W dzisiejszym dwupaku Ligi Mistrzów mamy jasność: mecz Bayernu Monachium z Lazio to właściwie formalność. Bayern będzie próbował przepchnąć te 90 minut w taki sposób, żeby się za bardzo nie zmęczyć, a już na pewno nie złapać żadnych urazów. Lazio też ma jeszcze swoje do wygrania w Serie A, więc trudno oczekiwać, by rzymianie rzucili wszystkie siły na desperacką próbę odrobienia trzech bramek straty na stadionie w Bawarii.
Co innego Londyn. Tam będzie toczyć się wojna, która może mieć długofalowe skutki dla obu drużyn.
W pierwszym meczu w Bukareszcie Chelsea nie tylko wygrała, nie tylko pokazała światu jedną z najpiękniejszych bramek ostatnich tygodni, ale jeszcze zdobyła coś więcej. Świadomość, że Atletico można po prostu skasować. Ot tak, jak bilet w komunikacji miejskiej. Piłkarze z Madrytu nie oddali celnego strzału na bramkę Mendy’ego, tak naprawdę nie stworzyli żadnego zagrożenia nawet w okolicach “szesnastki”. Byli stłamszeni fizycznie, to londyńczycy górowali nie tylko piłkarsko, czego można było się spodziewać po eksperymentalnym składzie Rojiblancos, ale również pod względem agresji, intensywności, “dawania z wątroby”.
Faworytem rewanżu jest Chelsea. Faworytem do awansu, i to zdecydowanym, jest Chelsea. Ale jednocześnie Chelsea jeszcze niczego nie może być pewna. A czasy mamy takie, że to właśnie spokój jest najcenniejszy.
WALKA NA NOŻE W PREMIER LEAGUE
Pamiętajmy bowiem, że w Premier League toczy się istna walka na noże, w którą zaangażowane jest tak naprawdę siedem ekip. Różnice są naprawdę minimalne, zwłaszcza, jeśli nałożymy je na jakość poszczególnych kadr. I tak – Chelsea po genialnym początku pracy Thomasa Tuchela zrobiła awans do TOP 4, a nawet wypracowała sobie skromną przewagę. Ale no właśnie – skromną.
Na dziewięć kolejek przed końcem ligi, zdaje się, że Manchester United (57 punktów) i Leicester City (56) są w miarę bezpieczne. Jeśli ktoś ma wypaść z czwórki, gwarantującej grę w Lidze Mistrzów, to właśnie Chelsea z 51 punktami na koncie. Jak kształtuje się grupa pościgowa?
- na ogonie siedzi West Ham United – 3 punkty mniej, ale też jeden mecz zaległy
- dalej dwa kluby z Liverpoolu, oba tracą po 5 punktów, ale Everton też ma zaległy mecz
- ostatniego słowa pewnie nie powiedział jeszcze Jose Mourinho – 6 punktów straty, jeden mecz mniej
To może martwić fanów Chelsea zwłaszcza z uwagi na fakt, że za plecami pozostaje Liverpool. Klub w kryzysie, może nawet dość głębokim, ale jednak – nadal cholernie groźny dla każdego rywala w lidze. W dodatku niebieska część Londynu ma przed sobą jeszcze parę trudnych starć – wyjazd na Manchester City, derby z West Hamem (wyjazd) i Arsenalem (u siebie), a także Leicester City na swoim terenie.
PRZYNAJMNIEJ DWA CELNE STRZAŁY LEWANDOWSKIEGO? KURS 1,65 W TOTALBECIE!
Najkrócej rzecz ujmując – Chelsea przed dzisiejszym wieczorem jest w identycznej sytuacji i w kraju, i w Lidze Mistrzów. Na miejscu w tym momencie premiowanym awansem. Z pewną przewagą nad grupą pościgową. Ale jednocześnie to żaden tron, bardziej niestabilny więzienny “fikoł”. Można spaść po jednym fałszywym ruchu – i dziś przeciw Atletico, i w lidze, w walce z pogonią.
WALKA NA NOŻE W LA LIGA
Atletico Madryt jest w zbliżonej sytuacji. Jest na pozycji ligowej, która wydaje im się odpowiadać – tak jak Chelsea miejsce w pierwszej czwórce. W przypadku podopiecznych “Cholo” Simeone jest to oczywiście szczyt tabeli, w dodatku wciąż z rozsądną przewagą nad resztą stawki. W czym tkwi problem?
Ano w trendach. Całej hiszpańskiej wielkiej trójce zostało do rozegrania jeszcze jedenaście ligowych spotkań. Tymczasem na przestrzeni ostatnich pięciu starć, Atletico punktuje najsłabiej.
- FC Barcelona: 13 punktów, 4 zwycięstwa i remis
- Real Madryt: 11 punktów, 3 zwycięstwa i dwa remisy
- Atletico Madryt: 8 punktów, 2 zwycięstwa, 2 remisy, porażka
ATLETICO WYGRYWA W LONDYNIE? KURS 3,41 W TOTOLOTKU!
Barcelona odrobiła na przestrzeni zaledwie pięciu kolejek aż pięć punktów – nie trzeba być orłem z matematyki, by dostrzec, że w tym tempie może minąć Atletico w tabeli już za 5-6 tygodni. Simeone musi to widzieć, tak jak musi widzieć rozczarowującą grę całego zespołu. O ile z Chelsea zawiodła kreacja, brak celnych strzałów najlepszym dowodem, o tyle w lidze często brakuje skuteczności, czasem też tego słynnego “ostatniego podania”. Nie chcemy sięgać do ekstremum, jakim było kuriozalne starcie z Levante. Atletico przegrało 0:2, choć rywal oddał jeden celny strzał, typowe starcie z FM-a. Ale i z Realem, i z Getafe Atletico po prostu zagrało grubo poniżej swojego potencjału.
W efekcie pożar w Lidze Mistrzów po bukaresztańskim rozczarowaniu, goni już pożar w lidze po dwóch remisach w spotkaniach z pobliskimi rywalami.
PRIORYTETY I INTENSYWNOŚĆ
Dlatego paradoksalnie najciekawsze dzisiejszego wieczoru będzie obserwowanie, jak do starcia podejdą Simeone i Tuchel. Czy zdecydują się na jakieś zmiany i rotacje, czy to będzie dość spokojne męczenie buły jak przez godzinę meczu w Rumunii, czy jednak stara, dobra bójka barowa, w której żadna ze stron nie kalkuje i nie patrzy na długofalowe konsekwencje. Jedno jest pewne – i w Madrycie, i w Londynie mocno zazdroszczą sytuacji Bayernowi.
Bawarczycy muszą tylko wyjść i się nie połamać. Zwłaszcza, że akurat Bayern – a wraz z nim i Robert Lewandowski – w tym momencie największe problemy ma właśnie na krajowym podwórku. Drużynowo – bo 4 punkty przewagi nad Lipskiem to wciąż żaden komfort. I indywidualnie – bo przecież rekord Mullera sam się nie pobije.
Dla Bayernu dzisiaj Liga Mistrzów to tylko przyjemna odskocznia od ciułania punktów i goli w lidze niemieckiej.
Fot.Newspix