda i cała historia jego transferu, przy którym Leśnodorski w kluczowym momencie wsiadł w prywatny samolot i poleciał do Koszyc. Dwa – kolekcja ciuchów Legii, niby banał i drobiazg, ale operując na kwotach – pieniądze pozwalające utrzymać klub z pierwszej ligi. Trzy – poukładanie współpracy z kibicami w taki sposób, że powyższe ubrania mogą znaleźć nabywców, a Legia zwyczajnie jest “modna”. Jasne, były i wtopy, było pewnie sporo błędów, wykluczenie z Ligi Mistrzów też przecież pośrednio obciążało samą górę warszawskiego klubu. To jednak tylko udowadnia i potwierdza, że dziś, jutro, w tym roku, pewnie i w przyszłym, a jeśli nic się nie wysypie to również za dwa i trzy lata, człowiekiem odpowiedzialnym za Legię w największym stopniu jest właśnie Bogusław Leśnodorski.
Śląsk Wrocław: Tadeusz Pawłowski
Na początku zastanawialiśmy się – kto miał większy wpływ na grę Śląska, Flavio Paixao, który nagle, kompletnie bez zapowiedzi, zaczął grać nie jak gorsza wersja, ale prawdziwy brat-bliźniak Marco, czy raczej Sebastian Mila, który wziął się za siebie i od gościa odsuniętego od składu dobił do statusu bohatera reprezentacji Polski? Chwila zastanowienia co łączy obie postacie, dodanie do tego wyników Śląska w całym 2014 roku i przede wszystkim: wspomnienie sympatycznego czeskiego szkoleniowca. Wszystko łączy się w całość. Wrocławski numer jeden to ten sam gość, który na konferencji prasowej latał w toplessie. Tadeusz Pawłowski wyglądał jak niegroźny, wiecznie uśmiechnięty ekscentryk, który niestety jest delikatnie oderwany od rzeczywistości. On tymczasem wykręcił maksimum nie tylko ze wspomnianej dwójki, ale i z pozostałych zawodników Śląska, majstrując wynik, który ustępuje tylko Legii za kadencji Berga. Gdyby nie Norweg – murowany faworyt do nagrody trenera roku. I oczywiście główny architekt wszystkich sukcesów Śląska – od miejsca w tabeli, po doprowadzenie do takiej formy Paixao i Mili…
Lech Poznań: Mariusz Rumak
Dziś możemy już nieśmiało mówić, że oglądamy Lech Poznań Macieja Skorży, a nie Mariusza Rumaka, nic nie zmieni jednak faktu, że to właśnie on w największy sposób odpowiada za to, w któym miejscu jest dziś “Kolejorz”. Oczywiście – kibice wskazywali, że ich trener niejednokrotnie był bezradny wobec braku wzmocnień. Oczywiście, Rumak walczył nie tylko z rywalami, ale i z poznańskim minimalizmem, który tak mocno piętnowali fanatycy z Kotła. Nie zmienia to jednak faktu, że tak długie trzymanie na stanowisku człowieka, który nie potrafił wykrzesać energii i werwy z takich – jak na nasze warunki – klasowych zawodników jak Lovrencsics, Hamalainen czy Pawłowski było kluczowe dla wyników Lecha. Dziwna wiara, że w końcu Rumak ich odmieni, w końcu ich rozrusza, która skutkowała przegraniem ligi, potem kompromitacją w europejskich pucharach, a wreszcie i sporą stratą do podium Ekstraklasy w rundzie jesiennej. Skorża nie jest lekiem na całe zło i nie odmienił Lecha w trzy godziny, ale nie ma żadnych wątpliwości, że myśląc o “Kolejorzu” w 2014 roku widzimy przede wszystkim Rumaka z tym samym, bezbarwnym i bezradnym wyrazem twarzy. Gdy dodamy do tego fakt, że apatia promieniowała od niego na cały zespół – chyba dobrze się stało, że ten związek już się skończył.
