Reklama

Kozacy i badziewiacy. Raz na rok to i kura pierdnie, ale w przypadku Prikryla liczymy na więcej

redakcja

Autor:redakcja

24 listopada 2020, 15:29 • 4 min czytania 4 komentarze

Jakiś czas nas tu nie było, ale pora wrócić do wybierania kozaków i badziewiaków. Winni jesteśmy wam jeszcze zestawienie z dziewiątej kolejki, ale tu do rozegrania wciąż pozostały dwa mecze, dlatego najpierw lecimy z dziesiątą serią gier, którą wczoraj szczęśliwie udało się domknąć. Dlatego zanim zapytacie, gdzie do jasnej cholery Conrado, pamiętajcie, że w piątek Lechia odrabiała zaległości (podobnie jak Śląsk, Górnik i Piast), więc pod uwagę braliśmy tylko jej wczorajszy mecz. Zanim zdziwicie się, dlaczego w badziewiakach jest gość, który kilka dni temu strzelił bramkę i grał nieźle, przypomnijcie sobie, że on mecz dziesiątej kolejki rozegrał awansem jeszcze przed przerwą na kadrę. I wyglądał – delikatnie rzecz ujmując – nie najlepiej. 

Kozacy i badziewiacy. Raz na rok to i kura pierdnie, ale w przypadku Prikryla liczymy na więcej

No, galimatias. Ale generalnie trzeba powiedzieć, że dawno wybór jedenastki kolejki nie był już tak przyjemny. Raz, że mieliśmy bardzo fajne spotkanie pomiędzy Lechem Poznań a Rakowem Częstochowa. Dwa, że wczoraj wieczorem Jagiellonia zrobiła miazgę z Wisły Płock, co było możliwe dzięki paru świetnym występom pod względem indywidualnym. Trzy, że nawet w meczach, w których nie działo się aż tak wiele jak w tych powyżej wymienionych, trafili się goście, którzy wyrastali ponad ekstraklasowy krajobraz.

Postać numer jeden? Dla nas Tomas Prikryl. Trzy asysty, dwie piętą. Gość w trakcie jednego meczu wykręcił dorobek, do którego kilku (uchodzących za niezłych) pomocników będzie dążyć przez cały sezon, a nie wszystkim się uda. Jasne, Prikryl sam jest na tyle chimeryczny, że nie zdziwimy się, jeśli do końca roku nie rozegra już dobrego meczu i nie zaliczy ani jednego udziału przy bramce. Poprzedni sezon przecież też zaczął nieźle, wydawało się, że może być gwiazdą Jagi, a potem zjechał do takiego poziomu, że przez całą wiosnę strzelił ledwie jedną bramkę. Ale może to właśnie przełom? W Czechach potrafił utrzymywać formę przez całe rozgrywki, do Białegostoku trafiał świeżo po walnięciu 9 goli i nastukaniu 14 asyst dla Mlady Boleslav.

W sumie to samo można by powiedzieć o Jakovie Puljiciu. Chorwat strzelał gole, nie grał jak ostatni melepeta, a takich gości Jaga już też sprowadzała, ale brakowało mu występu, który były jednoznacznym dowodem na to, że potrafi. Hat-trick chyba można potraktować w tych kategoriach. Dodajemy do tego Imaza, który wrócił na właściwe tory, dodajmy Pospisila i Romanczuka (jak wydobrzeje) i robi nam się z tego potencjalnie niezła siła ognia.

Reklama

Pytanie brzmi, czy Bogdan Zając potrafi się z nim obchodzić na tyle umiejętnie, by nie poparzyć sobie rąk.

Czyli jak Marek Papszun, który ma komfort sadzania na ławce takich gości jak Schwarz, Tijanić czy Gutkovskis. Zazdroszczą mu prawie wszyscy trenerzy w lidze. No ale też w dużej mierze sam go sobie wypracował, robiąc na przykład z Marcina Cebuli prawdopodobnie najlepszego piłkarza w lidze w tym sezonie. Prawdopodobnie, bo świetny jest też choćby Ivi Lopez, w Legii na jeszcze wyższy poziom niż w Lechii wskoczył Filip Mladenović, Lech ma Tibę czy Ishaka, a lekceważyć nie można też choćby Jesusa Jimeneza.

Ale sam fakt znalezienia się w takim towarzystwie to dla byłego piłkarza Korony Kielce duża rzecz. Jeśli Papszun jeszcze z Oskara Zawady zrobi napastnika strzelającego kilkanaście goli w sezonie, trzeba to będzie gdzieś zgłosić. Na razie łapcie całą jedenastkę.

Badziewiacy? Zacznijmy od gościa z leadu. Robert Pich. W piątek przeciwko Lechii wypadł przyzwoicie, otworzył wynik po akcji Praszelika i błędzie Alomerovicia. No ale tutaj braliśmy pod uwagę mecz z Górnikiem rozegrany siódmego listopada, a w nim niemłody Słowak zawiódł chyba najmocniej z całej bandy Lavicki. Górnik był mocno osłabiony, skład został sklecony naprędce, tymczasem tak doświadczony gracz nie zrobił przy tej ekipie nawet sztycha.

Przy czym nie ukrywajmy, były większe wpadki. Prawie pół składu mamy z Wisły Płock i tylko Krzysztof Kamiński jest tu trochę na wyrost – w dziesiątej kolejce akurat nie było bramkarza, który by się ośmieszył, a on pięć goli puścił i jednak mógł dać drużynie trochę więcej. Jest też “mocny” duet obrońców z Lecha Poznań. Satka zagrał tak dokładnie tak, jak chcielibyśmy, aby wyglądał przeciwko nam Euro – wierzymy, że choćby Jóźwiak będzie potrafił zakręcić nim jak Szelągowski. Puchacz z kolei badziewiakiem jest drugi raz z rzędu, bo z Legią też był fatalny i nie ukrywajmy – to jest ten moment, w którym powinna zapalić mu się czerwona lampka.

Reklama

Fot. FotoPyK

Jedenastkę, tym razem weekendu, wybraliśmy również wraz z widzami w magazynie Weszłopolscy.

Najnowsze

Kozacy i badziewiacy

Komentarze

4 komentarze

Loading...