Marcin Najman dał wczoraj show. To znaczy: było to show pijanego wujka na weselu. On sam się świetnie bawi, ale wszyscy wokół… Niezbyt. Najmanowi brakowało tylko rosołu, żeby zasnąć z nosem w zupie. Natomiast ten cyrk w wykonaniu “pięściarza” jest dobrą okazją, by zaktualizować listę najlepszych pojedynków naszego bohatera i pomyśleć, co dalej?
Vs Robert Burneika
Gdyby nie chodziło o Najmana, bylibyśmy zdziwieni, ale że chodzi o Najmana – trudno być kiedykolwiek zdziwionym. Marcinek wszedł do oktagonu i… biegał wokół sympatycznego Litwina. Nie chciał walczyć. Chciał biegać. Rozumiemy, że Najman to nie jest osobnik najwyższych umysłowych lotów, ale pomylić arenę z bieżnią czy lasem? Widać ciosy od przeciwników musiały zostawić w głowie Marcina wiele szkód. W każdym razie: Najman biegał, biegał, ale w końcu się zmęczył, Burneika go dopadł i skasował.
Ale! Wszystko stało się w drugiej rundzie. Tak więc może to jednak jest jakaś taktyka? Uciekać ile można i przeciągać walkę? W inny sposób trudno sobie wyobrazić, by Najman miał przetrwać więcej niż 30 sekund.
Vs Don Kasjo
Świeżynka. Idealnie podsumował „to coś” Trybson, cytując Erika Cantonę: „Walka z Najmanem ma taki sens jak gra w szachy z gołębiem. Chociaż nie wiadomo jak dobrze grasz w szachy, gołąb i tak poprzewraca wszystkie figury, później nasra na środku, a na koniec będzie chodził w tym gównie dumny, jakby wygrał”. Przecież tak było – Najman wyszedł do walki w boksie, najpierw obalił Kasjo, potem go kopnął, został zdyskwalifikowany i zaczął krzyczeć, że przeciwnika zajebie. Wybaczcie, ale tutaj pasuje jeden komentarz: XD.
Napisalibyśmy, że to powinien być koniec kariery Najmana, ale wtedy trzeba zadać pytanie, kiedy był początek, a odpowiedzi na to nie znamy.
Vs Trybson
Uczestnik Warsaw Shore nie dość, że podsumował Najmana celnymi słowami, to wcześniej jeszcze zmasakrował w ringu. Marcin w tejże walce zaprezentował całego siebie. Wyprowadził kopnięcie, które nie imponowałoby nawet w godzinach dla seniorów i Trybson tylko się zaśmiał (autentycznie). Potem stał z rękami w górze, jakby trzymał worki ziemniaków na targu. No i na końcu klasyka: dał się obalić, przyjął pozycję żółwia i jednocześnie przyjmował kolejne ciosy. Sędzia przerwał walkę.
Gdybyśmy mieli strzelać, jak Najman śpi, powiedzielibyśmy, że właśnie tak: jest skulony i trzyma swoją pseudogardę.
Vs Pudzianowski
Lubimy wracać do tej walki, bo można się uśmiać. Najman spotkał się z rozpędzonym pociągiem, kiedy on sam jechał na rowerze. Pudzianowski go zmasakrował. Nie, mocniej: Pudzian go rozpierdolił. Wyprowadził kopnięcia, potem przeszedł do parteru i nastawiał jak stare radio. Najman, jak to Najman, nie był w stanie nic zrobić, więc wiadomo: ułożył się w świetnie opanowanej pozycji żółwia i czekał na koniec.
W tym wszystkim szkoda żółwi. To są porządne zwierzęta, a Marcinek robi im niefajną reklamę. Czy żółw wytrzymałby dłużej z Pudzianem? Niewykluczone.
Vs Bonus BGC
Rzadka sprawa: Najman wygrał! Co prawda do zwycięstwa potrzebował starcia ze zwykłym lujem, który zasłynął rzyganiem przed kamerą, ale co tam – wygrana to wygrana. Marcinek wiedział, że rywal jest słaby w parterze – w końcu przygotował się oglądając lufa-pytanie – i skończył rywala potężnymi ciosami. Był z siebie niezwykle dumny. Nie dziwimy się: wcześniej w MMA pokonał tylko jakiegoś Słowaka, który nawet nie wiedział, że może odklepać, gdy jest duszony i po prostu zemdlał.
*
No, wiele przeżyliśmy już z Najmanem, ale po takim show jak wczoraj, trzeba szukać nowego pomysłu na siebie. Marcinku, mamy kilka opcji.
1. Walka z wielbłądem
Oczywiście wszystko działoby się w cyrku, bo nie ukrywajmy: głównie do cyrku się Najman nadaje, ale przecież co za różnica. Rywal jest, pieniądze będą, naprawdę można to zrobić. Walka w formule MMA, także Najman mógłby obalać i kopać. „Mógłby”, bo jednak w wielbłądzie widzimy faworyta tego pojedynku. Nadzieja jest prosta: trzeba sprawdzić, czy wielbłądy boją się żółwi. Jeśli tak, nie wykluczamy remisu.
2. Walka z samym sobą
Gdy widzimy nagrania, jak Najman sparuje z własnym cieniem, to po pierwsze oczywiście bardzo mocno się śmiejemy, ale po drugie – czasem mamy autentyczne wrażenie, że zaraz dojdzie do nokautu. To jest wszystko tak niezgrabne, że po prostu o Najmana się boimy. Ale dostrzegamy w tym potencjał, który odpowiada klasie sportowej naszego herosa. Walka z samym sobą. Bez widzów. Przy zgaszonym świetle.
Ewentualnie można mu doczepić dzwoneczek do pięści, żeby wiedział, gdzie ma rękę. Bo bez tego pewnie nie wie.
3. Odejście w zapomnienie
No, tak byłoby najlepiej. Najman nie powinien walczyć już nawet na gali wójta w Pierdziszewie. Szkoda wydawać na niego pieniędzy, można je spożytkować lepiej: na przykład spalić. Marcinek powinien bronić Jasnej Góry, bo głównie do tego się nadaje – gdy trzeba przyjmować niewidzialne ataki, wówczas jest niezastąpiony. Czas na nową drogę w życiu. Ta związana ze sztukami walki była niezwykle wyboista.
Fot. Newspix