Kto rozumie ligę argentyńską, kto ogarnia jej zasady spadków i awansów, zdobywania mistrzostw (apertury i clausury, takie tam), kto to wszystko ogarnia – najpewniej spędził parę ładnych godzin przy Football Managerze, prowadząc któregoś z tamtejszych gigantów. Cóż, my nie prowadziliśmy, dlatego też liga, w której zaczynali Di Maria, Tevez, Falcao czy Aguero, nadal pozostaje dla nas dość tajemnicza.
Weźmy chociażby ten spadek River Plate sprzed kilku sezonów. Nastukali przeszło pięćdziesiąt punktów, zajęli miejsce w górnej połowie tabeli (górnych połowach obu tabeli za tamten sezon), a i tak musieli grać jakieś baraże, za dyspozycję z ostatnich czterech sezonów. Oczywiście, to co wydarzyło się później, było jeszcze bardziej niewiarygodne – jakieś zamachy bombowe na klubowych działaczy, rozruchy na ulicach, feta wśród kibiców Boca Juniors…
Do niedzielnego Superclasico, wielkiego meczu między dwiema najsławniejszymi argentyńskimi ekipami, podeszliśmy więc… z dużą nieśmiałością. Ostatni raz, gdy to oglądaliśmy, jakieś samochody jeździły po całym ekranie, na murawie więcej było konfetti i serpentyn, niż “zielonych” plam, a na boisku najlepszy był – wówczas 103-letni – Juan Roman Riquelme.
Generalnie wyszliśmy z założenia, że tym razem nic – poza kompletnie niezrozumiałą tabelą – nas nie zaskoczy. Błąd.
1. Lanie wody
Bez lania wody i deszczu epitetów – murawa przypominała Basen Narodowy, ale zamiast przełożonego meczu i biegających po murawie kibiców, obejrzeliśmy fascynujące dziewięćdziesiąt minut taplania się w kałużach przez samych zawodników. Szczególnie w pierwszych minutach wyglądało to przekomicznie (sprawdzajcie od 0:54).
2. Gag w wykonaniu Gago, gag w wykonaniu sędziego
Czerwona kartka i rzut karny dla River Plate po tak kuriozalnej sytuacji, że nawet bramki tracone przez Legię w meczu z Piastem nie mogły przebić tego widoczku. Strzał jednego z zawodników w biało-czerwono-białych strojach, piłkę próbuje blokować Gago, który główkuje we własną stopę. Profesjonalne określenie takiego zagrania to “kopnięcie się w czoło”, aczkolwiek do tej pory sądziliśmy, że nie jest to w żaden sposób złamanie przepisów.
Sędzia najwyraźniej miał inny pogląd na tę sprawę. Karny za tak absurdalne zagranie (tak, wiemy, że sędzia dopatrzył się zagrania ręką) to wyższy poziom piłkarskich jaj.
Sposób kłótni z sędzią i liczba piłkarzy zaangażowanych w tę walkę też dość zaskakująca, ale wiadomo, Argentyna.
3. Znów brak kibiców gości
Okej, to może nie do końca zaskoczenie, raczej zawód. Mówcie co chcecie, bez kibiców gości dużo stracił i derby Śląska (ale to chyba akurat dobrze, bo mogło dojść do tragedii), i takie klasyki jak ten argentyński bój największych firm Buenos Aires.
Pozostają wspomnienia.
4. Składy
I wreszcie piłkarsko. Po pierwsze – wynik jest jak najbardziej sprawiedliwy. W tych kabaretowych warunkach (mówimy zarówno o kałużach, jak i o sędziowaniu) każde zwycięstwo byłoby skrzywdzeniem przegranych, którzy nie otrzymali szansy na normalny mecz. Po drugie – nie ma sensu zagłębiać się w analizę gry obu drużyn. Na trawie zapewne zagraliby lepiej. Po trzecie jednak – i tak mamy wrażenie, że te derby trochę straciły w stosunku do lat, gdy niejednokrotnie walczyli ze sobą naszpikowani gwiazdami i talentami, dwaj główni kandydaci do mistrzostwa. Zerknęliśmy składy – cóż, nie powaliły nas na glebę. Ani pod kątem gwiazd, które po latach wracają do swoich ukochanych klubów, ani pod kątem chłopaków, o których robi się głośno w Europie. Teo Gutierrez? Jeszcze Gago? Strzelcy bramek, Magallan i Pezzella? Leonardo Ponzio znany (?) z Saragossy? Może ten 22-letni Meli?
Naszym zdaniem sprawa jest prosta. Jeśli nawet serwisy dla futbolowych hipsterów do grona “gość pod lupą” zapraszają Gago czy Sancheza, których łakomymi kąskami trudno raczej nazwać…
Źle się dzieje w państwie argentyńskim. Nie tylko dlatego, że najważniejszy i najbardziej medialny mecz roku gra się na wodzie. Zresztą. Rzućcie na to okiem sami. Pełna retransmisja na YouTube. Razem z sadzeniem drzewa na murawie, o którym już przez grzeczność nie wspominamy (16:28).