Reklama

Termalica zaczyna wiosnę w słoniowym tempie

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2021, 20:09 • 3 min czytania 1 komentarz

Ponoć biegnący słoń potrafi rozpędzić się nawet do czterdziestu kilometrów na godzinę. Specjalistami od fauny nie jesteśmy, ale dajemy temu wiarę. Problem w tym, że w ogólnej świadomości słoń figuruje jako zwierzę tak urocze, jak wielkie, powolne, ociężałe i najzwyczajniej w świecie bardziej ślamazarne niż szybkie i sprawne. Nie będzie więc niezręcznością, jeśli napiszemy, że wiosnę Termalica Nieciecza zaczyna w słoniowym tempie. Tydzień temu w ostatniej chwili Bruk-Bet uciekł spod topora, wyszarpując remis Zagłębiu Sosnowiec, teraz dopiero w doliczonym czasie gry ekipa Mariusza Lewandowskiego uniknęła porażki z Sandecją. 

Termalica zaczyna wiosnę w słoniowym tempie

W obu meczach bohaterem Termaliki został Mateusz Grzybek. W Sosnowcu sympatyczny 24-letni boczny obrońca strzelił gola na wagę jednego punktu w szóstej minucie dodatkowego czasu, z Sandecją w drugiej. Inna sprawa, że tym razem mnóstwo było w tym szczęścia i uśmiechu losu. Termalica właściwie była już pogodzona z porażką. Od dłuższego czasu nie stworzyła żadnej klarownej okazji pod bramką przyjezdnych z Nowego Sącza, broniąc się przy tym przed kolejnymi, choć też nie jakimiś specjalnie zmasowanymi, atakami drużyny Dariusza Dudka. Pomógł stały fragment gry.

Termalica ucieka spod topora

Klasyka gonienia wyniku w polskiej piłce. Wrzutka na chaos. Zamieszanie. Sytuacyjne przebitki. Dwie instynktowne interwencje Dawida Pietrzkiewicza – pierwsza jeszcze dobra, druga już mniej, bo piłka trafiła pod nogi Grzybka, który z najbliższej odległości wpakował ją do siatki. Mariusz Lewandowski mógł odetchnąć z ulgą. Dwa wiosenne mecze, dwa punkty.

Tylko, że no właśnie, wcale nie jesteśmy przekonani, że Termalice się ten remis należał. Niby zaczęła od gola Samuela Stefanika po ładnej akcji Romana Gergela i Adama Radawańskiego, od przeważającego posiadania piłki, od optycznej przewagi, od paru akcji skrzydłami, od huknięcia Gergela w kosmos z wolnego, od widocznej gołym okiem wyższej jakości piłkarskiej w małych elementach piłkarskiego rzemiosła, ale czy to wszystko jakoś specjalnie imponowało? No nie.

Uwidoczniła to druga połowa, w której Sandecja przypomniała sobie, że pod wodzą Dariusza Dudka już nie jest żadnym chłopcem do bicia, a całkiem przyzwoitym ligowcem. Sandecja wymyśliła sobie, że zaskoczy Bruk-Bet dośrodkowaniami. I choć na początku wychodziło to mniej więcej tak jak Cracovii w najbardziej paździerzowym ekstraklasowym meczu, jaki można sobie tylko wyobrazić, bo długoręki Tomasz Loska wszystko wyłapywał, to przyniosło to samobójczą bramkę Kacpra Śpiewaka. Młody snajper Termaliki tak bardzo próbował pokryć Adriana Danka przy rzucie rożnym, że mamy wątpliwości, czy byłby w stanie wpakować takiego gola plecami, gdyby znajdował się w polu karnym po drugiej, i właściwej, stronie boiska.

Reklama

Dobra passa Sandecji, sygnał ostrzegawczy dla Termaliki

Następne kilkanaście minut należało do Rafaela Victora. Portugalski napastnik Sandecji najpierw posłał piłkę nad poprzeczką w niezłej sytuacji, potem przegrał sam na sam z Loską, żeby na koniec uruchomić Daniela Dziwniela, który mocny strzałem z ostrego kąta posłał futbolówkę do bramki Termaliki. Pachniało sensacją. Ale wtedy do akcji wszedł Grzybek. Resztę historii już znamy.

Tym samym Sandecja przedłuża dobrą passę do siedmiu meczów bez porażki, a Termalice powinno zapalić się światełko ostrzegawcze. Dalej przewodzi tabeli I ligi z bezpieczną przewagą, ale dwa pierwsze spotkania wiosny wyciągnęła mocno na wślizgu. Niewykluczone, że limit szczęścia niedługo się wyczerpie, a ewentualny brak awansu do Ekstraklasy będzie odebrany jako wielka kompromitacja. Żeby tak się nie stało, słoń znów musi zacząć biec.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 2:2 Sandecja Nowy Sącz

Stefanik 8′, Grzybek 90+2 – Śpiewak sam. 52′, Dziwniel 78′

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...