Jeśli “Kun” Aguero jest zdrowy i w formie, gra na tym samym poziomie co CR7 i Leo Messi. Mauricio Pochettino mówił we wczorajszym wywiadzie, że oglądanie gry Argentyńczyka jest jak słuchanie muzyki klasycznej. Ciekawe co boss “Kogutów” myślał o nim po dzisiejszym spotkaniu, w którym snajper City strzelił cztery gole jego Tottenhamowi. Co prawda Pochettino porównywał Sergio do Mozarta, ale dzisiaj bardziej możemy porównać cztery bramki “Kuna” do “Czterech pór roku” Vivaldiego.
Drużyny Manchesteru City i Tottenhamu stworzyły dobre widowisko, okraszone pięcioma golami, czterema rzutami karnymi i jedną czerwoną kartką. Trzy “jedenastki” zostały podyktowane dla City, jedna dla Tottenhamu. Trzykrotnie do piłki ustawionej na 11. metrze podchodził Aguero, spudłował raz. Pozostałe dwie bramki strzelił z gry. Dla Tottenhamu jedynego gola strzelił Christian Eriksen. Ale mogło być różnie, mimo zwycięstwa City aż 4:1.
Kluczowym momentem meczu były zdarzenia rozgrywające się pomiędzy 62., a 68. minutą spotkania. Przy stanie 2:1 dla Manchesteru, rzut karny miały “Koguty”. Do piłki podszedł beznadziejny przeważnie Soldado i nie zawiódł swoich hejterów, marnując okazję. Pięć minut później czerwoną kartkę otrzymał Fazio, a rzut karny wykorzystał “Kun” Aguero. Trzecia bramka podłamała graczy Tottenhamu, a czwarta przepełniła już czarę goryczy.
Przeglądając noty piłkarzy w tym meczu, przy nazwisku Aguero przeważnie pojawia się 10 (m. in. WhoScored.com). “Jedyne” 9.5 dał za to Daily Mail, argumentując swoją decyzję tym, że goli mogło być pięć, jeśli Sergio strzeliłby wszystkie trzy karne. Cztery czy więcej, gwiazda zespołu Pellegriniego i tak świeciła najjaśniej tego popołudnia. Gdy “Kun” dostawał piłkę, kręcił obrońcami Tottenhamu niemiłosiernie, niczym wiatrakami. Każdy jego ruch powodował zamęt w defensywie gości. Równanie jest proste, zdrowy Aguero = Aguero bezcenny.
Po dzisiejszym spotkaniu Sergio dogonił Diego Costę i zrównał się z nim w klasyfikacji strzelców. Obaj mają już po dziewięć trafień. Cieszy nas to, ponieważ po odejściu Luisa Suareza istniało pewne ryzyko, że drugiego takiego strzelca wyborowego długo w lidze nie będzie. A tu proszę – być może będziemy świadkami fascynującego pojedynku o koronę króla strzelców. Nie mamy nic przeciwko.
Czy to się dzieje naprawdę?”
Przed sezonem ogłoszono rozbiór Southampton, tak mozolnie budowanej i bardzo ciekawej drużyny. Pozbyto się Shawa, Lamberta, Lallany, odszedł także Pochettino do Tottenhamu. Wiadomości o śmierci pacjenta okazały się jednak przedwczesne – ba, pacjent nie tylko żyje, ale ma się całkiem dobrze. Więcej – nigdy nie czuł się lepiej niż dzisiaj. “Święci” są w czołówce tabeli, idą jak huragan. Dzisiaj siłę żywiołu zespołu Koemana poznał Sunderland, który przegrał na St. Mary’s Stadium… 0:8. Nie, to nie żart.
Oczywiście to wyświechtany frazes, ale futbol jest tak piękny, ponieważ jest nieprzewidywalny. Ronald Koeman miał być beznadziejny – przyznajemy bez bicia, sami tak przepowiadaliśmy – a tymczasem radzi sobie kapitalnie. Tak jak nowe nabytki Southampton, zwłaszcza Graziano Pelle, o którym nawet przypomniał sobie selekcjoner reprezentacji Włoch. Morgan Schneiderlin przed sezonem chciał uciekać z klubu jak inni, ale jednak został. Czy żałuje teraz? Z pewnością nie.
Szkoda jedynie, że swojej cegiełki nie dokłada do tego sukcesu Artur Boruc. A właśnie, co u “Króla Artura”? Wypożyczony do Bournemouth Polak rozegrał pełne 90 minut, a jego klub wygrał 1:0 z Charltonem. Na razie to tylko Championship, ale coś nam mówi, że Boruc jeszcze zagra w Premier League. Za wcześnie na powrót do Polski.
Fuksiarski Arsenal, czerwony mecz na Selhurst Park
Jeśli ktoś zaoferowałby Steve’owi Bruce’owi remis przed meczem na Emirates, ten wziąłby go pewnie w ciemno. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła inna – podział punktów to dla “Tygrysów” zdecydowanie dwa stracone oczka, a nie jedno zyskane. Hull zremisował z Arsenalem 2:2 chociaż mało brakowało, by to goście wywieźli zwycięstwo. Bramkę na 2:2 strzelił dla “Kanonierów” Danny Welbeck już w doliczonym czasie gry. Chłopcy Wengera uciekli dziś katu spod topora.
Swoje zadanie wykonali za to piłkarze Chelsea, którzy pokonali na wyjeździe Crystal Palace 2:1. Gole dla “The Blues” zdobyli Oscar i Fabregas, dla “Orłów” trafił Campbell. Obie drużyny kończyły mecz w dziesiątkę, z boiska wylecieli Azpillicueta po stronie Chelsea i Delaney po stronie gospodarzy. Mourinho może jednak spać spokojnie – Chelsea liderem tabeli, przewaga wynosi już pięć punktów.