– Wizytę na Łazienkowskiej zapowiedzieli działacze klubów z Anglii, Włoch, Niemiec i Francji, którzy przylatują specjalnie dla niego. Jeśli skrzydłowy Legii znów błyśnie, to wkrótce możemy być świadkami rekordowego transferu. W tym momencie krajowy rekord należy do Adriana Mierzejewskiego, który został sprzedany z Polonii Warszawa do Trabzonsporu za 5,25 mln euro. Legia wycenia Żyrę jeszcze wyżej, a że chętnych nie brakuje, to może dostać to, co chce. Tym bardziej, że takie pieniądze, zwłaszcza dla Anglików, to nic wielkiego. W przypadku Żyry mówiło się o zainteresowaniu Evertonu, ale bardziej prawdopodobne wydaje się, że Polak wpadł w oko działaczom Hull City, o czym poinformował tygodnik “Piłka Nożna”. Z Francji chrapkę na legionistę ma podobno Bordeaux – czytamy dziś na łamach Super Expressu. Zapraszamy na czwartkowy przegląd najciekawszych artykułów piłkarskich.
FAKT
Fakt zaczyna dziś, co naturalne, od Legii. Nie mamy jednak typowej zapowiedzi meczu z Metalistem Charków. Dowiadujemy się, że Legia gra najostrzej w Europie, faulując średnio 20 razy na mecz.
Zespół Henninga Berga (45 l.) zajmuje pierwsze miejsce nie tylko w tabeli grupy L. Legioniści prowadzą również w klasyfikacji najczęściej faulujących drużyn. Do tej pory zawodnicy stołecznej drużyny przekraczali przepisy 62 razy, co daje średnią 20,66 fauli na mecz. – Dla mnie jest to pozytywna informacja. Oczywiście fauli nie powinno się pochwalać, ale ta statystyka pokazuje olbrzymią waleczność i agresję w grze zawodników. Od pierwszego meczu fazy grupowej gryzą trawę. To przynosi do tej pory doskonałe efekty – mówi Faktowi były trener Legii Stefan Białas (66 l.). W zestawieniu najczęściej faulujących zawodników również przewodzą piłkarze zespołu z ul. Łazienkowskiej. Ondrej Duda (20 l.) przewinił do tej pory 15 razy, a Michał Żyro (22 l.) faulował zawodników rywali 11 razy. – Jestem trochę zaskoczony tym zestawieniem, bo zazwyczaj to obrońcy grają ostrzej. Myślę jednak, że trener Berg bardzo się z tego cieszy. Piłkarze ofensywni natychmiast po stracie piłki starają się ją odebrać lub przerwać akcje rywali. W dzisiejszym futbolu to jedno z podstawowych zadań napastników…
Fakt musi też przypomnieć, że Legia zarobi krocie na awansie. W tym sezonie zgarnęli już około 10 milionów złotych. Kolejne 1,6 miliona czeka na nią w przypadku zajęcia pierwszego miejsca w grupie. Każda wygrana w fazie grupowej to bowiem około 800 tysięcy złotych zarobku. Rok temu legioniści zarobili na pucharach około 12 milionów złotych, czyli dziesiątą część swojego budżetu. W tym sezonie będzie to z pewnością znacznie bardziej pokaźna kwota. 20% z tego to premie dla samych piłkarzy.
Dalej w malutkich ramkach:
– 17-latek strzelił gola dla Basel w LM
– Skorupski dostał szansę przeciwko Bayernowi
– Wojciech Pawłowski na wylocie ze Śląska
– Trzy kluby ekstraklasy ukarane minusowymi punktami
Kolejny dzień Fakt i Przegląd Sportowy grają Lewandowskim. Dziś „Lewy: Najważniejsza rodzina i przyjeciele”. Zdecydowanie można sobie ten materiał odpuścić i przeskoczyć dalej.
Piłkarze Lecha bawią się w wojnę.
