Przez dłuższy czas zakładaliśmy, że jeśli ktoś przerwie naszą haniebną serię braku gry w fazie grupowej europejskich rozgrywek, będzie to Legia. Najbogatsza, z największym doświadczeniem pucharowym w ostatnich latach, przecież to ona wyzerowała licznik Ligi Mistrzów. Zespół z podobno najlepszymi piłkarzami, największymi możliwościami i tak dalej. A tu nic z tych rzeczy: jesienią w Europie będziemy oglądać Lecha. Dlatego rodzi się pytanie, czego Legia powinna nauczyć się od Kolejorza, by za rok nie przeżywać kolejny raz tej samej historii?
Cóż, mamy nieodparte wrażenie, że Lech po zrozumieniu błędów z niedalekiej przeszłości, czyli postawieniu na piłkarzy, którzy najmocniej kojarzyli się z porażkami i pokazywaniem „iksów”, wyciągnął wnioski. Tak jak wtedy starał się dbać o swoją tożsamość, tak teraz robi to jeszcze mocniej i przede wszystkim skuteczniej.
W Poznaniu wreszcie obserwujemy to, co zawsze chcieliśmy widzieć u polskiego zespołu – młodość wymieszaną z porządnymi obcokrajowcami. Wcześniej te proporcje były zachwiane, to znaczy tak, oglądaliśmy młodych piłkarzy z akademii, ale ci byli otoczeni gośćmi co najwyżej przeciętnymi, którzy ciągnęli ich w dół. Teraz mają się od kogo uczyć i z kim współpracować na równych prawach.
Bonus na start do 5000 PLN w TOTALbet
Co naszym zdaniem ważne – Lech dzisiaj nie składa się z odrzutów, zawodników na zakrętach swoich karier, którzy muszą się odbudować. No bo tak patrząc na skład z Charleroi:
- Czerwiński wreszcie dostał szansę w czołowym polskim klubie.
- Dla Satki zmiana ligi słowackiej na polską to jednak krok w przód.
- Dla Crnomarkovicia polskie rozgrywki mogą być gorsze niż te serbskie, ale nie przychodził z na przykład Partizana, tylko Radnicek, więc w końcu może grać o coś więcej.
- Kravets przez ostatnie pół roku grał regularnie w LaLiga2 i wypożyczenie do Lecha to też dla niego szansa.
- Moder, Kamiński i Puchacz, wiadomo, wychowankowie.
- Tiba w portugalskim Chaves mógł o Europie zapomnieć.
- Ramirez jeszcze niedawno nie dał rady w Stomilu Olsztyn, ale odkuł się w ŁKS-ie i transfer do Lecha był nagrodą.
I okej, wyjątkami są tutaj Bednarek z Ishakiem, którzy nie podbili kolejno holenderskich i niemieckich boisk (choć ten drugi miał jeden świetny sezon), natomiast to tylko dwa takie przypadki na wyjściową jedenastkę. Po drugie: obaj bronią się na boisku, bez dwóch zdań. Do czego zmierzamy – dziś Lech składa się z piłkarzy głodnych sukcesu. Takich, którzy wcześniej większego futbolu raczej nie poznawali i to właśnie Kolejorz jest dla nich szansą. Tu mogą się wypromować, to Poznań może być dla nich miejscem, gdzie po raz pierwszy zaznają czegoś więcej niż walka o środek tabeli czy wylot z Europy po pierwszej rundzie.
Freebet 55 zł w TOTALbet!
Jednym zdaniem: charakterologicznie jest to naprawdę dobrze dobrane. A jak ma się do tego Legia? Po prostu gorzej. Skład na Karabach:
- Valencia i Kapustka to piłkarze do odbudowy, nie czas i nie miejsce na odbudowę w IV rundzie eliminacji Ligi Europy (swoją drogą to kamyczek do ogródka Michniewicza, że posadził Wszołka).
- Lewczuk na końcu swojej kariery.
- Boruc na końcu swojej kariery jeszcze bardziej.
- Antolić – przy całym szacunku do jego poprzedniego sezonu – jednak oddany bez żalu przez Dinamo Zagrzeb, bo 750 tysięcy euro to u Chorwatów „bez żalu”. A jednocześnie Legia przy Dinamie to dla piłkarza żaden krok do przodu.
I tak jak w Lechu mówiliśmy o dwóch piłkarzach tego typu, tak w Legii kręcimy się wokół połowy składu na kluczowy mecz w eliminacjach. Oczywiście, chwaliliśmy Wojskowych za letnie transfery, bo to mimo wszystko są dobrzy piłkarze, ale być może niektórzy z nich pokażą to dopiero za jakiś czas, a czasu nie było.
Poza tym: brakuje w tym całym planie ciągłości.
Gdy Legia w 35. kolejce stemplowała mistrzostwo Polski z Cracovią, w jej składzie zagrało ledwie trzech piłkarzy, którzy wyszli na mecz z Karabachem: Jędrzejczyk, Antolić, Pekhart. W Lechu w porównaniu do tej samej serii gier było ich sześciu: Kamiński, Ramirez, Tiba, Moder, Satka, Crnomarković. Z różnych powodów wymieniono pięciu innych, ale trzeba to zauważyć – szkielet zespołu został ten sam. Środek obrony się nie zmienił, nie zmienił się też środek pola. Taka budowa ma jednak więcej sensu.
Na ciekawą rzecz zwrócił też uwagę Marcin Borzęcki z TVP Sport:
Niezwykłe, jaki galimatias panuje w kadrze Legii Dariusza Mioduskiego. Poniżej wyjściowe XI, które przegrywały decydujący o awansie do pucharów mecz. Nie dość, że ciągle wymieniają się piłkarze, to jeszcze trenerzy. Chyba ciężko w takich warunkach o stabilizację, rozwój, zgranie. pic.twitter.com/yI7PhdWiv2
— Marcin Borzęcki (@m_borzecki) October 2, 2020
Jasne, Lech też zmieniał, ale jednak Kolejorz wcześniej mierzył się z innymi problemami, był czas, że stawał się wręcz ekstraklasowym średniakiem. Natomiast dokonał twardego resetu i pewnych nazwisk, jeśli może, to się trzyma. Legia też musi sprzedawać ważnych piłkarzy, naturalnie, natomiast nie jest w stanie osiągnąć ciągłości nawet tam, gdzie powinna.
I być może to jest czas na ten twardy reset. Wreszcie Legia ma ośrodek treningowy z prawdziwego zdarzenia i choć jeszcze wiele wody upłynie w Wiśle, nim nowa zabawka przyniesie Legii rzędy solidnych młodych zawodników, to przecież już teraz trudno narzekać na ich poziom. Slisz, Karbownik, dalej Rosołek, Wieteska z Kapustką to przecież też nie są stare dziady. Gdyby więc postawić sobie za cel oparcie Legii na piłkarzach, którzy traktują ten klub jako szansę, czy Legia po czasie nie wyglądałaby lepiej?
Tego uczy przykład Lecha. To na razie tylko jeden sezon, jeden awans. Ale samo to, że Lech w tym elemencie wyprzedził Legię, dając sobie tak naprawdę jeden rok na większe zmiany, dużo mówi.
Fot. FotoPyk