Możemy mieć przetasowanie na szczycie Ekstraklasy. Prowadząca w tabeli Pogoń Szczecin po sześciu zwycięstwach i jednym remisie została zatrzymana przez Wisłę Kraków. Oznacza to, że jeśli Legia w tej kolejce wygra, wróci na fotel lidera. “Biała Gwiazda” wiosną potraciła już trochę punktów w meczach, w których powinna wycisnąć więcej, więc dziś dla odmiany utrzymała prowadzenie po dużo słabszej drugiej połowie.
W pierwszej podopieczni Petera Hyballi grali naprawdę dobrze. No, może Saviciem i Medvedem, ale nie zaburzyli oni funkcjonowania całego zespołu. O dziwo tym razem Wisła nie od razu zdominowała rywala, Pogoń nie musiała zmagać się na początku ze szturmem krakowian trwającym 15-20 minut. Powiedzielibyśmy nawet, że początkowo to akcje “Portowców” bardziej się zazębiały – przynajmniej do pewnego momentu – i groźniej zapowiadały. Z czasem jednak gospodarze przejęli inicjatywę, a że rywale przy okazji pomagali, zaczęły padać gole. Kosta Runjaic zapewne wyrzuca sobie teraz, że nie zostawił w składzie dobrze prezentujące się z Piastem Kostasa Triantafyllopoulosa i postawił na Mariusza Malca. Obrońca z Chorzowa zawalił dziś na całej linii. Po jego fatalnym rozegraniu Brown Forbes dośrodkował tak, że Benedikt Zech, naciskany przez debiutującego w wyjściowej jedenastce Piotra Starzyńskiego, zapisał na swoje konto bramkę samobójczą.
Potem natomiast Brown Forbes zadziwił wszystkich, pięknie strzelając z dystansu, można było cmoknąć z uznaniem. Facet na pustą bramę chętnie spudłuje, ale jak już mu coś wyjdzie, to bywa pięknie.
W międzyczasie jeszcze tuż obok słupka uderzał Yeboah, a wszystko znów zaczęło się od nerwowości Malca, który po tym pierwszym golu długo nie mógł wrócić do równowagi. Niepewność biła z niemal każdej interwencji w jego wykonaniu. Przekładało się to także na zdecydowanie, a raczej jego brak, w pojedynkach. Po przerwie Forbes z łatwością go ograł w polu karnym i gdyby nie refleks Stipicy, chyba byłoby już pozamiatane. Wisła miała w drugiej odsłonie kilkuminutowy okres, gdy poza tą paradą Stipica wyjściem z bramki zatrzymał Savicia (piękne podanie Yeboaha) i obronił strzał głową Medveda po rzucie rożnym. Potem Chorwat głównie się nudził, dopiero w końcówce dwukrotnie bardzo dobrze wychodził na przedpole, uprzedzając rozczarowanego Forbesa.
Nudził się, bo Pogoń coraz bardziej dominowała, a Wiśle chwilami brakowało sił. To na razie główny minus intensywnych treningów u Hyballi i nastawienia na ciągły pressing: w pewnym momencie jego drużyna musi ładować akumulatory i znacznie zwalnia. Tym razem to jednak przetrwała, mimo że gola straciła tuż po zmianie stron. Mateusz Lis nie popisał się po woleju Gorgona, rzucił się szybciej niż piłka skozłowała. Dość fartowną asystę zaliczył tu Michał Kucharczyk, ale generalnie sprawiał, że na szczecińskich osiedlach między 20:30 a 22:15 liczba wypowiadanych wulgaryzmów pewnie wzrosła stukrotnie. Doświadczony skrzydłowy psuł akcję za akcją, dokonywał złych wyborów i zmarnował dwie bardzo dobre sytuacje (jedną bezpośrednio przed bramką kontaktową) po przytomnych dograniach Kacpra Smolińskiego. Młodzieżowiec “Portowców” mógł mieć dwie asysty, nie ma żadnej.
Kucharczyk najbardziej rozśmieszył nas wykonaniem rzutu wolnego z pierwszej połowy.
Idealna odległość, dwadzieścia kilka metrów od bramki Lisa. Wydawało się, że musi być groźnie. A co zrobił były piłkarz Legii? “Technicznie” strzelił wysoko nad poprzeczką. Gorzej nie dało się tego zrobić. Przypomniały nam się słynne zagrywki Pawła Zagumnego w meczach siatkarskiej reprezentacji Polski. Zagumny, zamiast walić ile sił na drugą stronę, puszczał charakterystyczne lobiki. Czasami lądowały one na siatce, co wkurzało podwójnie, bo jego serwisy z założenia były raczej niegroźne dla przeciwników, więc musiały być przynajmniej celne.
Kolejny raz rozczarował także Luka Zahović. Dziś Słoweniec został królem spalonych. Raz uratowało go to od krytyki po zepsuciu świetnej sytuacji, gdy fatalnie przyjmował. Fajnie, że umie utrzymać się przy piłce i czasem fajnie poklepie z kolegami, ale byłoby jeszcze fajniej, gdyby strzelał częściej niż raz na siedem meczów. Taką ma obecnie średnią w tym sezonie.
Cieszy nas to, że w obu ekipach błysnęli młodzieżowcy.
Patryk Plewka do przerwy imponował, był wszędzie, znakomicie ogarniał środek pola. Później nieco spuścił z tonu jak cała Wisła, ale korzystnego wrażenia nie zatarł. Jak na debiut od początku, bardzo optymistycznie nastrajające 45 minut zaliczył Piotr Starzyński. W drugiej połowie znacznie mniej rzucał się w oczy, ale znów wiadomo, o co chodzi. W Pogoni najlepszym piłkarzem w grze do przodu był Smoliński, a ożywczą zmianę dał Mariusz Fornalczyk. 17-latek (trzeci ligowy występ) zaimponował lekkością w dryblingu, z łatwością wkręcał rywali, robił wielki szum na prawym skrzydle. Gorzej, że zupełnie nie wychodziło mu ostatnie podanie. Chcemy wierzyć, że to tylko pokłosie jeszcze trochę odczuwalnego stresu, a nie stały defekt.
To był przyjemny do oglądania mecz, chcemy więcej takich w Ekstraklasie.
Wisła dowiozła cenne zwycięstwo, powiększając do sześciu punktów przewagę nad zamykającą tabelę Stalą Mielec. Pogoń wraca do domu z poczuciem niedosytu, mimo że do dostawania w łeb przy Reymonta zdążyła się przyzwyczaić. Sześć ostatnich wizyt na tym stadionie to aż pięć porażek.
Fot. Newspix