<i>Piłkarze Lecha przyjęli wyzwanie pracowników klubowej telewizji. Obie ekipy rywalizowały w paintballa. Dwie bitwy wygrali zawodnicy, a kolejne dwie dziennikarze, więc wojna skończyła się remisem. – Pora na rewanż, ale chyba już w nieco spokojniejszym miejscu – śmiał się Dariusz Formella (19 l.). Na czym polega paintball? To gra zespołowa, w której używa się markerów, przypominających broń pneumatyczną. Strzela się kulkami wypełnionymi farbą. – Jak się oberwie z bliska, to też można poczuć ból – śmiali się lechici, którzy wykorzystali wolną chwilę, żeby zrelaksować się przed piątkowym meczem z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Na poligonie było mnóstwo śmiechu i zabawy, choć sama rywalizacja była całkiem na serio. Oprócz Formelli, drużynę Kolejorza tworzyli Jan Bednarek (18 l.), Dawid Kownacki (17 l.), Szymon Drewniak (21 l.) oraz Maciej Gostomski (26 l.). Ten ostatni spisywał się najlepiej.
Waldemar Sobota walczy o powrót do kadry – stracił miejsce w składzie Brugge. Mówi, że w ostatnich godzinach okna transferowego na jego pozycję przyszło dwóch nowych zawodników i trener od początku zaczął na nich stawiać. – Nikt nie dał mi jasno do zrozumienia, że mój czas minął – twierdzi. – Selekcjoner zadzwonił do mnie przed rozesłaniem powołań. Przekaz był jasny. Nie zostałem wezwany na kolejne dwa mecze przez brak regularnych występów w klubie – mówi Waldemar Sobota.
Na koniec dostajemy rozmowę z Pawłem Golańskim. „W Wiśle potraktowano mnie niepoważnie”.
– Znam swoją wartość, wiem, że moja kariera mogła się potoczyć inaczej i mogłem trafić do lepszych klubów. Kiedy grałem w Steaule Bukareszt, najbardziej gorący był temat Porto. Właściciel klubu Gigi Becali chciał za mnie 3 miliony euro. Portugalczycy oferowali 1,8 miliona. Do Bukaresztu przyleciał też dyrektor sportowy Lazio Rzym. A kiedy wygasł mi kontrakt, byłem bardzo bliski przejścia do Sportingu Braga. Wszystko było praktycznie dogadane, ale się wahałem, bo koniecznie chciałem wrócić do Polski.
Dlaczego?
– Sprawy rodzinne. Przez długi czas staraliśmy się z żoną o dziecko i nie wychodziło. Są sprawy ważne i ważniejsze, a w tamtym czasie ta sprawa była dla nas priorytetem. Decyzja o powrocie okazała się najważniejsza w moim życiu, bo urodził mi się syn, ale ze sportowego punktu widzenia odrzucenie oferty Bragi było błędem. Gdybym mógł cofnąć czas, teraz pewnie postąpiłbym inaczej. Nie ma co się oszukiwać – wracając do kraju, piłkarsko zrobiłem krok w tył, bo Korona nie walczy o mistrzostwo Polski.
To akurat najciekawszy punkt tego wydania. Warto przeczytać.
GAZETA WYBORCZA
W dzisiejszej Wyborczej dostajemy trzy piłkarksie tematy. Każdy opisany dość zwięźle. Legia patrzy w przyszłość. – Mistrzowie Polski nauczyli się grać w pucharach. Są krok od awansu do 1/16 finału Ligi Europejskiej, ale myślą już o kolejnych wzmocnieniach drużyny – pisze Bartosz Kubiak.
