Ukraina w ostatnich trzech meczach? Trzy porażki, w tym 0:4 z Hiszpanią oraz 1:7 z Francją. Przed dzisiejszym wieczorem rzadko było słychać pytanie: “czy Hiszpanie wygrają”, zdecydowanie częściej: “jak wysoko Hiszpanie wygrają”. Naprawdę nie było widać przesadnych powodów do optymizmu w obozie Andrija Szewczenki. Z Niemcami trzykrotnie ratował ich Buszczan, a i tak nie wystarczyło, by uciułać chociaż punkt. O dyspozycji w dwóch pozostałych meczach z potęgami nie ma sensu za wiele pisać, wyniki mówią same za siebie.
A jednak, dzisiaj ten Dawid nie tylko pokonał Goliata, ale jeszcze trudno uznać, by jego zwycięstwo było niezasłużone. To o tyle ważne, że z Hiszpanami zmierzymy się przecież w fazie grupowej Euro 2021. Dziś ludzie Szewczenki pokazali, że da się ich skarcić, nawet jeśli jeszcze miesiąc temu Ukraina nie była w stanie nawiązać jakiegokolwiek cienia walki z mocniejszym rywalem.
Recepta? W sumie banalnie prosta.
KROK PIERWSZY – WYTRZYMAĆ NAPÓR
Mecz zaczął się zgodnie z planem od zdecydowanej przewagi Hiszpanów. By nie być gołosłownym – właściwie w pierwszym kwadransie najsprawiedliwszy byłby wynik 2:0 dla Hiszpanów, bo takie sytuacje jak te Rodrygo czy Fatiego zazwyczaj kończą się bramkami. Pamiętajmy jednak – między słupkami Ukraińców fruwa Georgiy Buszczan. Chłop, który potrafi zawalić klopsa, vide mecz z Niemcami, ale też wybronić piłki niemal niemożliwe do wybronienia. Z Niemcami ratował swoją drużynę trzykrotnie, dzisiaj wyłapał w fantastyczny sposób dwa groźne strzały z pierwszej części gry. Ten wolny Ramosa… Okej, nie były to same widły, ale kurczę, to i tak był kapitalny strzał.
Niejako puenta okresu dominacji Hiszpanii. 25 minut, cztery rzuty rożne, cuda w bramce, które wyczyniał Buszczan. Po tym okresie goście nieco napuchnęli.
W recepcie dla Polski na Euro zapisujemy – bramkarz magik, tona farta. Także do sędziowania. Wydaje się, że Paweł Gil, który był arbitrem dzisiejszego spotkania, mógł się pokusić o odgwizdanie rzutu karnego po ręce Andrija Jarmołenki. Z drugiej strony – nie jesteśmy pewni, czy tenże Jarmołenko nie był po przerwie faulowany w polu karnym Hiszpanii, więc uznajmy, że tutaj suma szczęścia równa się zero.
KROK DRUGI – NIE DYGAĆ (PRZESADNIE)
Czy Ukraina przed przerwą zapisała się jakąś aktywnością pod bramką De Gei? Niespecjalnie. 25% posiadania piłki, 1 strzał, i tak dobrze, że akurat celny. Przed przerwą cel Ukrainy był jasny – zachować zero z tyłu do zmiany stron, “a potem się pomyśli”. I tę zmianę mentalności w przerwie było doskonale widać. W drugiej połowie oczywiście Hiszpania nadal prowadziła grę, ale Ukraina zamiast ograniczać się do dość prymitywnej wybijanki, zaczęła konstruować kontry.
Groźne kontry.
Pierwszy sygnał, że Hiszpania nie jest w tym meczu nietykalna to właśnie sytuacja Jarłomenki – po fajnym dryblingu Jaremczuka także i Jarmołenko pobawił się trochę z piłką. Całość wyglądała efektownie, ale zakończyła się ostrym wejściem hiszpańskiego obrońcy – na granicy faulu według Gila, prawdopodobnie z faulem według kibiców z Ukrainy. Drugi sygnał ostrzegawczy to okazja Zubkowa, który znalazł się parę metrów od bramki właściwie bez żadnej obstawy, ale fatalnie skiksował. Jak się domyślacie – trzeciego strzału w powietrze już nie było.
KROK TRZECI – SKUTECZNOŚĆ!
To była króciutka seria podań. Najpierw na bok, potem do Jarmołenki do środka, gdzieś pod koło. No i mocne wypuszczenie w bój Cyhankowa. I podanie bajeczne, i przyjęcie kozackie, bo Navas nie miał żadnych szans na przechwycenie piłki, a De Gea nie mógł już cofnąć się z powrotem do bramki. Wszystko działo się błyskawicznie, pach-pach-gol. To był drugi i ostatni celny strzał na bramkę hiszpańską. To był strzał na wagę zwycięstwa.
To dzisiaj odróżniało Ukraińców i Hiszpanów. Ci pierwsi byli diabelnie konkretni, właściwie każda ich groźna kontra przynosiła okazje strzeleckie. Fakt, czasami szwankowało wykończenie czy ostatnie podanie, ale nie było tam ruchów pozornych. Hiszpania z kolei wykonywała wyłącznie ruchy pozorne. Dośrodkowania, które miały chyba na celu zamaskować brak pomysłu na inne zakończenie akcji. Niemrawe strzały. Dryblingi nieprzynoszące żadnej korzyści. La Furia Roja uderzała na bramkę 20 razy w meczu, a po przerwie godne uwagi jest chyba jedynie uderzenie Rodriego. Z kronikarskiego obowiązku można jeszcze wspomnieć o szansach Olmo czy Ramosa, ale to było mimo wszystko dość bezradne gonienie wyniku.
***
Czyli jakie nauki mamy wynieść z tego meczu? By pokonać Hiszpanię wystarczą trzy rzeczy: trzeba zagrać dobrze w obronie, dobrze w ataku, a Hiszpania musi jeszcze dodatkowo nie mieć dnia. Wtedy można przenosić góry i pokusić się o sensację, bo taką bez wątpienia jest zwycięstwo Ukrainy nad podopiecznymi Luisa Enrique. Czy Jerzy Brzęczek to wszystko notuje? Mamy nadzieję. Nieodzowna może być wizyta na Jasnej Górze.
Ale pisząc już zupełnie serio – Hiszpania naprawdę ma swoje problemy. Choć Ukraińców istotnie uratował kilkukrotnie Buszczan, a i ten karny pewnie będzie szeroko omawiany, to jednak pewne wady Hiszpanów powtarzają się w kolejnym już spotkaniu. Z Portugalią? 0:0. Ze Szwajcarią skromniutkie 1:0. Dziś 0:1. Jedna bramka na 270 minut i trudno nie powiązać tego z faktem, że Luis Enrique nie ma ani jednej typowej dziewiątki na szpicy. Piłka fruwa sobie od boku do boku, ale żeby wepchnąć ją do siatki – ciągle brakuje centymetrów, instynktu, przebojowości, zdecydowania.
Oby ten stan utrzymał się do Euro.
Ukraina – Hiszpania 1:0 (0:0)
Cyhankow 76′
Fot.FotoPyK