Często narzekamy, że finały przeróżnych pucharów są nudne, defensywne i generalnie można wyjść na spacer, a potem obejrzeć skrót, bo emocji – niezwiązanych ze stawką – nie ma tam za dużo. Ale finał Pucharu Anglii nie był taki. Dostaliśmy jakość. Dostaliśmy emocje. Zwroty akcji. Kontrowersje. Jednym zdaniem: działo się. A zwycięski z tego starcia wychodzi Arsenal, który po raz pierwszy od 2017 roku może coś wstawić do gabloty.
Co zdecydowało?
Wydaje się, że koszmarne błędy obrońców Chelsea. Słuchajcie, my jesteśmy wyrozumiali, w końcu żyjemy z oglądania Ekstraklasy, ale cholera, są jakieś granice. Albo nazywasz się Sobociński, albo grasz w Chelsea na określonym poziomie. Tymczasem defensorzy The Blues wyglądali tak, jakby wyszli z korepetycji od sympatycznego stopera z Łodzi.
- Pierwsza bramka dla Arsenalu: Azpilicueta ciągnie za koszulkę Aubameyanga przez parę dobrych metrów, aż wpada z nim w pole karne, a napastnik pada na murawę. Jeśli Hiszpan chciał się wymienić trykotami, to przecież mógł poprosić po meczu. Jeśli żywi do kolegi jakieś silniejsze uczucie, to też czas na to jest po ostatnim gwizdku. Zupełnie serio: idiotyczne zachowanie, które musiało się skończyć karnym. A karny się skończył golem, bo poszkodowany w jeden róg, a Caballero w drugi.
- Druga bramka dla Arsenalu: szczerze mówiąc, pasowałaby tu emotka ułożona z inicjałów Xaverego Dziekońskiego. Jeden chłop (Rudiger) leci ze wślizgiem na środku boiska i trafia we wszystko, tylko nie w prowadzącego piłkę Bellerina. Drugi chłop (Zouma) daje się nabierać na tak prostacki zwód Aubameyanga, że nawet ci goście od drogich garnków mają więcej fantazji. Jasne, Gabończyk potem wykończył wszystko na spokoju, ale jak można się dać zrobić na taką walizkę… Wstyd.
Błędy obrońców Chelsea, ale ktoś powie (i może słusznie): też błędy sędziego!
Trudno bowiem nam zrozumieć drugą żółtą kartkę dla Kovacicia, która jeszcze dorzuciła piasku w tryby Chelsea. Pierwsza napomnienie – w porządku, Chorwat się zagotował i wleciał brzydkim wślizgiem. Ale druga interwencja? Wyglądało na stempel, ale naprawdę trudno tam dostrzec kontakt. A jeśli już, to chyba Xhaka nadepnął Kovacicia. No, przedziwna historia.
Ponadto: ta sytuacja…
Czy piłka wyszła za pole karne? Tutaj 50/50, dobrze byłoby to zobaczyć też z innego ujęcia kamery.
Natomiast nie ma co zwalać na sędziego czy kontuzje, bo tak, Azpilicueta, Pulisic i Pedro musieli zejść z boiska przez urazy, ale ten mecz zaczął się wymykać The Blues wcześniej. To oni prowadzili, kiedy po zgrabnej kombinacji Pulisic pokonał Martineza. To oni na początku tego spotkania byli lepsi, tworzyli ciekawsze sytuacje.
A potem to gdzieś stanęło. Niby można wskazywać, że w drugiej połowie Chelsea miała aż 66% posiadania piłki, ale co z tego? Nie przełożyło się to na żaden celny strzał! Arsenal bronił się naprawdę mądrze, stał blisko siebie i nie było jak się przedrzeć. Jednak ekipie Lamparda i tak zabrakło pomysłu, błysku, kiedy po początku zanosiło się, że to w tej drużynie będzie.
Cóż, Puchar Anglii to oczywiście nie jest najbardziej prestiżowa nagroda na świecie, ale jednak swoje znaczy, szczególnie dla Arsenalu, który – delikatnie mówiąc – nie rozpieszcza swoich kibiców trofeami. Ponadto to fajny kop dla Artety, który pracuje na swoje trenerskie nazwisko i zaczyna coś budować. A zawsze lepiej buduje się na fundamentach, które mają nazwę “sukces”. A Chelsea z Lampardem? Cóż, byli wielokrotnie chwaleni w tym sezonie za styl gry, nowe twarze, wejście do Ligi Mistrzów, ale jednak kończą sezon bez trofeum.
Nie mówimy, że kibice Chelsea zamieniliby się na przyszłość z kibicami Arsenalu, absolutnie, ale dziś można być dumnym z bycia Kanonierem.
Arsenal – Chelsea 2:1
Aubameyang 28′ 67′ – Pulisic 5′
Fot. Newspix