– Jeśli się uda, to będę szczęśliwy. A co będzie później, zobaczymy po losowaniu. Na pewno jesteśmy lepszym zespołem od Metalista pod każdym względem. Ale musimy to udowodnić jeszcze na boisku – mówił w środę prezes Bogusław Leśnodorski. Legia w dotychczasowych trzech spotkaniach zdobyła komplet punktów i nie straciła bramki. Paradoksalnie w szybszym awansie pomóc mogą jej rywale, bo jeśli Trabzonspor wygra w Belgii, to wystarczy jej zremisować z Metalistem. Tak kalkulować nikt jednak nie chce. – Patrzymy na siebie. Chcemy wygrywać – powtarzają piłkarze. Powtarza też trener, który wprawdzie od początku sezonu podkreśla, że to ekstraklasa jest dla niego najważniejsza, ale jego decyzje sugerują co innego. W niedzielę z Ruchem Chorzów zagrał nie drugi, a praktycznie trzeci skład mistrzów Polski. Henning Berg dał odpocząć większości podstawowych graczy. Postawił na młodych i niedoświadczonych (Adama Ryczkowskiego, Roberta Bartczaka, Bartłomieja Kalinkowskiego, Mateusza Szwocha), eksperymentował też z pozycjami, wystawiając m.in. na lewej obronie rozgrywającego Hélio Pinto. Mimo to Legia wygrała 2:1. – Takie mecze pokazują, że jesteśmy mocni. W kadrze mamy ponad 20 dobrych zawodników – cieszy się Leśnodorski. – Liczymy się z tym, że ktoś zimą odejdzie, ale w każdym okienku transferowym dwóch, trzech piłkarzy odchodzi i tyle samo przychodzi. To zdrowy trend, który panuje we wszystkich europejskich klubach. Na razie jest jednak za wcześnie, by spekulować…
Wisła tymczasem zacznie ligę na minusie.
– PZPN straszył nas odebraniem punktów, ale mieliśmy nadzieję, że tak się nie stanie. Dotychczas punkty odbierano za korupcję, nie za problemy finansowe – mówi Tadeusz Czerwiński, członek rady nadzorczej Wisły. Ostatni raz krakowianie zaczynali rozgrywki na minusie w 1993 r., gdy zabrano im trzy punkty za sprzedanie meczu Legii Warszawa. Pięć lat później w klub zainwestował Cupiał i zaczęła się złota era z ośmioma mistrzostwami Polski. Po tamtym okresie zostały tylko trofea i wspomnienia, Wisła zamieniła się w klub, który długi ma niemal wszędzie. Dlatego Komisja Ligi zdecydowała, że przyszły sezon zacznie z trzema punktami ujemnymi lub jednym (jeśli ze wskazanych zobowiązań wywiąże się do końca roku). Niezapłacone rachunki piętrzą się tak wysoko, że już dawno przestały być tajemnicą. Z zawodników żaden nie jest “na zero”, a zaległości wobec trenera Franciszka Smudy sięgały kilku miesięcy. – Niezbyt często o tym rozmawiamy, a ja nie muszę nic mówić chłopakom o pieniądzach, bo trener robi to przynajmniej raz w tygodniu – przyznał miesiąc temu Arkadiusz Głowacki, kapitan Wisły, i dodał: – Od dwóch lat się powtarza, że klub wyjdzie na prostą. Żyjemy nadzieją.
Trzeci z tekstów mówi z kolei o Szachtarze Donieck, który na dłużej zamierza wyprowadzić się z miasta. – Od przyszłego roku drużyna ma na stałe przenieść się do Lwowa i zostać tam do końca wojny.
