Reklama

Czy Jakub Moder jest zajechany? Gra więcej niż Lewandowski

redakcja

Autor:redakcja

27 listopada 2020, 17:22 • 4 min czytania 41 komentarzy

Kariera Jakuba Modera przez ostatni rok przyspieszyła z prędkością pociągu TGV i to najnowszego modelu, którego rekordowe osiągi jeszcze się testuje. Trzeba byłoby jednak wyjątkowo nieuważnie oglądać ostatnie mecze w jego wykonaniu, by nie dostrzec, że zaczyna się z nim dziać coś niedobrego. Można już chyba mówić o trwałej obniżce formy, pierwszym poważnym regresie na piłkarskiej drodze 21-letniego pomocnika.

Czy Jakub Moder jest zajechany? Gra więcej niż Lewandowski

Moder ostatni naprawdę dobry występ w Ekstraklasie zaliczył 4 października w Gliwicach.  W dużej mierze to on decydował o obliczu drugiej linii Lecha, miał też ofensywne konkrety. Szybko dał “Kolejorzowi” prowadzenie, a po godzinie gry zaliczył asystę przy bramce Filipa Marchwińskiego, gdy przejął piłkę na połowie gospodarzy i wyłożył ją młodszemu koledze. Z Jagiellonią, Cracovią i Legią prezentował się słabo lub co najwyżej przeciętnie, dopiero z Rakowem znów wypadł trochę lepiej, choć to też nie było optimum.

A ostatni udany występ w ogóle wychowanek Sokoła Drawsko miał 22 października – z Benfiką na inaugurację rywalizacji w fazie grupowej Ligi Europy. Był wtedy, obok Mikaela Ishaka, najlepszym zawodnikiem Lecha i na tle mocnego przeciwnika potwierdził wiele ze swoich walorów. Świetnie napędził akcję na 1:1, z dużym spokojem rozgrywał nawet na dalszą odległość, groźnie strzelił z dystansu, trafił w poprzeczkę po rzucie rożnym.

CORAZ WIĘCEJ STRAT

Niestety, potem coś się zacięło. Z Rangersami co prawda starał się być pod grą, wygrał dziewięć z dwunastu pojedynków, ale bliżej bramki “The Gers” brakowało mu konkretów, nie potrafił błysnąć. Rzucało się w oczy aż 19 strat. W domowym spotkaniu ze Standardem z jednej strony miał udział przy dwóch golach poznaniaków, lecz z drugiej, irytował nonszalancją i brakiem odpowiedzialności za piłkę. Często zwalniał grę, wikłał się w niepotrzebne pojedynki, przez co potem tracił lub zagrywał pod nogi Belgów. 23 straty w statystykach lekko przerażały. Tamten mecz był chyba pierwszym poważnym sygnałem, że zaczyna się dziać coś niedobrego. Potwierdził to występ na Legii i występy w reprezentacji (gol z Ukrainą zaraz po wejściu nie do końca zatarł ogólnie średnie wrażenie), zwłaszcza na terenie Włochów.

Wczoraj w Liege nastąpiło apogeum, uwypuklenie wszystkich słabości tego zawodnika. To Pedro Tiba zanotował najbardziej kosztowną stratę i znalazł się pod pręgierzem, ale fakty są takie, że Moder podobnych wpadek miał kilka – z tą różnicą, że dopisało mu więcej szczęścia. W grze do przodu nie zrobił nic, co mogłoby to zrekompensować.

Reklama

NAWET LEWANDOWSKI GRA RZADZIEJ

Zasadne staje się pytanie o przyczyny tego zjazdu. Dopiero co przecież wyklarowało się, że Anglicy z Brighton już zimą zamierzają ściągnąć go do siebie, a tu takie numery.

Sodówka? Chyba nie za bardzo, nie ten typ człowieka. Ewentualnie chwilami zbyt duża pewność siebie, prowokująca do boiskowej lekkomyślności, ale to co innego.

Większe odczuwanie presji? Może w jakimś stopniu tak, wymagania względem niego znacznie się zwiększyły, a odpowiedzialność wzrasta, skoro zaczął się pojawiać w pierwszym składzie kadry Jerzego Brzęczka. Moder wcześniej jednak pokazywał, że dobrze sobie z tym radzi, nie tu szukalibyśmy głównej przyczyny.

Możliwe, że to wytłumaczenie trywialne, ale odnosimy wrażenie, że chłopak jest najzwyczajniej w świecie zajechany. W tym sezonie, który dla “Kolejorza” zaczął się 21 sierpnia, Moder rozegrał 18 z 19 meczów (opuścił jedynie niedawne starcie z drugoligowym Zniczem Pruszków w Pucharze Polski).

  • 18 w wyjściowym składzie
  • 15 całych
  • RAZEM: 1564 minuty

Do tego od września sześć razy przywdziewał biało-czerwone barwy – trzykrotnie był w wyjściowej jedenastce, raz dotrwał na boisku do końca, łącznie spędził na nim 258 minut.

Sumując wszystkie fronty, wychodzi, że Jakub Moder między 21 sierpnia a 26 listopada rozegrał 24 oficjalne mecze, co daje 1822 minuty.

Reklama

Sięgając szczytów, fakty dla porównania: od 21 sierpnia mniej minut rozegrał nawet Robert Lewandowski.

  • 90 minut w finale Ligi Mistrzów z PSG (jeszcze w ramach starego sezonu)
  • 547 minut w Bundeslidze
  • 353 w Lidze Mistrzów
  • 120 w Superpucharze Europy
  • 83 w Pucharze Niemiec
  • 276 w reprezentacji Polski
  • RAZEM: 1469 minut

Jakub Moder rozegrał w tym okresie 353 minuty więcej, czyli prawie cztery pełne mecze. 

Oczywiście można mówić, że intensywność spotkań w Bundeslidze jest inna niż w Ekstraklasie. Biorąc jednak pod uwagę etapy ich karier i pułap fizyczny, na którym obaj się znajdują, bez naciągania wolno założyć, że każdą minutę w swoim środowisku odczuwają porównywalnie. Wątek zmęczeniowy może także dotyczyć Tymoteusza Puchacza (już 1901 minut!), ale raz, że w jego przypadku jest przynajmniej solidny zmiennik w osobie Wasyla Krawecia, a dwa, że u niego wyraźnie widać więcej niedoskonałości w samej charakterystyce.

Wracając do głównego bohatera. Tak, wiemy, profesjonalny piłkarz musi być gotowy na określony wysiłek, nie ma nic lepszego niż granie co trzy dni, ale nawet najlepsi na świecie nie grają non stop w rytmie sobota-środa-sobota. Kiedyś odpocząć trzeba, dlatego Lewandowski ma teraz aż dwóch zmienników w Bayernie. A tu mowa o chłopaku, który dopiero od niewiele ponad pół roku jest obecny na poważnie w Ekstraklasie.

Wydaje się zatem, że to już najwyższy czas, by Moder zwyczajnie sobie odetchnął. Problem w tym, że Lech na pozycjach 6 i 8 ma najmniejszy wybór w swojej kadrze. Praktycznie jedyną alternatywą dla Modera lub Pedro Tiby jest parodysta Muhar, którego na co dzień ewentualnie można wpuścić na kwadrans przed końcem przy prowadzeniu 3:0. Ktoś w klubie z Bułgarskiej mocno się zdrzemnął określając proporcje na poszczególnych pozycjach.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

41 komentarzy

Loading...