Patryk Klimala przez prawie dwa miesiące znajdował się w zamrażarce Celtiku, aż wreszcie chłopak odtajał. W czwartkowy wieczór dostał szansę w meczu z Lille kończącym dla “The Bhoys” rywalizację w fazie grupowej Ligi Europy. Mimo że Polak nie zanotował żadnego ofensywnego konkretu, to wypadł pozytywnie i można przypuszczać, że swoje niskie notowania przynajmniej nieco zwiększył.
Klimala na początku sezonu dał Neilowi Lennonowi kilka pozytywnych sygnałów w lidze jako rezerwowy i oto 17 października wyszedł w pierwszym składzie na derby z Rangersami. Niestety, w zasadzie nie było go na boisku. Przez 67 minut zanotował 12 kontaktów z piłką, obrońcy nakryli go czapką. Celtic przegrał 0:2, a nasz rodak stał się jedną z ofiar tamtej wpadki. W następnych dziesięciu meczach sześć razy nie podniósł się z ławki (w szkockiej ekstraklasie wszystkie cztery spotkania spędził na rezerwie), a w czterech zaliczał epizody w końcówkach. Uzbierał 25 minut z trzech wejść w LE i sześć minut w Pucharze Ligi z Ross County. Generalnie – prawie go nie było. Powoli można się było zacząć zastanawiać, czy nie czas na zmiany.
Dziś jednak Celtic w praktyce grał już o nic. Nawet zwycięstwo nad Lille nie zmieniało jego położenia w grupie, i tak zająłby ostatnie miejsce. Lennon sięgnął do tylnych szeregów swojej kadry i postawił m.in. na Klimalę. Z zainteresowaniem więc przyjrzeliśmy się występowi byłego napastnika Jagiellonii.
Wyszło nie najgorzej. Francuzi długimi fragmentami starali się dominować i wysoko ustawiali linię obrony, co oznaczało możliwość ulubionego grania dla Klimali. Mógł szukać miejsca i pokazywać się do prostopadłych podań. Ciągle był pod grą, schodził na boki i ścigał się z defensywą gości. Inna sprawa, że zbyt wiele dobrych piłek nie otrzymał. Gdy już stworzył zagrożenie, to będąc ustawionym przed polem karnym i dalszym zagraniu. Zgarnął piłkę, zszedł bardziej do środka i huknął z osiemnastu metrów. Mike Maignan z dużym trudem odbił to uderzenie.
Oprócz tego Polak w jakiś konkretniejszy sposób nie dał się we znaki bramkarzowi Lille. Zasuwał jednak, ile wlezie i za to w komentarzach w trakcie meczu chwalili go kibice. Zaimponował im na przykład takim powrotem:
Watch the speed of Paddy Klimala getting back!!! pic.twitter.com/fecN4lIAob
— Bun Beag Brian (@BunbegB) December 10, 2020
Pojawiły się nawet porównania do Kenny’ego Millera, który był właśnie takim zadziornym spryciarzem, nieustannie nękającym obrońców. Większość komentujących była zgodna, że Klimala wypadł pozytywnie i zasłużył na kolejne szanse.
W drugiej połowie urodzony w Świdnicy zawodnik dwukrotnie ładnie zgrywał piłkę do kolegów będąc tyłem do bramki. Dostał też żółtą kartkę, gdy został lekko wyprowadzony z równowagi przez naciskającego go z tyłu Xekę. Panowie się poprztykali i obaj zostali upomniani.
Jak ten występ wyglądał w liczbach?
-
71% celności podań (10/14)
-
2/3 udanych dryblingów
-
tylko 2 wygrane pojedynki z 11
-
12 strat
-
2 faule
-
1/2 w dalszych zagraniach
Generalnie czysto statystycznie szału nie ma, ale wrażenie na żywo z samej gry było lepsze. Klimala potwierdził swoje atuty, ale również wady, których – nie czarujmy się – mu nie brakuje. Czasami wychodziły jego braki techniczne.
Przy golach dla swojego zespołu palców nie maczał. Najpierw Celtic trafił po rzucie rożnym, potem po rzucie karnym, a na koniec po akcji prawą stroną Kristoffera Ajera i płaskim strzale wbiegającego Davida Turnbulla.
“The Bhoys” odpadli, zajęli ostatnie miejsce w grupie, ale przynajmniej godnie się pożegnali. Na porażce Lille skorzystał Milan, który skromnie wygrał w Pradze i rzutem na taśmę zajął pierwszą lokatę kosztem Francuzów.