Myślisz derby Dolnego Śląska i nie widzisz przed oczami meczu, na który czekasz cały sezon. Dobra, może jeśli jesteś fanatycznym kibicem Śląska albo Zagłębia, to pojawia się kilka niezbyt aktywnych motylków w brzuchu, jakieś śladowe podekscytowanie, ale umówmy się: w polskiej skali te spotkania nie mają wielkiego znaczenia, choć potrafią być rewelacyjnymi widowiskami. Teraz będzie nieco inaczej. Śląsk i Zagłębie zaliczają niełatwy do sklasyfikowania sezon, który wpisuje się do tego w szerszy profil egzystencji tych dwóch organizacji, ale dalej mają szansę na zajęcie czwartego miejsca i zagrania w europejskich pucharach.
Krótki rzut oka na tabelę.
4. Warta – 39
5. Zagłębie – 39
6. Piast – 39
7. Lechia – 38
8. Śląsk – 38
Mistrza już znamy, skład podium też. W czołówce najbardziej zacięta jest więc walka o czwarte miejsce. Dziewiątą pozycję zajmuje Jagiellonia, która ma jeszcze szanse doskoczyć do powyższej grupy, ale bądźmy realistami: Jaga się przebudowuje, przeżywa kryzys tożsamościowy, gra w kratkę i jest skazana na przeciętność. Dziesiąty jest Lech, po którym można oczekiwać spektakularnego skoku formy, ale pozycję startową Kolejorz ma – delikatnie mówiąc – nie najlepszą. Jedenasty jest Górnik, ale na ekipę Marcina Brosza przykro patrzy się jakoś od grudnia, na wielkie cuda nie ma co liczyć. Reszta skupia się na walce o utrzymanie. Klasą średnią wyższą jest więc Śląsk, Lechia, Piast, Zagłębie i Warta.
I w przypadku Śląska i Zagłębia jest to nieco zabawne, bo oba kluby miały już w tym sezonie momenty, kiedy wydawało się, że już nic dobrego im się w tej kampanii nie przytrafi. Śląsk, za późnego Vitezslava Lavicki, irytował bylejakością i nijakością. Od stycznia do połowy marca wygrał tylko raz w ośmiu spotkaniach. Zagłębie zaś klasycznie cierpiało na swoją chroniczną chorobę – nieregularność, która stała regularna. Trzy porażki. Dwa zwycięstwa. Trzy porażki. Dwa zwycięstwa. I tak w kółko. W myśl jakiejś szalonej labilności. W międzyczasie Śląsk wymienił trenera, Zagłębie miało wymieniać, ale ostatecznie Martin Sevela dalej prowadzi Miedziowych. Naprawdę trudno powiedzieć, żeby to był specjalnie udany sezon dla jednych albo dla drugich.
Ale dalej to wszystko może skończyć się happy endem.
Ciekawie o tej sytuacji opowiadał Jakub Żubrowski w Weszłopolskich.
Walka o czwarte miejsce przypomina wyścig ślimaków. Mamy wysoką pozycję pomimo tego, że to średni sezon w naszym wykonaniu, przypomina on sinusoidę. Dopiero z Wisłą Kraków udało się przełamać klątwę Zagłębia Lubin, wygrać trzeci mecz z rzędu, co wywindowało w tabeli. Jesteśmy teraz w czołówce, więc mam nadzieję, że uda się zakończyć rozgrywki fajnym akcentem.
Stawiać pieniądze na to, że Zagłębie będzie na czwartym miejscu?
Nie wiem sam.
Właściwie tak samo mógłby odpowiedzieć jakiś piłkarz Śląska Wrocław. „Nie wiem sam” – jakże zgrabnie ujmuje to tegoroczne poczynania Śląska i Zagłębia. Przed derbami Dolnego Śląska niby w lepszej formie znajduje się Zagłębie Lubin, bo odkąd rzutem na taśmę wyrwało trzy punkty z paszczy Podbeskidzia, nie przegrało jeszcze ze Stalą, Wisłą Kraków i Piastem, ale czy tak nierealne jest, że zaraz sezon skończą trzema porażkami? No chyba nikt, kto choć trochę śledzi Ekstraklasę, nie wątpi w realność takiego scenariusza. To byłaby taka puenta po lubińsku. A Śląsk? Odkąd przejął go Jacek Magiera widać poprawę, większy rozmach, świeższy pomysł, ale czy wyniki są jakieś oszałamiające? Nie, bo porażka z Rakowem, wygrane z Jagiellonią i Podbeskidziem, a także remisy z Górnikiem i Lechią nie dodają Magierze ani wielkiej chwały, ani nie przebijają balonika oczekiwań.
Zgaduj-zgadula. Tak wygląda terminarz obu klubów do końca sezonu. Oczywiście już po rozegranych dolnośląskich derbach.
Zagłębie Lubin:
-
7 maja – Pogoń Szczecin
-
16 maja – Wisła Płock
Śląsk Wrocław:
-
9 maja – Warta Poznań
-
16 maja – Stal Mielec
Czy ktoś będzie miał specjalnie łatwiej albo specjalnie trudniej? Nie. Pogoń będzie biła się o wicemistrzostwo, Warta o czwarte miejsce, Wisła Płock będzie chciała zwycięstwem skończyć ten etap przygody z Maciejem Bartoszkiem na ławce trenerskiej, a Stal Mielec może mieć jeszcze realne szanse na utrzymanie, więc na pewno nikt nie odpuści. Dlatego też ten mecz między Śląskiem a Zagłębiem może okazać się decydujący. Dla zwycięzcy oznaczać będzie duży krok w stronę europejskich pucharów (jeśli Raków wygra Puchar Polski), dla przegranego duży krok w stronę wielkiego i kolejnego rozczarowania. No bo nie da się ukryć, że w ostatnich latach Śląsk i Zagłębie nieprzeciętnie rozczarowują.
Śląsk wywodzi się z wielkiego ośrodka miejskiego. Nie tak dawno wygrywał mistrzostwo Polski, nie tak dawno występował w europejskich pucharach. Ma potężny i nowoczesny stadion. Nie brakuje środków na transfery i pensje. Całkiem nieźli piłkarze chętnie tu przychodzą. A jednak rok temu skończyło się na piątym miejscu. Dwa lata temu na dwunastym, trzy lata temu na dziesiątym. Mniej lub bardziej poniżej oczekiwań. Bo Śląsk stać na rokroczne granie w pucharach. Tym bardziej że drużyna się rozwija. We Wrocławiu grają coraz lepsi piłkarze. Jest ciekawa młodzież, są weterani boisk, wielokrotnie po tej drużynie widzieliśmy, że jakości czysto piłkarskiej nie brakuje, a jednak coś nie grało, coś się nie spinało.
Zagłębie jest zaś jednym z najbardziej komfortowych miejsc dla piłkarza w tym kraju. To już stało się stereotypowe, że w Lubinie można zarobić, można fajnie pograć w piłkę, ale przy tym nie trzeba się specjalnie stresować presją na wynik. Bo Zagłębie ma kasę, ma ośrodek, ma akademię, ma głośne nazwiska w składzie, ma solidnie zbilansowany skład, ale rezultatów jak nie miało, tak nie ma. Kolejne lata to rozczarowanie za rozczarowaniem.
Te derby powiedzą wiele o obu drużynach. W końcu będzie tu jakiś element istotności na szerszą skalę – w ciągu dziewięćdziesięciu minut powinny zdefiniować się sezony jednych i drugich.
Fot. Newspix