Wisła Kraków: Semir Stilić
Pierwszy zawodnik w zestawieniu, ale nie mamy wątpliwości – zdecydowanie zasłużył na miejsce pośród ludzi decydujących o obliczu tej ligi. Chyba jeden z nielicznych piłkarzy w Polsce, którzy mogą przyciągać na stadion wyłącznie swoją obecnością. Ciężko sobie wyobrazić, że poznaniak “idzie na Hamalainena”, a legionista “na Dudę”, tym bardziej, że w Warszawie rotacja jak w kadrach w “Biedronce”. Z łatwością za to wyobrażamy sobie wiślaków, którzy spaliliby kukłę prezesa, gdyby pozwolił odejść znakomitemu pomocnikowi. Średnia z not Weszło – 5,26, czyli bardzo wysoka. Jest dycha, są dwie dziewiątki, siedem goli, sześć asyst, cztery kluczowe podania. W stworzonych sytuacjach też w ścisłym czubie. Z duetu Stilić-Brożek decydującym o liczbie goli Wisły, to właśnie mózg jest tym ważniejszym ogniwem, bez którego Wisła staje się dość bezradna. Smuda? Jasne, fajnie to poukładał. Bednarz? Może gdyby wytrwał na stanowisku. Wisła to dziś przede wszystkim twarz Stilicia. Co naturalnie ma też swoje przełożenie na mecze, w których mózg gra słabiej…
Jagiellonia Białystok: Michał Probierz
Z wyglądu czysty Guardiola, ale sposobem pracy Probierz od dawna nawiązuje raczej do złotoustych menedżerów, którzy starają się przenieść uwagę i presję mediów z zawodników na trenera. To Probierz najgłośniej dyskutuje o sędziach, to Probierz bryluje w mediach, to Probierz prowokuje swoimi wypowiedziami na Twitterze. Już w czasach ŁKS-u zawodnicy zwracali uwagę, że gdyby nie trener, cała organizacja klubu wyglądałaby kompletnie inaczej. Nagle za jego kadencji znalazły się pieniądze na wynajęcie porządnego boiska, nagle znalazły się fundusze na spłacenie części zaległości. Można spekulować, na ile fantastyczna forma Piątkowskiego czy bardzo dynamiczny rozwój Gajosa to jego zasługi, ale jeśli chcielibyśmy nadać Jagiellonii twarz, wybrać jej najbardziej charakterystyczne i najbardziej medialne ogniwo – na pewno byłby to właśnie Probierz.
Górnik Zabrze: oczywiście Józef Dankowski
Mamy wrażenie, że w Górniku nie tylko żaden z piłkarzy nie odda strzału bez komendy pana Józefa, ale i żaden kogut nie zapieje bez jego aprobaty i błogosławieństwa. Niby tylko trener, ale jaki. Łączy funkcję szkoleniowca odpowiedzialnego za przygotowanie poszczególnych zawodników, wytrawnego taktyka ustalającego od A do Z sposób gry jego zespołu, motywatora pokrzykującego przy linii oraz w szatni, a wreszcie i rzutkiego organizatora na angielską modłę. Oczywiście, momentami korzysta z pomocy Roberta Warzychy, momentami pewnie radzi się również innych osób, ale nie ma ŻADNYCH wątpliwości, że to on jest tam prawdziwym rozgrywającym, który ma wpływ na wszystkie decyzje podejmowane w klubie. Prawda?
Pogoń Szczecin: Dariusz Wdowczyk
Tak, wiemy, że dość wcześnie rozstał się z Pogonią, wiemy, że spory wpływ na grę “Portowców” w tym roku miały transfery i kontuzje. Nie możemy jednak oprzeć się wrażeniu, że Wdowczyk w pewien sposób wepchnął się na świecznik i przed kamery, stając się jednym z najgłośniejszych elementów szczecińskiej układanki. Na trybunach z kibicem kłóci się Wdowczyk, sędziów krytykuje ten, który kiedyś ich korumpował, czyli Wdowczyk, na dziennikarzy żali się Wdowczyk, statystyki nazywa liczbami dla szaleńców – Wdowczyk. Notuje jedne z najgorszych wyników w lidze, spuszcza Pogoń coraz niżej i kompletnie nie potrafi odnaleźć antidotum na jej słabszą grę? Dariusz Wdowczyk. Mamy wrażenie, że przeciągnięcie go na stanowisku aż do października też miało potężny wpływ na wizerunek całej Pogoni – choćby przez to, że im bliżej zwolnienia i im gorsze wyniki, tym bardziej agresywny robił się były już trener Pogoni.
