Jeśli myśleliście, że to koniec kontrowersji w związku z rozstrzygnięciami w ligach, w których zakończono sezon z powodu pandemii, jesteście w błędzie. Dziś Polski Związek Piłki Nożnej ogłosił, że sezon Ekstraligi kobiet zostanie zakończony. O rozstrzygnięciach (mistrzostwo, spadki) decyduje tabela ustalona w momencie przerwania ligi. Największym poszkodowanym jest drużyna AZS UJ. Rozmawialiśmy przed chwilą z jej trenerem, Krzysztofem Krokiem, który nie potrafi ukryć rozgoryczenia.
Ale najpierw zarysujemy wam, dlaczego AZS UJ ma prawo czuć się poszkodowany. Szybki rzut oka na tabelę…
I cytat z oświadczenia PZPN-u:
Jako kolejność drużyn w końcowej tabeli rozgrywek Ekstraligi kobiet w sezonie 2019/2020 przyjmuje się kolejność drużyn w tabeli po rozegraniu meczów 12. kolejki, tj. po ostatniej rozegranej kolejce rozgrywek.
Wszystkie zaległe mecze 12. lub poprzednich kolejek Ekstraligi kobiet w sezonie 2019/2020 zostały uznane za nierozegrane bez przyznawania punktów, zgodnie z postanowieniami § 6 ust. 9 Uchwały nr IX/140 z dnia 3 i 7 lipca 2008 roku Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej w sprawie organizacji rozgrywek w piłkę nożną.
Poinformowano jednocześnie, że dokończone zostaną rozgrywki Pucharu Polski.
Gdzie pojawia się problem?
Jak widzicie, dziewczyny z AZS UJ rozegrały o jeden mecz mniej niż Medyk Konin i Czarni Sosnowiec, które znalazły się na podium. Sprawa jest o tyle zagmatwana, że w przypadku zwycięstwa AZS-u w przełożonym meczu z Rolnikiem Biedrzychowice, to drużyna z Krakowa znalazłaby się na drugim miejscu. A spotkanie z Rolnikiem prawdopodobnie skończyłoby się dla niej pomyślnie – to ostatnia drużyna w tabeli, która w całym sezonie zgromadziła zero punktów.
Mecz został przełożony przez specyficzną relację piłki trawiastej i futsalu. Dwa kluby w Ekstralidze kobiet, oprócz grania na trawie, występują także w lidze futsalu, która również toczy swoje rozgrywki pod szyldem PZPN. Mecz AZS-u z Rolnikiem został przełożony przez kolizję terminów obu rozgrywek. PZPN wyraził zgodę na przełożenie spotkania – nie miał zresztą wyjścia, sam ustalił terminarze w taki sposób, że nie dało się rozegrać meczów na obu frontach. AZS to jedna z najlepszych ekip w futsalowym światku kobiet – dostarcza do reprezentacji dziewięć piłkarek.
A w zasadzie dostarczał, bo AZS już zapowiedział, że rezygnuje z futsalu, skoro nie da się tego pogodzić, Promuje dwie gałęzie piłki kobiecej, gra tym samym składem w obu rozgrywkach, dokładając niejako swoją cegiełkę do promocji futsalu, a teraz… po prostu za to beknie.
Zasadne wydaje się postawienie trzech pytań.
Pierwsze – dlaczego nie można dokończyć ligi, skoro za chwilę Ekstraklasa mężczyzn będzie grała z kibicami?
Drugie – dlaczego decyzję o zamknięciu rozgrywek podjęto akurat teraz, gdy wszystko jest powoli odmrażane?
Trzecie – dlaczego AZS UJ nie może rozegrać dodatkowego meczu, a w tym samym czasie PZPN zezwolił, by dokończyć Puchar Polski kobiet?
Sprawa jest trudna i niejednoznaczna. Zadzwoniliśmy do Krzysztofa Kroka, trenera „Jagiellonek”, który opowiada, jak rozstrzygnięcie PZPN-u wygląda z jego perspektywy. – To żenada – ocenia dość dosadnie.
