Lechia Gdańsk po ostatnich porażkach ze Śląskiem i Legią w końcu zdobywa punkty. Dzisiaj remis na trudnym terenie w Łęcznej, ale powiedzmy sobie wprost: nie byłoby tego wyniku, gdyby nie kapitalna akcja Antonio Colaka. 21-latek jakby w geście irytacji jednym zwodem nabrał parę Szmatiuk-Sasin i strzelił gola, który odmienił mecz. W zasadzie przez długi czas jako jedyny w biało-zielonej koszulce stwarzał zagrożenie. Ma dziś trener Unton szczęście. Colak nie dość, że szybko nauczył się języka polskiego, to wygląda na napastnika, który odpowiednio wykorzystany może dać Lechii sporo dobrego.
Oczywiście Colak też marnował. W drugiej połowie nie wykorzystał trzech lub czterech sytuacji. Czasem mógł szybko pomyśleć, podnieść głowę do góry. Ale sposób, w jaki znajdywał się przy sytuacjach, jak mobilnym był dziś piłkarzem, robi wrażenie.
Lechia ma natomiast problem w drugiej linii. Mało drużynie dawał dziś Wiśniewski, nie grał za kartki Borysiuk, a Makuszewski zamiast na wypracowywaniu sytuacji skupił się na marnym aktorstwie, przez które nie zagra w kolejnym meczu. Gdybyśmy mieli wynotować jedyne jego dobre zagranie, byłby to pewnie rajd po prawym skrzydle i atak Mraza. W pierwszej chwili niewyglądający na nic groźnego, ale na powtórkach już przerażający.
W tym momencie brawa należą się dla sędziego. Tomasz Musiał zrobił to, czego nie zrobił tydzień temu Bartosz Frankowski: zadbał o bezpieczeństwo piłkarzy. W Gdańsku Dudu za próbę połamania nogi Makuszewskiemu dostał żółtą kartkę, tutaj wątpliwości nie było: czerwona i do zajezdni. Szkoda tylko, że po tym zdarzeniu jakoś nie było widać, która drużyna ma przewagę jednego zawodnika.
W Lechii dobry mecz zagrali Łukasik i Dźwigała. Asystę i kilka niezłych dośrodkowań posłał Leković. Reszta poniżej przeciętnej albo jak Bougaidis – wręcz słabo. Piłkarze Untona nie robili dziś kabaretu jak Janicki i Valente tydzień temu, ale dalej czegoś w tej drużynie brakuje. W drugiej połowie mieli Łęczną na widelcu, piłkarze Szatałowa ewidentnie spuchli, a i tak – choć sytuacje były – nie udało się zdobyć trzech punktów. Powiewów optymizmu widzimy dwa: koniec błazenady w obronie (Dźwigała) i lewa nóżka Nazario.
Fot. FotoPyK