Syndrom lubiński, zwany również syndromem polskiego Detroit. Dotyka zawodników o ugruntowanej na rynku Ekstraklasy reputacji, którzy dzięki swojej postawie w innych klubach, otrzymali szansę angażu w zespole finansowanym przez potężny koncern KGHM. Objawy? Nagły, całkowicie niekontrolowany zanik umiejętności, a także widoczny gołym okiem spadek cech wolicjonalnych. Odnotowane przypadki? Kilkanaście sztuk. Uwaga, choroba zakaźna, gnębi układ odpornościowy zarówno piłkarza, jak i kibica.
Wybaczcie ten specyficzny wstęp, po prostu nie mogliśmy się powstrzymać. Sporo miejsca poświęcono – w sumie: poświęciliśmy, bo my też – degrengoladzie Łukasza Piątka, Miłosza Przybeckiego, a to tylko wierzchołek góry lodowej, jedni z wielu. A Łukasza Janoszkę to pamiętacie? Pewnie, że tak, ponieważ do niedawna – sprecyzujmy: dopóki występował w Ruchu Chorzów – był całkiem poczciwym graczem. Mógł zagrać wszędzie w ofensywie, często strzelał gole, jeszcze jedenaście miesięcy temu zdarzył mu się nawet hattrick.
Tymczasem w Zagłębiu…
Wiosna 2014 w Ekstraklasie: 153 minuty, goli ZERO.
Jesień 2014 w pierwszej lidze: 119 minut, goli ZERO.
To nie są statystyki słabe czy rozczarowujące. Są zawstydzająco wręcz żenujące, tyle. Za tak wyraźny i ewidentny zjazd w jakości wykonywanej pracy Janoszka junior wyleciałby z każdej innej roboty. Ale że jest w Zagłębiu, z tych ludzi może się śmiać, oczywiście za cztery dyszki miesięcznie. Wyobrażacie sobie taksówkarza z zepsutym hamulcem w aucie? Marynarza z chorobą morską?
Janoszka do Lubina trafił na początku stycznia z wolnego transferu, po tym, jak wygasła mu umowa w Chorzowie. Już wtedy miał problemy z plecami, z związku z którymi – jak się później okaże – sezon przyjdzie mu zakończyć stosunkowo szybko, w pierwszych dniach kwietnia. Operacja, rehabilitacja, treningi. I znów fatalna dyspozycja, w efekcie czego w meczu z Wisłą Płock, mimo że Łukasz wszedł z ławki w 39. minucie za Miłosza Przybeckiego, to kwadrans przed końcem dostał „wędkę”. Tak, taki był słaby…
Czy będzie lepiej? Pamiętajmy o syndromie lubińskim, więc lepiej zmodyfikujmy pytanie: czy może być gorzej, a jeśli tak, to do jakiego stopnia?
Fot. FotoPyK