W spadku po pandemicznej przerwie dostaliśmy nie tylko emocje z wielką piłką w idealnym momencie, czyli w przerwie między sezonami Ekstraklasy. Terminarz nie jest z gumy, więc ćwierćfinały wyjątkowo nie odbyły się systemem mecz i rewanż, tylko o wszystkim decydowało jedno spotkanie. Pytanie: czy czasem nie okazało się, że tak jest fajniej?
No dobrze, najpierw zacznijmy od wspomnienia zeszłego sezonu. Graliśmy po staremu, a na brak emocji nie mógł narzekać nikt. Spotkania rewelacyjne, Liverpool gnębiący w porywający sposób Barcelonę, świetny mecz Tottenhamu z Manchesterem City, Manchester United kontra PSG, a mówimy tylko o najbardziej oczywistych kandydaturach. A ile klasyków we wcześniejszych sezonach? Każdy sezon swoje trzy grosze dorzucał.
Tak, ćwierćfinały, które dopiero co obejrzeliśmy, były sztosami. Możecie się nie zgodzić, ale według nas żaden nie był męczeniem buły. Nniedoceniane Atalanta, Lyon i RB Lipsk pokazały się ze świetnej strony, a w starciu gigantów napisała się historia futbolu. Nie stało się jednak nagle tylko dlatego, że graliśmy “na nowe”. Futbol ma patent na pisanie świetnych scenariuszy i tyle.
ALE nie możemy pozbyć się wrażenia, że ten turniej w Portugalii ogląda się świetnie. Trochę ma nastrój finałów turniejów reprezentacyjnych, Euro czy mundialu. Zwykle w Lidze Mistrzów te mecze są rozrzucone na dość sporej przestrzeni czasu, co jakoś tam odbiera im trochę uroku. Bywa też – bez względu na sensacje, które zapadają w pamięć – że rewanż ma letnią temperaturę.
Tu na to nie ma szans.
Jest coś wyjątkowo smacznego w tym, że o wszystkim decyduje jeden mecz na neutralnym terenie. Być albo nie być, tu i teraz, bez żadnych dodatkowych szans, bez żadnych kolejnych ścieżek. Jednego wieczora obejrzysz całą rywalizację danych ekip. Czy ktoś – poza kibicami przegranych – miał jakieś szczególne poczucie niedosytu, że nie będzie rewanżu?
Podobał nam się też bardzo terminarz. Jeden mecz dziennie, a gramy dzień po dniu, a więc tym bardziej przypomina się właśnie system choćby z finałów reprezentacyjnych. Te emocje z Ligą Mistrzów rozłożone na lepszą część tygodnia, solidna, konsekwentna dawka. Nawet ten terminarz w momencie, kiedy cały futbol praktycznie stoi, jakoś podkreśla rangę i tak przecież prestiżowych spotkań.
Zarazem nie mamy złudzeń. To się nie utrzyma. Nikt nie odpuści tak prestiżowych spotkań na własnym stadionie. UEFA też się to raczej nie skalkuluje, większa liczba meczów w fazie pucharowej to lepszy pieniądz. Być może za jedno spotkanie na takim etapie dałoby się krzyknąć więcej, ale nie na tyle, żeby zbilansować tą dość dużą wycinkę hitowych spotkań. Telewizje na to nie pójdą. A terminarz – tak, żeby Liga Mistrzów grała raz, a dobrze, po sezonie? Też więcej niż problematyczne.
Cieszmy się więc tą odmianą – bądź narzekajmy, jeśli się wam nie podoba – bo to chyba będzie na tyle.
Fot. UEFA.com