Raz można się usprawiedliwić pechem, drugi raz też jeszcze jakoś to przejdzie. Jeśli jednak pewne niepowodzenia powtarzają się co roku i stają się żelazną regułą, jakiekolwiek szukanie przyczyn gdzie indziej niż we własnych szeregach jest pozbawione sensu. Odkąd Dariusz Mioduski samodzielnie przewodzi Legii Warszawa, ta cyklicznie zawodzi w europejskich pucharach, a najczęściej po prostu się kompromituje. Zupełnie inaczej, niż za jego poprzednika.
Fakty są druzgocące.
Bogusław Leśnodorski prezesem Legii został w grudniu 2012 roku, więc za puchary można go rozliczać od sezonu 2013/14. W tym czasie “Wojskowi” trzy razy z rzędu byli w fazie grupowej Ligi Europy (raz z niej wyszli), natomiast w ostatnim sezonie awansowali do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Zajęli w niej trzecie miejsce i na wiosnę zagrali jeszcze w fazie pucharowej LE.
Jasne, do LM weszli głównie dzięki szczęściu w losowaniu, ale najpierw musieli temu szczęściu pomóc, nabijając rankingowe punkty we wcześniejszych sezonach. Jeżeli gdzieś odpadali, to z takimi drużynami jak Steaua Bukareszt czy Ajax (dwukrotnie) albo po gigantycznej wpadce organizacyjnej (walkower po znakomitym dwumeczu z Celtikiem, nie trzeba rozwijać wątku). A pamiętamy przecież, że odpadnięcie ze Steauą odbierano jako duże rozczarowanie. Na tle późniejszych pogromców stołecznego zespołu to była mega paka. Legia potrafiła za to dwukrotnie pokonać w grupie LE Trabzonspor czy Metalist Charków, wygrać ze Sportingiem Lizbona w Lidze Mistrzów i zremisować z Realem Madryt. O pomniejszych wyczynach typu dwa zwycięstwa nad Zorią Ługańsk nie trzeba nawet wspominać, choć dziś powtórzenie tego byłoby wielkim wyzwaniem.
Odkąd Dariusz Mioduski samodzielnie zarządza Legią, ta trzy razy z rzędu nie znalazła się w fazie grupowej Ligi Europy, a ten sezon przyniósł już pierwszą gorzką pigułę do przełknięcia. Za czasów obecnego prezesa klub z Łazienkowskiej odpadał z:
-
Astaną
-
Sheriffem Tyraspol
-
Spartakiem Trnawa
-
F91 Dudelange
-
Rangersami
-
Omonią Nikozja
Wyeliminował natomiast takie ekipy jak:
-
IFK Mariehamn
-
Cork City
-
Europa FC
-
KuPS
-
Atromitos
-
Linfield
Z tego grona jedynym poważnym rywalem, przynajmniej w założeniu, był Atromitos. Czwarta drużyna greckiej ekstraklasy – miało to swoją wymowę. W praktyce Legia awansowała bez problemów. To tak naprawdę jedyny wyraźniejszy pozytyw z dwudziestu dwóch pucharowych spotkań, które warszawski klub rozegrał pod prezesurą Mioduskiego.
Przypadek?
Jeśli złe rzeczy ciągle się powtarzają, można dostrzec pewną prawidłowość i założyć, że coś z czegoś wynika. To przecież nie jest tak, że w ciągu połowy dekady futbol w Europie poszedł tak mocno do przodu, że w 2015 roku odpadnięcie z Dudelange czy Spartakiem Trnava byłoby wstydem, a trzy lata później już nie.
Nie jest również tak, że Legii – i w ogóle klubów Ekstraklasy – dotyczą problemy, które nie dotyczą innych. Błędy sędziów, brak szczęścia w pojedynczej akcji, osłabienia składu, nieoptymalna forma i tym podobne – inni najczęściej mają te same zmartwienia. Żeby nie szukać daleko: z Omonii latem odszedł Matt Derbyshire, czyli najlepszy napastnik i dotychczasowy kapitan. Omonia przez pięć miesięcy nie grała w pikę, bo nie dokończyła sezonu, a nowy zaczęła później niż Ekstraklasa. I mimo to kolejny raz to rywal dał radę, a Legia musiała się tłumaczyć.
Przypadek?
Fot. FotoPyK