– Przyjeżdżając do Wrocławia, wiedzieliśmy jak trudny jest to teren. Tydzień temu poległa tutaj Pogoń. Mieliśmy swoje problemy kadrowe, ale na szczęście dla nas udało się je zatuszować. Zmieniliśmy trochę ustawienie i mogliśmy pokazać swoje atuty. Myślę, że mecz był pod naszą kontrolą. Były sytuacje, w których zawodnicy Śląska znajdywali się pod naszym polem karnym, ale stuprocentowych okazji dla wrocławian sobie nie przypominam – powiedział Czesław Michniewicz po niedzielnej wygranej nad Śląskiem Wrocław.
W niedzielę Legia umocniła się na pozycji lidera Ekstraklasy dzięki zwycięstwu nad wrocławianami. Śląsk przegrał dopiero pierwszy mecz na własnym stadionie w bieżących rozgrywkach. Samo spotkanie nie zachwyciło, w pierwszej połowie legioniści nie oddali żadnego celnego strzału. Dopiero po przerwie po ładnym asyście Bartosza Kapustki do siatki trafił Paweł Wszołek. To wystarczyło, by Legia powiększyła swoją przewagę nad Rakowem i Pogonią do siedmiu punktów.
– Przyjeżdżając do Wrocławia, wiedzieliśmy jak trudny jest to teren. Tydzień temu poległa tutaj Pogoń. Mieliśmy swoje problemy kadrowe, ale na szczęście dla nas udało się je zatuszować. Zmieniliśmy trochę ustawienie i mogliśmy pokazać swoje atuty. Myślę, że mecz był pod naszą kontrolą – skomentował przebieg tego starcia Czesław Michniewicz: – Były sytuacje, w których zawodnicy Śląska znajdywali się pod naszym polem karnym, ale stuprocentowych okazji dla wrocławian sobie nie przypominam. My staraliśmy się utrzymywać piłkę na połowie przeciwnika. Graliśmy po naszemu i staraliśmy się wymieniać dużo podań. Na szczęście dla nas, Paweł Wszołek znalazł się w idealnej sytuacji po podaniu Bartka Kapustki. Paweł uderzył tak, jakbyśmy zawsze chcieli by finalizował akcję. Wszyscy ogromnie się z tego ucieszyliśmy. Wiedzieliśmy, że jedna bramka w zapasie wprowadzi trochę spokoju i było to widać. Długo rozgrywaliśmy piłkę, ale w końcówce za bardzo się cofnęliśmy i Śląsk przeważał optycznie.
Bez Luquinhasa, Martinsa i kapitana
Legia występowała w tym meczu wyraźnie osłabiona. Z powodu kartek nie mógł zagrać Luquinhas, trener nie mógł również skorzystać z Andre Martinsa i Artura Jędrzejczyka.
– Jeśli chodzi o brak Luquinhasa, to wynik pokazuje, że potrafimy wygrać również bez niego. Luquinhas jest jednak bardzo ważnym zawodnikiem, podobnie jak Andre Martins. Portugalczyk był tutaj we Wrocławiu i dopingował nas z całych sił. To też pokazuje jego podejście do drużyny i myślę, że to było bardzo miłe zachowanie. Cieszę się, że w kolejnym meczu będziemy mieli jeszcze większy wachlarz rozwiązań, dotyczący wyboru składu – zauważył trener Legii: – Artur jest naszym kapitanem i bardzo ważnym dla nas zawodnikiem. Chciał jechać razem z nami. Wczoraj zapadła decyzja, że Artur nie będzie w stanie wystąpić od pierwszej minuty spotkania, a my nie chcieliśmy ciągnąć go tylko po to, aby zasiadł na ławce rezerwowych.
Luquinhas będzie mógł wystąpić już w najbliższym meczu z Wartą Poznań. Nie jest jasna sytuacja Jędrzejczyka. Wiele wskazuje też na to, że do meczu z Wartą gotowy na 90 minut powinien być już też Tomas Pekhart, który we Wrocławiu wszedł z ławki.
fot. FotoPyk