Pierwsze występy Roberta Ivanova w Warcie Poznań sprawiały, że pomyśleliśmy sobie “po co psuć coś, co działało?”. Warta miała przecież niemal w pełni polski skład, aż nagle wyciągnęła jakiegoś stopera z przeciętnego klubu fińskiego. I ten stoper wyglądał tak, jakby bał się wejść w starcie z rywalem. Ale Ivanov przeszedł kompletną odmianę i dzisiaj jest pewnym punktem jeden z najlepszej defensyw ligi.
Pierdołowaty. Taki przymiotnik przychodził na myśl, gdy obejrzeliśmy Ivanova po raz pierwszy w akcji. Trochę kojarzył nam się ze stylem gry typu “stoper z białych rękawiczkach”. Taki obrońca, co to nie lubi się naprzykrzać, napastnicy lubią obok niego grać, ale przynajmniej kojarzy się z tym osławionym wyprowadzaniem piłki, więc trenerzy próbujący budować akcje od tyłu trzymają go na boisku.
A stoper przede wszystkim ma bronić. I być nieprzyjemny dla rywali. Nie musi ich oczywiście gryźć i obrażać im matek, ale jak popytacie napastników, to najbardziej nie lubią grać przeciwko twardzielom. Czyli obrońcom, którzy są silni, szybcy, zdecydowani, agresywni (w granicach normy). Kompletne przeciwieństwo tego, co widzieliśmy początkowo po Ivanovie.
Ale popytaliśmy w Warcie i poznaliśmy tego powody. Adam Szała, asystent trenera Piotra Tworka, tłumaczył nam to tak: – On przychodził do nas po grze przez dwa sezony w systemie z trójką obrońców. Grał tam jako ten środkowy defensor, który często asekuruje stopera pół-lewego lub pół-prawego. Dlatego miał początkowo u nas problem z agresywnym doskokiem do napastnika. Ale przeprowadziliśmy szereg analiz, daliśmy sporo wskazówek, do tego doszła jego praca indywidualna rola w treningu.
I faktycznie popatrzeliśmy sobie na to, jak grał jego były zespół i Ivanov ustawiany był jako taki libero w starym stylu. Ustawiony nieco głębiej niż dwójka kolegów z bloku obronnego, zbierał dalekie piłki, był ostatnią instancją przy kontrach rywali. W Warcie musiał się zaadoptować do nowego stylu gry obrony. Obaj stoperzy w ekipie beniaminka muszą bowiem być cały czas pod prądem. Wychodzić wyżej z linią obrony, doklejać się do napastników, grać na wyprzedzenie, wchodzić w pojedynki główkowe.
No i po tych analizach, treningach i zebraniu doświadczenia meczowego Fin wygląda naprawdę dobrze. Zerknęliśmy sobie na jego statystyki w ostatnich spotkaniach:
vs. Wisła Kraków
- pojedynki 14/18 – 78%
- pojedynki w powietrzu 9/10 (najwięcej)
- odbiory 1/2
- odzyskane piłki – 12 (najwięcej)
vs. Stal Mielec
- pojedynki 11/15 – 73%
- pojedynki w powietrzu 5/8 (najwięcej)
- odbiory –
- odzyskane piłki – 19 (najwięcej)
vs. Górnik Zabrze
- pojedynki 7/11 – 63%
- pojedynki w powietrzu 6/7
- odbiory 1/1
- odzyskane piłki – 8
vs. Podbeskidzie Bielsko-Biała
- pojedynki 10/12 – 83%
- pojedynki w powietrzu – 6/7 (najwięcej)
- odbiory – 1/2
- odzyskane piłki – 11 (najwięcej)
vs. Legia Warszawa
- pojedynki 5/8
- pojedynki w powietrzu 1/1 (najwięcej)
- odbiory 2/2
- odzyskane piłki – 7 (najwięcej)
Liczby są dobre, bo mamy tu wysoką skuteczność wygranych pojedynków, mnóstwo zebranych piłek, skuteczną grę w powietrzu. Natomiast Ivanov miał kilka interwencji, które trudno ująć liczbami. No bo na przykład to, jak w ostatniej kolejce wyczyścił wślizgiem Yawa Yeboaha tuż przed bramką… No, to było naprawdę imponujące. Pewniak do nagrody interwencji kolejki.
Trzeba przyznać, że ta indywidualna praca sztabu Warty nad Finem się obroniła. Zwłaszcza wobec tego, że Ivanov stanowił zabezpieczenie dla duetu Kieliba-Ławniczak. Tymczasem Kieliba wypadł z kontuzją do końca sezonu. Mecz z Zagłębiem, próba wyprowadzenia piłki, kapitanowi Warty piłka przelewa się po nodze, ten robi jakiś dziwny ruch i zaraz pada na murawę. Konsekwencje? Od 15 lutego nie wiedzieliśmy go już na boisku.
W warunkach poprzedniego sezonu – to byłby dramat dla Warty. Ławniczak był raczej przybocznym starszego kolegi, na ławce nie było realnego zastępcy. Nawet w tym sezonie – gdyby nie było Ivanova w wysokiej formie – to byłby problem z załataniem tej dziury. Mógłby tam zagrać Kopczyński, ewentualnie Kupczak, wypożyczono też młodego Nawrockiego z Werderu Brema. Ale dzisiaj nie ma sensu po nich sięgać, bo Ivanov wyrósł na czołową postać tego bloku defensywnego warciarzy.
Sprawdziliśmy sobie nasze noty dla Fina w tym roku: 6, 4, 6, 6, 6, 5, 5, 6, 5, 7. Średnią z całego sezonu zaniżają mu tylko dwa występy – ten z Legią (0:3) i Podbeskidziem (2:1), gdy dostał dwójkę i trójkę. Od tego czasu tylko raz zszedł poniżej noty wyjściowej.
Dobra forma nie została też niezauważona w sztabie fińskiej kadry. Po dwóch latach Ivanov rozegrał swój drugi występ w reprezentacji – zagrał 90 minut w starciu ze Szwajcarią (2:3). Przy golach nie zawalił, założył kanał Shaqiriemu, co stało się internetowym viralem. No i przybliżył się do wyjazdu na Euro. Pewnie raczej jako rezerwowy, choć niczego nie wykluczamy. Finlandia gra trójką w tyłach, a dwóch gości znanych z Ekstraklasy gra tam w podstawowym składzie. To Paulus Arajuuri (ex-Lech) i Joona Toivio (ex-Termalica).
Dalecy jesteśmy od tego, by robić z Ivanova fińską hybrydę Ramosa i van Dijka. Natomiast nie da się ukryć, że Warta z tym nieoczywistym transferem trafiła. Jesteśmy też ciekawi tego, czy 26-latek zachowa miejsce w składzie w przyszłym sezonie. Ławniczak też wygląda przyzwoicie, Kieliba to lider zespołu… Tak czy siak – transfer fińskiego obrońcy śmiało można zaliczyć do zakupów udanych.