Przeczuwaliśmy, że ponownie ze zwycięstwa cieszyć będzie się kierowca Mercedesa. Choćbyśmy chcieli, piątkowe i sobotnie zmagania na torach F1 nie pozwoliły myśleć o innym scenariuszu. Pozostawało tylko pytanie: Hamilton czy Bottas – kto wygra Grand Prix Węgier? Ale i na nie szybko poznaliśmy odpowiedź. Drugi z nich zaliczył katastrofalny start, a Brytyjczyk – podobnie jak tydzień wcześniej – był bezbłędny. Od początku do końca.
Lewis Hamilton wygląda na naprawdę młodego chłopa. Te wrażenie potęgują jego styl ubierania (oczywiście, jeśli nie ma na sobie kombinezonu Mercedesa), kolczyki w uszach, nietypowe fryzury. Tym większe nasze zdziwienie, kiedy przypomnieliśmy sobie, że pierwsze Grand Prix Węgier wygrał w… 2007 roku. W tamtych czasach to nawet Fernando Alonso i Kimiego Raikkonena dopiero czekała trójka z przodu.
Czemu o tym mówimy? Bo Hamilton do 2019 roku wygrywał na Węgrzech jeszcze sześć razy. Czyli łącznie tych triumfów miał siedem. A rekord wszech czasów Michaela Schumachera, jeśli chodzi o liczbę zwycięstw na jednym torze, wynosi osiem. W tym sezonie Brytyjczyk stanął zatem przed szansą na wyrównanie tego osiągnięcia.
Kto mógł mu pokrzyżować plany? Cóż, nie ukrywajmy: Mercedes wydaje się w tym sezonie poza zasięgiem. Zobaczmy na kwalifikacje – pierwsze dwa pola startowe trafiły do jego kierowców, a trzecie i czwarte do Sergio Pereza i Lance’a Strolla z Racing Point. A oni przecież też jeżdżą na silnikach Mercedesa. Dominacja. Dlatego też w kontekście rywalizacji z Hamiltonem mówimy głównie o Valtterim Bottasie. Chyba, że…
… znowu odpalić miałby Max Verstappen. Gość umiejętnościami nie odstaje od praktycznie nikogo, ale też zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń. Przed piątkowymi treningami mówił, że czystym tempem Mercedesa prześcignąć będzie bardzo trudno. I jeśli w grę nie wejdzie pogoda, raczej się to nie uda. Na domiar złego Holender nieco zawalił kwalifikację, kończąc je na siódmym miejscu. Zadanie stało się więc jeszcze trudniejsze.
Bez szans
Pogoda faktycznie zaskoczyła polskich drogowców kierowców. Zgodnie z prognozami – tor był mokry po opadach deszczu. Dotkliwie odczuł to właśnie Verstappen. Jeszcze w drodze na pola startowe stracił kontrolę nad pojazdem i uderzył o bandy. Za sprawą błyskawicznej interwencji zespołu Red Bulla bolid został jednak naprawiony, a Holender mógł kontynuować wyścig. – Nie tak chciałem zacząć, ale mechanicy wykonali niesamowitą robotę. Nie wiem, jak im się udało naprawić to auto – mówił potem cytowany przez “Przegląd Sportowy”.
Problemy na starcie dotknęły też George’a Russella z Williamsa, który szybko zaprzepaścił udane kwalifikacje (12. miejsce) oraz Valtteriego Bottasa. Fin, mogący pochwalić się mianem lidera mistrzostw świata kierowców, spadł z 2. na 7. pozycję. I musiał pogodzić się z tym, że jeśli Hamilton się nie rozbije, to nici z drugiej w sezonie wygranej.
A jego kolega z zespołu po prostu robił swoje. W pewnym momencie przewaga Brytyjczyka nad resztą stawki była tak duża, że mógł pozwolić sobie na jeszcze jedną wymianę opon. I kiedy dublował swoich konkurentów, wykręcił przy okazji najszybsze okrążenie w wyścigu, co zapewniło mu dodatkowy punkt do klasyfikacji sezonu. A na koniec mógł cieszyć się jeszcze z wyrównania wspomnianego osiągnięcia Schumachera.
To tyle, jeśli chodzi o triumfatora. Emocji, zaciętej walki o zwycięstwo po prostu nie było. Tak jak zresztą podczas Grand Prix Styrii. Ciekawą walkę o drugą pozycję stoczyli za to Bottas oraz Verstappen, który po takim starcie wręcz nie miał prawa walczyć o czołowe lokaty. Ale jednak to robił. Tak jak mówiliśmy – zdolny skubaniec. Holender zdołał utrzymać się przed Finem na ostatnim okrążeniu i tym samym przechwycił trzecie miejsce w klasyfikacji kierowców z rąk Lando Norrisa.
Mimo udanych kwalifikacji stawkę wyścigu zamknęły Williamsy (nie licząc Pierre’a Gasly’ego, który jako jedyny nie dojechał do mety). W “bratobójczym” pojedynku Charles Leclerc – Sebastian Vettel, tym razem triumfował Niemiec, co zapewne nie jest w smak szefom Ferrari. Nieco rozczarowany może być Racing Point, którego kierowcom znowu nie udało się wskoczyć na podium.
Za tydzień wyścigu Formuły 1 nie będzie. Od wielkiego ścigania odpoczniemy aż do 2 sierpnia, kiedy to będzie miało miejsce Grand Prix Wielkiej Brytanii. Nie chcemy was straszyć, ale Hamilton jeździ tam… ehkm, całkiem nieźle.
Fot. Newspix.pl