To najbardziej utytułowana ukraińska drużyna, zwycięzca pożegnalnej edycji Pucharu UEFA. Marzeniem właściciela, najbogatszego oligarchy na Ukrainie, jest triumf w Lidze Mistrzów. Podkupił więc działający w Ameryce Południowej zespół skautów rekrutujący graczy dla FC Porto. Zaczynał od sprowadzania mało znanych piłkarzy, ale ostatnio ściągał już reprezentantów Brazylii, jak np. kupionego za 20 mln euro uczestnika mundialu Bernarda. A jeśli się ich pozbywał, to za ogromne pieniądze: Williana za 35 mln euro, Fernandinho za 40 mln. Zatrudnił świetnego trenera Mirceę Lucescu. Cel Achmetowa nie był nierealny, o czym przekonywały sukcesy w LM. Drużyna z Doniecka potrafiła wyeliminować Chelsea, twardo rywalizować z Juventusem Turyn czy Barceloną. Plany pokrzyżowała wojna, przez którą Szachtar musiał wynieść się z Doniecka. Ostatni mecz na przepięknej Donbas Arenie rozegrał w kwietniu. Od tego czasu tuła się po kraju. Najpierw władze klubu upatrzyły sobie odległy niespełna o 300 km Charków. Jednak UEFA nie zgodziła się na rozgrywanie tam meczów w europejskich pucharach z powodu bliskości działań wojennych. Klub przeniesiono do Kijowa, gdzie piłkarze trenują i grają z mniej atrakcyjnymi rywalami. Ich domem jest maleńki stadion im. Bannikowa na 1700 miejsc i baza treningowa Swiatoszyno. I tak na żadnym z dwóch spotkań ligowych trybuny się nie zapełniły, a rekordowa frekwencja wyniosła 1100 osób na przegranym 0:1 pojedynku z innym bezdomnym zespołem – Zarią Ługańsk. – Dopingowali nas ludzie, którzy uciekli z Doniecka do Kijowa przed wojną – komentowali działacze. Silnych przeciwników Szachtar przyjmuje na Arenie Lwów wybudowanej na Euro 2012. Tam też gra w LM. Szefowie klubu nie ukrywają, że obawiali się przyjęcia na zachodniej Ukrainie drużyny związanej z rządzącą wcześniej w kraju Partią Regionów. Prezydent Wiktor Janukowycz nie ukrywał, że jest wielkim kibicem Szachtara. – Gdy go odsunięto, wreszcie zaczęło się normalne sędziowanie.
SPORT
Pracowity Lewy. Kolejna bombowa okładka Sportu.
Miejmy tę Ligę Mistrzów szybko za sobą…
Kto spodziewał się, że rewanżowy mecz Bayernu z Romą dostarczy tyle samo emocji co pierwsze spotkanie, mógł się poczuć rozczarowany. Bawarczycy nie grali już z taką agresją, zdeterminowaniem, jakby wszystko co mieli pokazać, pokazali już dwa tygodnie temu. I być może tym lepiej, że na tę pierwszą falę furii nie trafił polski golkiper w Romie, Łukasz Skorupski. Robert Lewandowski jakby nie chciał zrobić zbyt dużej krzywdy rodakowi, reszta kolegów z zespołu też nie paliła się do jakichś zmasowanych ataków. Były golkiper Górnika Zabrze co prawda się nie skompromitował, ale też trudno zachwycać się jego grą. Nieraz popełniał błędy, które w meczu przeciwko klasowemu rywalowi – gdyby ten grał na sto procent – skończyłyby się tragedią. W jego interwencjach brakowało pewności, i tylko wyjątkowemu szczęściu zawdzięcza, że co chwilę nie wyciągał piłki z siatki.
I skupmy się na tym, na czym katowicki dziennik zna się najlepiej, czyli na śląskich tematach ligowych. Na początek ciekawostka. Waldemar Fornalik zanotował najgorszy powrót do pracy klubowej spośród wszystkich byłych selekcjonerów w XXI wieku. Nawet Smuda w Regensburgu zaczął lepiej. Dodatkowo Górnik oraz Ruch muszą tłumaczyć się z zamieszania związanego z minusowymi punktami.
Ruch wydał oświadczenie.
W związku z opublikowanym dziś komunikatem Komisji Licencyjnej Polskiego Związku Piłki Nożnej, pragniemy poinformować, że Ruch Chorzów uregulował już wszystkie niezbędne zobowiązania. Zarządzając klubem staramy się w racjonalny sposób gospodarować środkami, którymi dysponujemy, tak aby jak najpilniej regulować wszystkie najważniejsze zobowiązania, w tym te nałożone przez Komisję Licencyjną. Warto jednak podkreślić, że Ruch, podobnie jak wszystkie przedsiębiorstwa futbolowe funkcjonuje także dzięki zaangażowaniu finansowemu partnerów biznesowych i sponsorów. Spłata zobowiązań jest więc często uzależniona od terminów, w których otrzymujemy transze. Taka sytuacja miała miejsce także w tym wypadku. – Już zanim dotarła do nas decyzja Komisji ds. Licencji Klubowych PZPN spłaciliśmy wszystkie wymagane zobowiązania wynikające z zawartych ugód z zaledwie czterodniowym opóźnieniem. Potwierdzenie natychmiast przesłaliśmy do Komisji, aby uniknąć ewentualnych sankcji – wyjaśnia Donata Chruściel, rzecznik prasowy Ruchu Chorzów.
