Reklama

Legia przegrywa z Omonią, arbitrem i własnymi ograniczeniami

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2020, 22:52 • 5 min czytania 270 komentarzy

W Warszawie w ostatnich kilku tygodniach działo się na tyle dobrze, że zaczęliśmy się zastanawiać: na czym Legia się wypieprzy w drodze po fazę grupową europejskich pucharów? Czy znowu będzie to nieuprawniony zawodnik? Może tym razem jakiś spektakularny samobój? Może jakiś koronawirusowy walkower? Niestety, rzeczywistość znów nas zaskoczyła. Legia przegrała już w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Omonią Nikozja (w pierwszej kolejności), belgijskim sędzią (drugie miejsce z niewielką stratą do lidera) oraz własnymi ograniczeniami. 

Legia przegrywa z Omonią, arbitrem i własnymi ograniczeniami

Zacznijmy od sędziego, bo to jednak kabaret. Cały świat już ma na swoich meczach VAR, ale wiadomo, gówno-fazy eliminacyjne to dla UEFA przykry obowiązek do odbębnienia, nikt się w wideoweryfikacje bawić nie będzie. I tak właśnie Legia zyskała całkiem racjonalny powód do napisania kolejnej zwrotki kultowego utworu Kazika. Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, gdyby był VAR.

Czy Gomes zasługiwał na czerwoną kartkę? Jeśli nie przed przerwą, to z dwóch „żółtek” po którymś z kolejnych ostrych fauli.

Czy Thiago powinien dostać drugą żółtą kartkę? Owszem.

Czy polowanie na nogi Luquinhasa powinno zostać skarcone kartkami? Oczywiście.

Reklama

Czy Lewczuka dało się oszczędzić? Raczej tak.

Czy po faulu na Kante, już w dogrywce, przy stanie 0:1, sędzia powinien podyktować rzut karny?

POWINIEN, KURWA, BEZDYSKUSYJNIE

Ta sytuacja z Jose Kante to jest smutne podsumowanie dyspozycji gościa w błękitnej koszulce, którego dla zmylenia przeciwników nazywano sędzią spotkania. Faul widzieli wszyscy, zwłaszcza że kilka minut wcześniej w identycznej sytuacji po przewinieniu Jędrzejczyka Belg gwizdnął karnego dla Omonii. Że Kante jest faulowany wiedział doskonale Kante. Wiedział obrońca, który miał minę dzieciaka przyłapanego na oglądaniu pornografii. No wiedzieli wszyscy, którzy posiadali przynajmniej jedno otwarte oko. Niestety, w tym towarzystwie zabrakło dżentelmena, który jakimś cudem uznał kopnięcie w nogę legionisty za zagranie zgodne z przepisami.

Okej, wyżaliliśmy się na tego błazna z gwizdkiem, ale pamiętajmy, że to nie on mimo wszystko biegał po murawie. To nie arbiter zakazał Pekhartowi wykończyć akcję z 10. minuty. To nie arbiter podłożył nogę Mladenoviciowi, tuż przed rzutem karnym dla Omonii. Nie on odpowiadał za kreację w ofensywie, za brak skuteczności, za gapiostwo w obronie.

SŁABA OMONIA, SŁABSZA LEGIA

Czysto piłkarsko? Bardzo długo wydawało się, że do Warszawy przyjechali rzeźnicy. Pierwsze pół godziny to głównie łokcie, wślizgi i faule, często bardzo bolesne dla zawodników gospodarzy. Można było się w pełni zrelaksować i pomyśleć: zaraz któryś wyleci z czerwoną kartką, a potem jakoś pójdzie. Niestety, okazało się, że Omonia po 40 minutach zorientowała się, że Legii można odbierać piłkę czysto. A potem serią podań przechodzić pod jej pole karne. A potem nawet na tę bramkę oddawać groźne strzały.