– Jak odbieracie tę decyzję władz polskiej piłki?
– Każdy na naszym miejscu czułby się zły i rozczarowany. Tak na gorąco cisną się na usta niecenzuralne słowa. Niestety, jest decyzja, możemy tylko i wyłącznie na nią narzekać…
– Jak rozumiem, czujecie się pokrzywdzeni.
– Oczywiście, że ta decyzja jest niesprawiedliwa. W meczu można zdobyć trzy punkty, nie może być zrobione tak, jak teraz, że obie drużyny dostają zero punktów. To kompletnie nie nasza wina, że mecz się nie odbył. Na przełożenie go pozwolił Polski Związek Piłki Nożnej, powtarzam – Polski Związek Piłki Nożnej. My i Rolnik gramy także w lidze futsalu, którą prowadzi Polski Związek Piłki Nożnej, a nie żadna inna komórka. To nie jest żadna inna dyscyplina sportu, a inna odmiana piłki nożnej prowadzona przez PZPN.
To PZPN wyraził zgodę na przełożenie meczu. To nie jest nasza wina. Ludzie od futsalu i od trawy funkcjonują w PZPN na jednym piętrze, drzwi w drzwi, i nie mogą się dogadać co do terminów, a są w tym samym departamencie. Nie ma formalnego rozdziału piłki trawiastej od futsalowej. Piłka kobieca to relatywnie mały obszar działania PZPN-u. Wiedzą, ile jest drużyn, kto gra i nie potrafią się dogadać. Dlaczego mamy być ukarani za niekompetencję? To chyba logiczne.
– Zastanawia mnie, jak ta decyzja została wam wytłumaczona, bo Puchar Polski jest dalej rozgrywany, a więc grać można.
– W przyszłym tygodniu na mecz Lecha Poznań będzie mogło wejść 25% pojemności stadionu, czyli około 12 tysięcy kibiców. A my nie możemy zagrać meczu bez udziału publiczności! Ogólnie rzecz biorąc – to żenada. Nie można tego inaczej nazwać.
– Kiedy dowiedzieliście się, że taka decyzja może być podjęta? Coś jako AZS próbowaliście robić, żeby przekonać władze polskiej piłki, że to niesprawiedliwe?
– Dziesięć dni temu była konferencja online z prezesami klubów Ekstraligi. Był na tym spotkaniu także prezes Boniek. Każdy z klubów mógł się wypowiedzieć. Już wtedy padło stwierdzenie, że to ma wyglądać tak i tak. Nie wiem, co miało na celu odłożenie tej decyzji o ponad tydzień. Wtedy też mówiono, że chcą dograć Puchar Polski, więc decyzje, które zapadły dziesięć dni temu, zostały utrzymane w mocy. Pisaliśmy jako klub pisma, nawet nasz rektor, plus rozpropagowaliśmy w mediach akcję, żeby pokazać, jak to wszystko wygląda. Żeby ludzie, którzy będą decydować, mieli świadomość, że nie jesteśmy jakąś tam byle jaką drużyną, która bawi się w piłkę nożną.
My naprawdę wydajemy dużo pieniędzy na utrzymanie drużyny zawodniczek, wyjazdy. Zrobiliśmy całą akcję, ale to i tak nie miało żadnego znaczenia. Decyzje są takie same. A opinie pod tytułem “ktoś zawsze będzie poszkodowany” są dla mnie trochę żenujące. Otwiera się gospodarka, sport, wszystko się otwiera i tak naprawdę spokojnie można byłoby znaleźć jakieś salomonowe rozwiązanie.
– Inne kluby – zwłaszcza Medyk Konin i Czarni Sosnowiec – chciały kończyć ligę bez dodatkowego meczu?
