Na takiego Kamila Stocha po prostu nie ma mocnych! Dopiero co zachwycaliśmy się jego postawą na Turnieju Czterech Skoczni, a teraz po raz kolejny musimy oddać królowi, co królewskie. Bo drugiego gościa, który potrafi szybować bez najmniejszego zachwiania w locie i przeskoczyć skocznię, dokładając do tego perfekcyjny telemark, po prostu nie ma. Kamil jest wyjątkowy – przyznać to musi nawet Halvor Egner Granerud, który w drugiej serii konkursu w Titisee-Neustadt pokazał moc, ale i tak nie miał podjazdu do trzykrotnego mistrza olimpijskiego.
To był zresztą nie tylko kapitalny występ Stocha, który odniósł 39. zwycięstwo w karierze (czym zrównał się z Adamem Małyszem), ale całej naszej ekipy. I nie mówimy wyłącznie o trzecim miejscu Piotra Żyły. Tak się składa, że scenariusz, w którym w pierwszej trójce zawodów znajdzie się trzech Polaków, wcale nie wydawał się niemożliwy.
Czapki z głów!
Polski koncert na niemieckiej skoczni rozpoczął w pierwszej serii Andrzej Stękała. Kiedy nadeszła jego kolej w sobotnim konkursie, spodziewaliśmy się naprawdę udanej próby, bo przecież już podczas treningów imponował. Ale 143,5 metrów po prostu pozamiatało. Kilku kolejnych zawodników, w tym prawdziwe asy jak Karl Geiger czy Robert Johannson, nie potrafili nawet zbliżyć się do tej odległości.
Zrobił to dopiero… a jakże, kolejny Polak. Piotrek Żyła niemal wyrównał osiągnięcie swojego kolegi z kadry, lądując na 143 metrze, i objął prowadzenie. Nacieszył się nim jednak dosłownie chwilę, bo zaraz wyprzedził go Dawid Kubacki (też 143 metry!). Na prowadzeniu znajdowało się zatem trzech Polaków! A wciąż czekała nas próba Stocha, trzeciego zawodnika Pucharu Świata.
Kamil skoczył co prawda nieco bliżej od poprzedników (139 metrów), ale słabiej wiało mu pod narty, a do tego dostał kapitalne noty za styl, co zagwarantowało mu drugie miejsce. Było pięknie, było wspaniale, ale niestety w paradę musiał wejść Halvor Egner Granerud, który rozdzielił czwórkę Polaków, ładując się na trzecią pozycję. Niepokoiło też nieco kolano Andrzeja Stękały, który po pierwszej serii wyraźnie kulał. Ale z polskiego obozu dochodziły głosy, że będzie w porządku. I było.
Tak, mogło być jeszcze lepiej
Warunki w Titisee-Neustadt były dziś dość zmienne. Niektórzy zawodnicy, jak choćby Karl Geiger, dwukrotnie trafili na taki wiatr, że byli w stanie tylko załamać ręce. Ale jak już komuś dopisało szczęście – to mógł pozwolić sobie na naprawdę daleki skok. Mowa choćby o Johannie Andre Forfangu, który w drugiej serii wylądował na… 144 metrze.
Mamy wrażenie, że podobnie znakomitych warunków nie miał Stękała. Ten nie zdołał nawiązać do swojego pierwszego skoku (w drugiej serii tylko 134 metry). To jednak i tak był udany występ Polaka – po prostu nie na tyle dobry, aby zaatakować podium, ale już na tyle daleki, by… wyskakać życiówkę. Andrzej skończył bowiem na piątym miejscu, jeszcze nigdy nie był tak wysoko w zawodach Pucharu Świata. Tuż po nim w drugiej serii skakał Piotr Żyła, który pokazał klasę. Choć leciał dość nisko nad zeskokiem, zdołał wyciągnąć aż 138,5 metrów. To pozwoliło mu – przed ostatnią trójką konkursu – objąć prowadzenie.
Po cichu liczyliśmy zatem na nieco gorszą próbę Graneruda, która dawałaby szansę na pierwsze w pełni polskie podium w historii zawodów Pucharu Świata. Ale niestety – Norweg pokazał po raz kolejny, że ma wielki talent i jest w świetnej formie. Mimo tego, że startował przy dość słabym wietrze pod narty – skoczył aż 138,5 metra.
Trzech Polaków na trzech pierwszych miejscach być zatem nie mogło, ale nie wpłynęło to na postawę Kamila, który wręcz pozamiatał. 144 metry z telemarkiem? Dajcie spokój. Nokaut, nie da się tego inaczej nazwać.
O zwycięstwo ze Stochem mógł powalczyć jeszcze Kubacki, ale on niestety trafił na jeszcze gorsze warunki od Graneruda, a też już po wyjściu z progu było widać, że coś z tym skokiem jest nie tak. Ostatecznie wylądował na 128 metrze i spadł na 7. miejsce. Szkoda, bo w zeszłym sezonie dwukrotnie był na tej skoczni najlepszy. Ale zostaje mu jutrzejszy konkurs.
Narzekać jednak nie zamierzamy. Skończyło się na czterech polskich zawodnikach w pierwszej siódemce i dwóch na podium (a 11. był jeszcze Jakub Wolny – ogarnijcie to, ten gość nie zmieściłby się do ekipy na konkurs drużynowy, a był tuż za najlepszą “10” w konkursie Pucharu Świata). Co tu dużo gadać – nasi reprezentanci wyrośli na wielkich faworytów do wygrania Pucharu Narodów oraz drużynówki podczas nadchodzących mistrzostw świata. A co najlepsze i najważniejsze – wygląda, jakby z konkursu na konkurs byli coraz mocniejsi.
Fot. Newspix.pl