Punkt zwrotny to chyba właśnie te okolice 40. minuty, gdy goście dwukrotnie zagrozili bramce Boruca. Najpierw Bautheac fatalnie skiksował, ale był praktycznie sam kilkanaście metrów od bramki. Chwilę później sytuacja była trudniejsza, za to strzał lepszy – po uderzeniu Gomeza świetnie interweniował były reprezentant Polski. Od tej pory zaczęły się męczarnie Legii, która bardzo długo wyglądała na zespół lepszy. Na początku naprawdę było parę ciekawych akcji, choć istotnie, większość z nich to po prostu zrywy Karbownika czy Mladenovicia, a nie jakieś doskonałe wymiany podań. W 10. minucie w świetnej sytuacji znalazł się Pekhart, po strzale głową Rosołka goście musieli wybijać piłkę z linii bramkowej, już po przerwie i centrze Antolicia z rzutu rożnego jeden z obrońców Omonii obił własny słupek. Próbował z dystansu Gwilia, próbował szarpać Luquinhas, jeden świetny drybling wykonał Slisz.

Reklama

Ale jako się rzekło – od końcówki pierwszej połowy Omonia już wiedziała, że wcale nie musi ograniczać się do destrukcji.

A w 56. minucie znacząco ułatwił jej działania Igor Lewczuk. Bądźmy jednak sprawiedliwi – Omonia i przed czerwoną kartką miała parę dogodnych okazji, a i Legia w grze jedenastu na jedenastu gola strzelić nie potrafiła.

Warto zresztą podkreślić – najgroźniejsze okazje w drugiej połowie stołeczni piłkarze stworzyli w końcówce, gdy atakowali o jednego mniej, za to ze zdecydowanie większą siłą rażenia – i trudno nie wiązać tego z zejściem Gwilii i Pekharta. Z drugiej strony Omonia najwięcej szumu narobiła dwiema wkrętkami z rzutu rożnego, po której Boruc musiał solidnie się nagimnastykować, by przenieść piłkę nad poprzeczką, albo chociaż- jak w drugim przypadku – zbić ją na konstrukcję bramki.

JAK NA MUNDIALU 2006

To zresztą mówi wszystko o Legii. Najlepszy był 40-letni bramkarz, który kawał czasu nie grał w piłkę. Boruc to nadal wielka klasa, udowodnił to przy kilku interwencjach, ale kurczę, to nie był mecz z Niemcami na mundialu, tylko z Omonią Nikozja w Warszawie. Z OMONIĄ. Jeszcze żeby nie ta druga bramka, po wybiciu bramkarza i zaćmieniu u obrońców – może moglibyśmy się nad Legią litować. Ale ona dzisiaj nic nie pokazała, totalnie. Karbownik na prawej obronie totalnie nie przekonywał, Mladenović w decydującym momencie się ordynarnie wypieprzył na prostej drodze, Pekhart poza dużą głową, w którą próbowali wcelować koledzy nie pokazał nic. Gwilia męczył, Kapustka nie olśnił, Jędrzejczyk głupio sfaulował, Lewczuk głupio się wykartkował, Wieteska się połamał. Właściwie można wymienić po kolei każdego zawodnika Legii i napisać parę niemiłych słów.

Kiedyś w takich momentach byliśmy wściekli. Potem w takich momentach byliśmy rozbawieni. Dziś jesteśmy już w zasadzie obojętni. Wiemy, że fruwają już po sieci memy: „niby człowiek wiedział, ale jednak się łudził”.

Sęk w tym, że już się nawet człowiek nie łudzi. Pytanie tylko jak wcześnie i jak boleśnie nastąpi eurowpierdol. Nawet przesunięcie rozgrywek o dwa miesiące nie pozwoliło nam dotrwać w nich do września. Naprawdę, szkoda strzępić ryja.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

1 liga

GKS Tychy ze zwycięstwem w Bielsku-Białej. Podopieczni Banasika doskakują do czołówki [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
GKS Tychy ze zwycięstwem w Bielsku-Białej. Podopieczni Banasika doskakują do czołówki [WIDEO]

Liga Mistrzów

Komentarze

270 komentarzy

Loading...