To jest bardzo nieprzyjemne uczucie, gdy czytasz wywiad z Wojciechem Stawowym i… tracisz czas. Czytasz, czytasz i czytasz, a on ciągle gada mniej więcej z sensem. Ale nie poddajesz się, bo przecież wiesz, że ten człowiek zawsze musi coś palnąć i że to silniejsze od niego, więc brniesz dalej. I wtedy – Eureka!
ZROBIŁ TO PONOWNIE.
Strażak Wojtek jest niemożliwy. W wywiadzie udzielonym łódzkiej „Gazecie Wyborczej” (całość na portalu sport.pl) poprosił, aby osoby, które dzisiaj kpią z jego słów o awansie Widzewa do Ligi Mistrzów w trzy lata, nie klepały go po plecach, kiedy już awans będzie. Wszyscy dzisiejsi kpiarze – z nami na czele – mają schować się do głębokich dziur. Aż musimy to zacytować dosłownie…
Na koniec spytam o pana niedawną wypowiedź, która wielu rozśmieszyła. Stwierdził pan, że jeśli uda się w tym sezonie utrzymać, to w kolejnym celem drużyny będzie awans do ekstraklasy, a za trzy lata eliminacje Ligi Mistrzów. Uczciwie mówię, że też się śmiałem.
– Powiedziałem to świadomie. Nie podpisałem z Widzewem długiego kontraktu tylko po to, by go wypełnić. Chcę tutaj coś zrobić i nie uważam, by była to wizja, z której należy się śmiać. Owszem, patrząc na dzisiejszą sytuację drużyny, to można się uśmiechnąć, a nawet współczuć temu panu z wąsem, który to mówi, ale jeśli ktoś się nad tym zastanowi, to zauważy, że nie jest to pozbawione logiki. Jeśli się utrzymamy, to w kolejnym sezonie zrobimy wszystko, by walczyć o ekstraklasę. Dalej będziemy też wzmacniać drużynę, budować ją. Jeśli uda się wrócić do ekstraklasy, może na otwarcie nowego stadionu, to dlaczego mam nie walczyć o mistrzostwo Polski? Czy to jakaś sensacja, że chcę stawiać sobie i drużynie nowe cele? O co mamy walczyć? O utrzymanie? Pomijam kwestie budżetu, kwestie kadrowe, ale przecież po to piłkarz wychodzi na boisko, by wygrywać. Muszę im dawać dobry przykład. A trzy lata to kupa czasu, to aż sześć okresów przygotowawczych.
Życzę więc panu sześć okresów przygotowawczych albo i więcej w Widzewie. Niestety jeszcze żadnemu trenerowi w erze Sylwestra Cacka się to nie udało.
– Może mi się uda… Dziś się wszyscy śmieją z moich planów, ale co zrobią wtedy, gdy jednak się uda? Niech nie przychodzą wtedy poklepać nas po plecach.
Z naszej strony zapewniamy – nie będziemy nikogo klepać po plecach, chyba że po to, aby pomóc w odkrztuszeniu. Tym, którzy zadławili się śmiechem.
Jak widać, Wojciech Stawowy nie wyciąga lekcji z przeszłości. Ligę Mistrzów zapowiadał już w Cracovii i Arce Gdynia, tylko w GKS-ie Katowice troszkę się krygował i dla „Gieksy” zaplanował jedynie start w europejskich pucharach. Niestety, z każdego kolejnego klubu jest wyrzucany, a pucharów jak do tej pory podczas swojej spektakularnej kariery nie miał okazji liznąć.
Teraz los się ma odmienić w Łodzi.
Niestety, to jest bardzo smutna sprawa. Coraz częściej mamy wrażenie, że jeśli ktoś będzie pana Wojtka klepał po plecach, to jednak nie kibice, ale opiekunowie w jakimś zamkniętym ośrodku. A już zupełnie nie możemy pozbyć się natrętnej myśli, że Stawowy zwyczajnie nie jest inteligentnym człowiekiem. Bo ktoś inteligentny jednak wie, kiedy publicznie robi z siebie durnia i stara się takich momentów unikać. Wie, kiedy wygaduje takie rzeczy, że aż zawodnicy kpią za plecami. Każdemu z nas czasami przychodzą do głowy myśli, którymi woli nie dzielić się z otoczeniem i co normalniejsze jednostki faktycznie potrafią się nimi nie dzielić.
Cała Polska – z zawodnikami Widzewa włącznie – musi postrzegać Stawowego jak wariata, a on zamiast wyciągnąć z tego wnioski (bo trener nie powinien być wariatem), konsekwentnie brnie w stronę całkowitej dewastacji wizerunku.
„Jeśli uda się wrócić do ekstraklasy, może na otwarcie nowego stadionu, to dlaczego mam nie walczyć o mistrzostwo Polski? Czy to jakaś sensacja, że chcę stawiać sobie i drużynie nowe cele? O co mamy walczyć? O utrzymanie?”
No, jeśli mielibyśmy coś doradzić, to sugerowalibyśmy właśnie walkę o utrzymacie. To nic złego.
Ale najpierw powalczylibyśmy o terminy u terapeuty.
Fot. FotoPyK