Górnik ubolewa, ale odwoływał się nie będzie.
Jak poinformował PZPN, Komisja postanowiła nałożyć na Górnika sankcję w postaci pozbawienia trzech punktów w rozgrywkach w sezonie 2015/2016, jednocześnie zawieszając karę pozbawienia dwóch punktów z powyższych trzech, pod warunkiem dalszego terminowego realizowania ugód zawartych przed dniem wydania licencji oraz spłaty niezapłaconych, wymagalnych rat wynikających z tych ugód do dnia 31 grudnia 2014. Zarząd zabrzańskiego klubu informuje, że zobowiązania wynikające z porozumień z wierzycielami są regulowane niezależnie od decyzji wspomnianej Komisji ds. Licencji Klubowych z dnia 4 listopada 2014 r. Jesteśmy przekonani o tym, że wszelkie zobowiązania klubu wynikające z zawartych porozumień licencyjnych zostaną zrealizowane w wymaganym terminie, czyli do 31 grudnia 2014 r.
Błażeja Augustyna czeka miesiąc wolnego. Komisja Ligi Ekstraklasy SA rozszerzyła karę dla piłkarza Górnika Zabrze za czerwoną kartkę – w sumie będzie pauzował przez cztery spotkania. W dzisiejszym wydaniu Sportu znajdziemy też tekst o Janie Banasiu i filmie, który powstaje na podstawie jego biografii – na pierwszy rzut oka – dokładnie ten sam, co w zeszłym tygodniu w Przeglądzie Sportowym.
A na koniec jeszcze niespodzianka. Dość obszerny wywiad z Kamilem Glikiem. Trochę o sytuacji w klubie, trochę o kadrze. Nie jest jakoś szczególnie ciekawie, ale zacytować musimy.
Zbiorowa ekstaza po dziejowy triumfie nad Niemcami już ostygła, ale do tego meczu wracać będziemy przy każdej okazji. Z prostej przyczyny – wiemy już teraz, że reprezentacja Polski jest w stanie wygrać z każdym zespołem na świecie
– To było niezwykłe doznanie. Każdy z nas zaczął ten mecz rozgrywać w swojej głowie dwa dni przed pierwszym gwizdkiem. Byliśmy pewni, że akurat tego dnia damy z siebie maksa. Wiedzieliśmy, że jeśli zostawimy na boisku serce, to kibice wybaczą nawet porażkę. Ale nie dopuszczaliśmy do siebie myśli o przegranej. Naprawdę wierzyliśmy, że wydarzy się historyczny wieczór. I tak się właśnie stało.
To był pana najlepszy występ w karierze?
– Na pewno był to jeden z moich najlepszych występów. Zresztą, nie tylko moich. Cała drużyna wzniosła się na wyżyny swoich możliwości. Ale od razu przypomina mi się mecz z Anglią, też na Stadionie Narodowym. Wtedy reprezentacja również mogła się podobać. Przycisnęliśmy mocno rywali i naprawdę tamtego dnia powinniśmy schodzić z murawy jako zwycięzcy. Nie udało się, ale w jakimś sensie zrekompensowaliśmy to sobie historycznym triumfem nad mistrzami świata.
Czy od kiedy jest pan reprezentantem kraju, kiedykolwiek klimat w kadrze był lepszy?
– Wiadomo, że klimat tworzą wyniki – w tym temacie nic się nie zmienia od lat. Po trzech meczach mamy siedem punktów. Przed startem eliminacji taki dorobek przyjęlibyśmy z pocałowaniem ręki, więc świetna atmosfera buduje się sama. Kiedy kończyło się ostatnie zgrupowanie, rozjeżdżaliśmy się do klubów dosyć niechętnie. Wszyscy byliśmy gotowi na to, żeby od razu lecieć do Tbilisi i zagrać z Gruzją. A najchętniej pociągnęlibyśmy całe eliminacje do końca, grając co trzy dni.
SUPER EXPRESS
Trzy tematy dziś na łamach Super Expressu. Czy Żyro zostanie najdroższym polskim piłkarzem?