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Leszek Ojrzyński
O ile porażka Lecha ma twarz Rumaka, a wtopa organizacyjna Legii – Marty Ostrowskiej, o tyle futbol pt. “coś z niczego” symbolizuje postać Leszka Ojrzyńskiego. Gdy trafiał do Korony – sami bijemy się w pierś – nie wierzył w niego nikt. Kibicom przeszkadzało, że drużynę przejmuje nikomu nieznany trener. W jakich okolicznościach odchodził? Wszyscy pamiętamy, bo… nie pamiętamy, by jakiegokolwiek trenera żegnano w Polsce z takim przytupem. Kiedy wydawało się, że Ojrzyński wyrobił sobie taką markę, że może poczekać na przejęcie silnego, stabilnego klubu, nieoczekiwanie wziął pierwsze lepsze Podbeskidzie. Efekt? Wynik niebywały. Niewiarygodny. Cudowny. Za rok 2014 ta słowacko-malinowsko-chrapkowa składanka zajmuje czwarte miejsce w lidze, za Legią, Lechem i Śląskiem oraz zdecydowanie np. przed Wisłą. Ojrzyński – cudotwórca. Inaczej nie da się tego scharakteryzować.
GKS Bełchatów: Arkadiusz Malarz
Jeśli odliczymy osiem goli wpuszczonych w meczach z Legią i Lechem, Arkadiusz Malarz i cała defensywa Bełchatowa zawiedli tylko dwanaście razy w siedemnastu meczach. Jak na beniaminka z defensywą nieszczególnie wzmacnianą po awansie do Ekstraklasy – kompletnie inny poziom. Piłkarska jakość, ale i charyzma, siła, wpływ na cały zespół. O ile Makowie mieli wzloty i upadki, nawet w świetnej linii obrony zdarzały się kiksy, a i reszta zawodników Bełchatowa miewała lepsze i gorsze chwile – Malarz bezustannie trzymał swój wysoki poziom. Średnia na Weszło: 5,53. Tylko dwie czwórki, w dodatku obie w ostatnich trzech meczach rundy. Kilka razy ratował Bełchatów, ale przede wszystkim gwarantował spokój. Wiosna, jeszcze w I lidze? Malarz w sezonie 2013/14 zagrał we wszystkich 34 meczach ligowych. Wpuścił 27 goli. Sklep zamknął na trzy kolejki przed końcem, potem już jechał na czystych kontach. Mało?
Piast Gliwice: Doskonałe pytanie
Piast Gliwice. Ligowa zagadka. Kolejne resultados historicos nakazują sądzić, że jego najbardziej rozpoznawalnym i kluczowym elementem jest człowiek, który wydawał się turystą z Malediwów. Mamy jednak pewne opory, by z całą stanowczością stwierdzić, że oto jest architekt świetnej gry Piasta. Kręcina, który przyciągnął do Gliwic reprezentanta Estonii? Też nie do końca. Może człowiek w masce, czyli Wilczek? Więcej goli ma Fiodor Cernych… Ustalmy, że twarzą Piasta i jego wielkim symbolem jest ta niesamowita łatwość, z jaką przychodzą im kolejne niezłe wyniki. Niby nikt tam o niczym nie decyduje, nikt nie wygląda na doskonałego fachowca z marką i renomą, a jednak, wszystko chodzi jak w zegarku. I kręci się z niesamowitą prędkością. Gdybyśmy mimo to mieli postawić na konkretne nazwisko – jednak Angel Perez Garcia. Nawet nie za odnoszenie sukcesów, za ich sprzedawanie w mediach.
