GKS Bełchatów, czyli najlepsza defensywa ligi, która do niedzielnego popołudnia dała się pokonać ledwie cztery razy, a w ani jednym wyjazdowym starciu nie straciła więcej niż jednego gola. Ale dziś w Poznaniu okazało się, że to wszystko – dostosowując język do postawy gości – chuja warte. Bo Kolejorz strzelił beniaminkowi bramek pięć. Dzięki temu wygrał u siebie z bełchatowianami pierwszy raz od szesnastu (!) lat, co – przyznacie sami – możemy uznać za wydarzenie, wszak Karol Linetty miał wówczas całe trzy latka…
Tyle że dziś – taka prawda – dyspozycja dnia gości sprawiała, że GKS Bełchatów pokonałby nawet Lech, ten z Rypina. Czwarta liga, okręg kujawsko-pomorski.
Skoro już w pierwszym akapicie nawiązaliśmy do przełamanej passy, która męczyła poznaniaków od 1998 roku, czas na pocztówkę z przeszłości. A że dawno to było, wypada odnotować, że strzelec dwóch goli, Piotr Reiss po rundzie ruszył na podbój Bundesligi…
Ze dwa piłkarskie pokolenia temu. Tym większe brawa dla niedzielnych bohaterów. Liczba mnoga jest celowa, bo – właśnie – kogo wybrać po TAKIM popisie? Hamalainen trafił dwukrotnie i raz asystował, Jevtić zapakował taką bramkę, że aż chciało się wstać i klaskać, Pawłowski bujał się lewym skrzydłem, co rusz wycierając podłogę niezłym przecież Bastą, natomiast Lovrencsics – poza jedną „podpałką” – występ również bardzo dobry. A Linetty, do którego pasował dziś rzeczownik bulterier”? On też, to samo Douglas i ten jego rożny. Ajajaj, szkoda, że mu to nie wpadło bezpośrednio spod chorągiewki, tylko wbił sobie piłkę Malarz przy udziale nieporadnego Sawali…
No, ale jeśli pod adresem gospodarzy możemy mieć jedynie takie żale…
OK, pierwsza bramka „zrobiła” mecz – ktoś powie. To rzeczywiście był najważniejszy moment, który przesądził o tym, kto wygra. Szczerbaty Bełchatów – Ślusarski raptem jeden strzał, a oprócz tego chyba kaszkę jadł – z beznadziejnym Michałem Makiem oraz komiczną wręcz defensywą prawdopodobnie i tak poniósłby porażkę, pytanie raczej, jak wysoką. No, ale pogdybać można, tyle im pozostało.
Niech tylko ktoś z ręką na sercu da w zastaw dom, auto, cokolwiek dla niego cennego, upierając się, że główka Hamalainena minęła linię bramkową. Nam, podobnie jak ekipie nc+, raz wydaje się, że gola być nie powinno, z kolei po chwili wjeżdża ujęcie z kamery numer pięć, a tam – no wpadła, jak nic. Nie przypominamy sobie sytuacji równie spornej, co do której pozostawałyby takie wątpliwości po obejrzeniu kilkunastu powtórek. Dlatego nawet jeśli centrum Huston wyda werdykt, że bramka zaliczona została niesłusznie, nad sędzią Musiałem, a w zasadzie nad jego asystentem z naszej strony sądu nie planujemy.
A gdyby wyszło, że arbiter jednak miał rację, decyzję sędziowską rundy jesiennej właśnie poznaliśmy.
Przyjęła się mówić, że GKS Bełchatów gra fajną piłkę, z gatunku tej do przodu, nastawionej na wymiany podań i akcje skrzydłami, efektywnej. To dopiero mit! Dzisiejszy występ spowodował, że piłkarze Kamila Kieresia “wykręcili” średnią niższą niż jeden gol na mecz… Cóż, musimy więc zweryfikować ten sposób postrzegania beniaminka. Ciekawe, czy limit błędów i błazenady w defensywie wykorzystali z nawiązką do końca rundy, czy zupełnie przeciwnie – akurat wpadło to, co przyfarcili w poprzednich grach? Ciężko stwierdzić, serio.
Maciej Skorża, analizując wygraną 5:0 powinien sam sobie pogratulować doboru taktyki. W przedmeczowej rozmowie przed kamerami nc+ wyjaśnił, z jakiego powodu posadził na ławce Formellę i dlaczego ostatecznie postawił na dwóch graczy w pierwszej linii, z których docelowo żaden nie jest napastnikiem. Takie trochę ustawienie jakby podpatrzone przy Łazienkowskiej, co? Ale Hamalainen wypadł świetnie, podobnie Jevtić, zaś rezerwowy Formella zaliczył prawdziwe wejście smoka. I, zgodnie z planem szkoleniowca, miał wtedy na boisku wiele miejsca…
Aha, niech Skorża da na tacę w intencji szybkiego powrotu do zdrowia Trałki. Drewniak to jakieś dwie-trzy półki niżej od doświadczonego pomocnika…
Fot. FotoPyK