Dzisiejszy mecz z Metalistem Charków ma dla Legii wielkie znaczenie, bo wygrana, przy równoczesnym potknięciu Lokeren, zagwarantuje mistrzom Polski awans z grupy. To również niezwykle ważne spotkanie dla Michała Żyry (22 l.). Wizytę na Łazienkowskiej zapowiedzieli działacze klubów z Anglii, Włoch, Niemiec i Francji, którzy przylatują specjalnie dla niego. Jeśli skrzydłowy Legii znów błyśnie, to wkrótce możemy być świadkami rekordowego transferu. W tym momencie krajowy rekord należy do Adriana Mierzejewskiego, który został sprzedany z Polonii Warszawa do Trabzonsporu za 5,25 mln euro. Legia wycenia Żyrę jeszcze wyżej, a że chętnych nie brakuje, to może dostać to, co chce. Tym bardziej, że takie pieniądze, zwłaszcza dla Anglików, to nic wielkiego. W przypadku Żyry mówiło się o zainteresowaniu Evertonu, ale bardziej prawdopodobne wydaje się, że Polak wpadł w oko działaczom Hull City, o czym poinformował tygodnik “Piłka Nożna”. Z Francji chrapkę na legionistę ma podobno Bordeaux…
Zaraz obok fotostory z piłkarzami Lecha. – Trafiłem cię dwa razy – mówił zadowolony Dawid Kownacki do redaktora naczelnego Lech TV, który zainkasował dwie kulki od snajpera Lecha. W ramach powstającej serii “Wyzwanie” reprezentacja piłkarzy zagrała z redakcją klubowego kanału w paintball.
Kapitanem lechitów był Darek Formella, który zabrał ze sobą czwórkę: Gostomski, Kownacki, Drewniak, Bednarek. W pierwszej fazie – na dworze – świetnie radził sobie szczególnie bramkarz Lecha, który na raty, mimo kulki w głowę, zdobył flagę, o którą toczyła się rozgrywka. Koledzy dali mu solidną zasłonę i wystrzelali przyczajonych dziennikarzy. Wicemistrzowie Polski szturmem wygrali dwie pierwsze odsłony, dopiero w trzeciej uznając wyższość rywali. W korytarzach opuszczonego budynku poszło im gorzej, choć trafienia były po obu stronach. – Fajna zabawa, ale kulka w plecy nie była przyjemna – mówił z wyrzutem Formella, który wraz z Kownackim pozwolił się boleśnie zaskoczyć. Gra była częścią nowego cyklu Lech Tv, w którym wyzwanie pada w różnych dyscyplinach. W produkcji wykorzystano 9 kamer i wystrzelano kilka tysięcy kul. Obie strony opuszczały efektowne pole walki zadowolone. Okazało się, że strzelanie kulkami z farbą do dziennikarzy i piłkarzy to czysta przyjemność.
Na koniec jazda obowiązkowa: Lewandowski i Bayern oszczędzili Skorupskiego. Krótka relacja z wczorajszych wydarzeń w Lidze Mistrzów. Odpuszczamy cytowanie, wystarczy screen.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legia już czuje wiosnę.
Nie można zmarnować tej szansy. Tak się zaczyna zapowiedź:
Odpowiedzialność, umiejętność gry na wynik, dyscyplina taktyczna i konsekwencja w defensywie. To obraz Legii w obecnej edycji Ligi Europy. Można narzekać na styl, ale jedno spojrzenie na tabelę i wszystkie grzechy odpuszczone. W czwartkowy wieczór czas na postawienie kropki nad i, kolejną wygraną, która prawdopodobnie zagwarantuje awans do fazy pucharowej, czyli kolejny krok w stronę finału w Warszawie. Tak, dziś brzmi abstrakcyjnie, ale taki cel wyznaczyli sobie zawodnicy. I chcą do niego dążyć. – To nasze marzenia, a marzyć nikt nam nie może zabronić – słusznie zauważył Ondrej Duda. Żeby zapewnić sobie awans do fazy pucharowej już dziś, legioniści muszą pokonać Metalist i liczyć na to, że Lokeren straci punkty z Trabzonsporem (przegra lub zremisuje). Jeśli tak się stanie, piłkarze z Warszawy powtórzą wyczyn z sezonu 2011/12, kiedy już po czwartej kolejce (pokonując Rapid Bukareszt 3:1) zagwarantowali sobie awans. Myśląc o Legii w europejskich pucharach, do głowy przychodzi tylko jedno słowo: pewność. Może za wyjątkiem remisu z St Patricks (1:1) na inaugurację zmagań o Ligę Mistrzów, po i przed każdym następnym meczem ta pewność charakteryzowała trenera Henninga Berga i jego piłkarzy. Dziś legioniści są drużyną, która ma plan i konsekwentnie go realizuje.