Górnik Łęczna: Fiodor Cernych
Czy Fiodor Cernych faktycznie był aż takim kozakiem, że samodzielnie pociągnął cały zespół Górnika Łęczna? Dlaczego to właśnie on jest naszym zdaniem najważniejszym ogniwem tej drużyny, ba, całego klubu? Cóż, Cernych zasłużył na to miano nie tylko swoimi dziewięcioma golami, ale i horrendalną ilością zmarnowanych sytuacji. Liczyliśmy jego setki, bodaj w 17. kolejce spudłował po raz ósmy. Mógłby podwoić swój dobytek, gdyby wykorzystywał wszystkie doskonałe podania od kolegów, a kto wie, gdzie dzięki niemu byłby w tym momencie Górnik. Cernych był więc tym języczkiem u wagi, tą kroplą, która wielokrotnie decydowała, czy czara się przeleje. Cały zespół grał w miarę równo, regularnie wypracowywał okazje, regularnie pracował na swojego snajpera. Tym, co decydowało o wynikach zespołu nie były ani decyzje Szatałowa, ani transfery klubu, ani dobra gra Tomasza Nowaka czy Grzegorza Bonina. Decydował Cernych. Czasem wychodziło to Górnikowi na dobre, czasem na złe, ale jego roli umniejszyć się nie da. Liczby mówią same za siebie.
Cracovia: Mateusz Żytko
Trudno znaleźć lepszy obrazek Cracovii, niż podążający powoli na swoją pozycję Mateusz Żytko. Naprawdę, myślimy o “Pasach”, widzimy wiecznie przybitego Żytkę, który po popełnieniu błędu i stracie gola snuje się ze spuszczoną głową w kierunku środka boiska. Symbol. Apatia, niechęć, rezygnacja, frustracja. Jest sympatyczny, jest inteligentny, jest elokwentny, ale przy tym na boisku wygląda jak sfrustrowany amerykański korposzczur po ośmiu godzinach siedzenia za biurkiem. Filipiak? Tak, ma na koncie sporo kompromitacji. Podoliński? Oczywiście, jego 3-5-2 to też symbol. Ale twarzą Cracovii jest właśnie ta umęczona i zatroskana, bezradna i sfrustrowana, należąca do Mateusza Żytki.
Lechia Gdańsk: Sami chcielibyśmy wiedzieć kto
To chyba największy problem Lechii Gdańsk. Nie wiadomo kto ma decydować o grze obronnej, nie ma lidera w środku, przez długi czas nie było trenera na ławce, nie ma żadnej osoby odpowiedzialnej za te wszystkie transfery, nie ma nikogo, kto mógłby uosabiać ten zespół. W końcówce roku – od biedy Brzęczek, który stara się to wszystko poukładać po swojemu, między innymi wprowadzając do szatni (!) język polski. Wcześniej jednak, szczególnie za panowania trenerskiego bezkrólewia – nikt nic nie wie, nikt za nic nie odpowiada. Zespół, ba, cały klub bez wyraźnej twarzy. Dosłownie i w przenośni.
