Dziś w Kielcach zapachniało europejskimi pucharami. Co prawda tylko przez chwilę, co prawda nie przez to, że Korona z Piastem zagrały na poziomie fazy grupowej Ligi Mistrzów, ale zawsze. Konkretnie ze względu na to, że Frantiskowi Plachowi przypomniały się letnie miesiące, w trakcie których zawalał gole z BATE czy FC Riga. Różnica jest tylko taka, że tym razem wszystko się dobrze dla mistrzów Polski skończyło.
Wspaniały był to mecz, nie boimy tego słowa. Plach jego temperaturę podkręcił w 14. minucie, gdy Petteri Forsell ustawił piłkę mniej więcej 20 metrów od bramki. Wiadomo, że Fin kopyto ma bardzo dobre, ale nie ma co gadać – tym razem uderzył nie najlepiej, każdy solidny bramkarz radzi sobie z taką piłką i zapomina o interwencji po trzydziestu sekundach, nawet jeśli futbolówka była mokra i śliska. Niestety w tej akcji Słowak obok solidności nawet się nie zakręcił i piłka po jego rękach wylądowała w bramce.
Piast był lepszy i przed bramką, i po niej, ale nie aż tak, byśmy mówili, że lada moment kielczanie stracą punkty, które pojawiły się na horyzoncie. Ale zanim zdążyliśmy tę sytuację przetrawić, z boiska wyleciał Jakub Żubrowski – w odstępie ledwie pięciu minut zobaczył dwie żółte kartki, obie – co tu gadać – zasłużone.
Tak, przypomniał nam się mecz Korony z Cracovią, kiedy to kielczanie wygrali 1-0, choć w 40. minucie wyleciał z boiska Zalazar, a w 75. minucie to samo zrobił Żubrowski.
Tak, przypomniał nam się mecz Korony z Pogonią, kiedy to kielczanie wygrali 1-0, choć w doliczonym czasie do pierwszej połowy z boiska wyleciał Gnjatić.
No ale okazało się, że w Ekstraklasie od czasu do czasu zagościć może też logika. Albo inaczej – Piast okazał się zbyt mocny, żeby nie wykorzystać ponad godziny w przewadze. Co prawda na pierwszą bramkę mistrzów Polski trzeba było czekać do 65. minuty, a przed nią goście mieli okresy gry, w których kompletnie nie zanosiło się, że ona może paść, ale w końcu Milewski wykorzystał to, iż w polu karnym skiksował Parzyszek, a piłka spadła po jego nogi. Dziesięć minut później nieco przypadkową asystą popisał się Alves, który generalnie rozruszał Piasta, a kolejnego gola w tym sezonie zapakował Felix.
Kielczanom trzeba oddać to, że stworzyli sobie jeszcze dwie sytuacje, z których przy kolejnym zaćmieniu Placha mogły paść gole. Tym razem jednak Słowaka wziął się w garść. Ale nie ze względu na zaciętą końcówkę zapamiętamy to spotkanie. Bardziej za sprawą KAPITALNEJ, ZJAWISKOWEJ zmiany Patryka Tuszyńskiego.
Tydzień temu chłop walnął pierwszego gola w lidze od dwudziestolecia międzywojennego, więc wydawało się, że może się rozkręcić. Tymczasem dziś wszedł na 20 minut i:
- nie potrafił wbić piłki do siatki w takiej sytuacji,
Kocham ta lige nie ma co 😍 #KORPIA pic.twitter.com/VwSNDbuyV3
— Rafał Kępski 🇵🇱🇮🇪📸⚽️ (@RafalKepski) June 5, 2020
- gdy stanął w końcówce oko w oko z Koziołem, podał do będącego na spalonym Milewskiego.
No, duet Flavio&Kiełb w Niecieczy, pewnie pamiętacie. W międzyczasie zmarnował też jeszcze jedną dogodną sytuację, ale tam pani asystent po czasie podniosła do góry chorągiewkę i trochę oszczędziła mu wstydu.
Aż trochę żałujemy, że Korona nie wyrównała i Piast nie musiał zapłacić rachunku za ten parodystyczny występ. I, tak swoją drogą, trzeba powiedzieć, że kielczanie, choć kończą dziś bez punktów, znów pokazali się z takiej strony, że to utrzymanie jeszcze może się im przydarzyć.