Przeglądając Fakt wspominaliśmy, że Legia jest najczęściej faulującą drużyną w tej edycji Ligi Europy. Michał Żyro w krótkiej rozmówce przekonuje: To my dyktujemy warunki, ale warto przyjrzeć się jeszcze innej ramce – jak Legia kolejnymi zwycięstwami śrubuje swój ranking w Europie.
Sytuacja jest chyba lepsza, niż się spodziewano. Mistrzowie Polski awansowali ze 108. na 88. pozycję. Startowali, mając na koncie 15,275 pkt. Obecnie mają 20,600. Przed nimi jeszcze przynajmniej trzy spotkania, a więc w przypadku wygranych możliwość zdobycia 6 punktów (2 dostaje się za zwycięstwo, 1 za remis). Z tego powodu, nawet jeśli już dzisiaj Legia zapewni sobie awans, w następnych kolejkach nie będzie kalkulowania, ale gra w najsilniejszym składzie. Wygranie grupy sprawi, że legioniści będą rozstawieni w losowaniu 1/16 finału, pozwoli także zarobić 400, a nie 200 tys. euro. Współczynnik jest tak istotny, bo to on decyduje o tym, czy zespół jest rozstawiony w kwalifikacjach do fazy grupowej. Spośród polskich zespołów najwyższym mógł jeszcze niedawno pochwalić się Lech Poznań (23,650 w latach 2008–2013), ale po ostatnich niepowodzeniach w eliminacjach Ligi Europy, spadł w hierarchii. Obecny współczynnik Legii dałby jej w tym sezonie rozstawienie w każdej z rund kwalifikacyjnych do Ligi Europy…
Waldemar Sobota czeka do grudnia na rozwój sytuacji w klubie – to niezbyt ciekawe, poza tym streszczaliśmy z Faktu. Może w takim razie przyjrzymy się analizie „Liga samobójców”. W dwóch ostatnich kolejkach piłkarze aż czterokrotnie strzelali do swojej bramki.
– Człowiek się stara, żeby było jak najlepiej, a potem wychodzi klops – opowiadał Kamil Sylwestrzak. Piłkarz Korony Kielce w ubiegłorocznym meczu z Piastem Gliwice (1:1) strzelał gole dla obu drużyn. Najpierw zaliczył samobója. – Zagrywał ze skrzydła Pavol Cicman, próbowałem zablokować to podanie, ale piłka i tak wpadła do siatki. Zwykły rykoszet. Po meczu telefonowała do mnie narzeczona i powiedziała, że zapisali mi samobója. Byłem w szoku, ale przecież nie będę tego odkręcał. Zapisane i już. Z biurokracją nie wygrasz – komentuje całą sprawę Sylwestrzak. Na swoje szczęście w tamtym meczu zdołał wyrównać. – Nie powiem, były w szatni złośliwe docinki wobec mnie. Najlepiej podsumował to Zbyszek Małkowski, który uznał, że najwyraźniej muszę coś sknocić, żeby potem zaszaleć pod bramką rywali. Kiedyś w meczu ze Śląskiem sprokurowałem rzut karny, ale potem w 90. minucie strzeliłem gola dla nas. Ot, burzliwe piłkarskie życie – śmieje się obrońca. Szybko jednak zaznacza, że oczywiście nie zawsze boiskowym samobójcom jest do śmiechu w szatni po meczu. – Gdy ktoś ewidentnie zawali i pośle piłkę do własnej bramki, no to jednak jest obciach – przyznaje. W obecnych rozgrywkach na samobójach najbardziej korzysta Wisła , bo jej rywale w ten sposób wyręczyli ją przy trzech golach.