Korona Kielce: Ryszard Tarasiewicz
Niby pracował w Kielcach tylko w drugiej połowie roku, ale już zdążył swoim nazwiskiem podkreślić cały niepowtarzalny klimat Korony. Ten klub to bowiem klasyczny przykład podróżowania od ściany do ściany, często w potężnym chaosie i z pozoru bez żadnej wizji. Co przychodziło na myśl po stwierdzeniu “Korona Tarasiewicza” w połowie rundy? Nazwiska Leandro, Ouattara, do tego ogólna niemrawość wszystkich zawodników i Janota, wiecznie przeceniany, wiecznie pompowany w irracjonalny sposób. Doszło nawet do sytuacji, gdy szyderczą oprawę o “strzelcach” zaprezentowali fanatycy z młyna, zawsze podkreślający swoje szczególne stosunki z zespołem. Czy to było zarycie głowami w dno? Trudno powiedzieć, ale późniejsza, równie absurdalna seria zwycięstw pasowała do tego miejsca, do Kielc, do Tarasiewicza, do samej Korony. Trener jest tu symbolem cierpliwości klubu, który wyczekał, aż uda się odpalić. Jest symbolem budowania w sporym pośpiechu, często w zagadkowy sposób (były nawet próby przesunięcia Golańskiego na mózg), często z beznamiętną, kompletnie pozbawioną emocji twarzą, mimo że wszystko wokół pali się i wali. Tarasiewicz. Ugrał z Zawiszą wynik życia, chciał przejąć zagraniczny klub, skończył na dnie Ekstraklasy. Tarasiewicz – wpuścił Koronę w strefę spadkową, by po chwili wyciągnąć ją stamtąd w zaprzeczający prawom logiki sposób. Nie można wyznaczyć innego symbolu Korony 2014, nawet jeśli był w Kielcach dopiero od czerwca.
Ruch Chorzów: Jan Kocian
Symbol Ruchu Chorzów pod każdym względem – najpierw fantastyczny wynik z, ustalmy od razu, nieszczególnie mocarnym składem, potem świetna, ambitna walka w pucharach i wreszcie fatalna dyspozycja w lidze zakończona dość chłodnym pożegnaniem. Czy przedwczesnym? Czy nieuzasadnionym? Ciężko w tej chwili wyrokować, biorąc pod uwagę pozycję i potencjał Ruchu za kadencji Kociana i obecną sytuację pod rządami najsmutniejszego ze smutnych. Faktem jest jednak, że to właśnie wokół sympatycznego szkoleniowca rozpętały się największe chorzowskie zawieruchy 2014 roku. Wtedy, gdy sensacyjnie wepchnął Ruch do eliminacji Ligi Europy, wtedy, gdy nieźle radził sobie w tych rozgrywkach i wreszcie wówczas, gdy przy ogromnej dyskusji o cierpliwości polskich działaczy zakończył swoją przygodę z Chorzowem.
Zawisza Bydgoszcz: Radosław Osuch
W Bydgoszczy 2014 był bez wątpienia rokiem Radosława Osucha. Gdy klub odnosił spektakularne sukcesy wygrywając Puchar Polski i zdobywając miejsce w grupie mistrzowskiej – to na nim skupiły się zachwyty. To on odpowiadał za transfery, to on odpowiadał za poukładanie tego zespołu, oglądając go triumfującego z pucharem podczas ceremonii po finałowym meczu PP mogło się wydawać, że samodzielnie wygrywał wszystkie spotkania. Bez wątpienia Osuch stanowił największą siłę Zawiszy – jego kontakty, rozeznanie na rynku piłkarskim, sposób prowadzenia klubu pozwolił na ogromny sukces, który zwieńczył cały okres “panowania” w Zawiszy. Potem zaczął się jednak równie spektakularny zjazd, który dziś możemy sobie obejrzeć w tabeli Ekstraklasy i w dowolnym skrócie z meczu rozgrywanego w Bydgoszczy. Nie ma kibiców, nie ma piłkarzy, nie ma wyników, nawet trener wygląda, jakby miał się za moment poddać. Tak jak Osuch był wynoszony na piedestał w momencie największych sukcesów, tak i teraz jemu wypada przypisać klęskę. Nie przestał odpowiadać za transfery. Nie przestał prowadzić klubu na swój własny, unikalny sposób. Nie przestał brylować w mediach, nie przestał przyciągać uwagi. Wciąż jest w Zawiszy najważniejszym i kluczowym ogniwem, niemal w całości, od A do Z, odpowiedzialnym za kształt klubu. Tak było w czasie wielkich sukcesów, tak jest i teraz, po serii porażek. W 2015? Cóż, ciekawe czy wytrwa do przyszłorocznych, grudniowych podsumowań…
Fot.FotoPyK