Zapadł wyrok na Wojtka Pawłowskiego. Odejdzie ze Śląska.
Pawłowski jest dziś największym transferowym niewypałem Śląska w obecnym roku i powoli może pakować walizki. Jednak tyle dobrego dla klubu, że wypożyczenie piłkarza z Udinese nie wiązało się z dużym ryzykiem. – Zapewniam, że utrzymanie Wojtka nie kosztuje nas dużo – mówi PS prezes Paweł Żelem. Jak udało nam się ustalić, zdecydowaną większość pensji Pawłowskiego pokrywa klub z Włoch, a wydatki Śląska zamykają się w 10 tysiącach złotych. Jak widać, klubowa kasa nie została postawiona na nogi, ale wszyscy we Wrocławiu spodziewali się po tym piłkarzu zdecydowanie więcej. Tymczasem on zapisuje sobie na koncie już trzeci klub z rzędu, w którym nie powąchał na dłużej murawy. Planowo od stycznia ma znów trenować we Włoszech, tylko co dalej? Dziś żaden poważny klub nie zechce bramkarza związanego z ławką rezerwowych od 30 miesięcy.
I jeszcze dwa tematy na koniec. W Krakowie będą kupować – hurtowo. Zimowe okno transferowe w Cracovii zapowiada się interesująco. Drużynę czeka solidna przebudowa. Trener Robert Podoliński przyznał, że zamierza pozyskać aż siedmiu nowych zawodników. Może Piech za Nowaka?
– W tej chwili układamy listę. Rozmowy są merytoryczne i w większości zgadzamy się, jakich piłkarzy potrzebujemy – powiedział trener Pasów. Zespół rewolucję personalną przeszedł już latem. Wówczas pozyskano ośmiu nowych zawodników i tylu samo pożegnało się z Cracovią. Właściciel klubu Janusz Filipiak na pewno nie zdecyduje się na spektakularne gotówkowe transfery. To nie w jego stylu, ale jakieś rozsądne kwoty za zawodników, którym w czerwcu kończą się kontrakty może wyłożyć. Celem transferowym numer 1 Pasów będzie pozyskanie napastnika, który zastąpi zdyskwalifikowanego za stosowanie dopingu Dawida Nowaka. Podoliński nie ukrywa, że bardzo chętnie widziałby w swoim zespole Arkadiusza Piecha. 29-letni napastnik dość niespodziewanie przeszedł latem z Zagłębia Lubin do Legii. Tam jednak gra bardzo rzadko, nie został nawet zgłoszony do kadry na mecze Ligi Europy. Oceniany jest jako transferowy niewypał. Trudno powiedzieć, czy Piech byłby zainteresowany przeprowadzką do Krakowa, bo to na pewno wiązałoby się z mniejszymi zarobkami.
Mamy też nieco obszerniejszą wersję rozmowy z Pawłem Golańskim, więc zacytujmy:
Mógłby pan o nie grać (o mistrzostwo), gdyby zamiast z Koroną podpisał kontrakt z Wisłą.
– Dobrze się stało. Nie spodobało mi się zachowanie ówczesnego prezesa Wisły Bogdana Basałaja. Trenerem był Robert Maaskant, dyrektorem Stan Valckx. Byłem w Krakowie na rozmowach, dogadaliśmy się, podaliśmy sobie ręce, dyrektor powiedział, że prezes jest na tak. Przeszedłem badania i miałem na drugi dzień podpisać umowę. Kiedy zszedłem na śniadanie, przyszedł prezes i powiedział, że chce zmienić zapis o długości kontraktu – z dwóch lat na rok. Uzasadnienie było takie, że miałem wcześniej problemy zdrowotne. Powiedziałem tylko, że to niepoważne, wstałem i wyszedłem. Dzwoniono jeszcze bym wrócił, ale uznałem, że tak nie powinno się traktować ludzi.