– Trudno mi jest tak autorytarnie stwierdzić, czy tak było. Mnie tak naprawdę nie interesuje, kto za czym lobbuje. Każdy klub ma swój interes w tym, że gra w Ekstralidze i chce osiągać miejsca, mieć z tego gratyfikacje. Pewnie jak bylibyśmy na miejscu Medyka, może myślelibyśmy tak samo. Nie ma co gdybać i patrzeć na przeciwników, to nie ma żadnego znaczenia. My czujemy się rozżaleni i patrzymy tylko na siebie. Prezes Boniek powiedział w jakimś wywiadzie, że nie trzeba było grać w futsal, to byśmy rozegrali ten mecz… Prezes Boniek nie wie, że dawaliśmy do reprezentacji futsalu około dziewięciu zawodniczek.
Reprezentacja Polski i PZPN miały korzyść z tego, że dziewczyny reprezentowały kobiecą piłkę na arenach międzynarodowych. To nie tak, że coś sobie wymyśliliśmy. Realnie dawaliśmy zawodniczki do reprezentacji. A prezes Boniek powiedział, że trzeba było nie wybierać sobie innej dyscypliny sportu, tylko grać na trawie. No to jest takie trochę… uwłaczające. Decydowanie o pewnych rzeczach, gdy się nie ma do końca pojęcia, jak wygląda specyfika kobiecej piłki. Decyzja taka jak teraz doprowadziła do tego, że trener reprezentacji Polski nie będzie miał z naszej drużyny już żadnej reprezentantki, bo zrobimy rozdział futsalu od trawy. Z tego, co wiem, wszystkie dziewczyny wybiorą grę na trawie. Poszkodowana będzie więc reprezentacja, tak jak my jesteśmy poszkodowani tym, jak nas potraktowano.
Gdzie doszukiwać się największej niesprawiedliwości?
– Wie pan co, tu nawet nie chodzi o pieniądze, nie chodzi o sto tysięcy złotych za drugie miejsce. Proszę sobie uzmysłowić to, że my grając w futsal na trawie plus akademickie mistrzostwa Polski, mając tyle reprezentantek Polski, Puchar Polski futsalowy, trawiasty – te dziewczyny wykonują katorżniczą pracę przez cały rok. Nie ma w Polsce żadnego piłkarza, który rozegrałby prawie 60 meczów w roku o stawkę. My się czujemy rozżaleni, bo nawet nas nie doceniono za to, że poświęcamy się rozwojowi piłki nożnej kobiecej. Nie dano nam nawet blaszki na wstążce. Jak już dali dwa srebrne miejsca, to przynajmniej daliby nam te brązowe. Bez pieniędzy, ale przynajmniej po to, by nas docenić. Ale chyba nie było takiej woli.
– Rozłam dwóch sekcji to forma protestu, wyraz niezadowolenia?
– Nie, zupełnie nie. Nie chcemy się na nikim rewanżować czy komuś zaszkodzić. Mówię tylko w kategoriach, o których mówiłem wcześniej – w PZPN-ie nie potrafią się dogadać. Mówię tutaj o terminach. Rozciągnęli to do tak dużych rozmiarów, jeśli chodzi o terminy, można było się dogadać, próbować powkładać to w takie daty, żeby rozgrywki futsalowe nie kolidowały z trawiastymi. Wtedy nie byłoby problemu. Ale ludzie zarządzający futsalem chcą, by się rozrastał – dołożyli rozgrywki Pucharu Polski, zaczynamy wcześniej, kończymy później. Dobre występy naszych zespołów narodowych doprowadziły do tego, że zaczynamy wcześniej trawę, kończymy później. Kolizja terminów jest ogromna. Nie jesteśmy w stanie funkcjonować dalej tą samą kadrą na trawie i futsalu.
Wiem o tym, że każda z tych jednostek w PZPN-ie zajmująca się trawą czy futsalem chciałaby jak najlepiej, ale w kobiecej piłce jest szczególnie trudno, bo jest mało zawodniczek. Nie wiem, jak teraz futsal będzie wyglądał. Rolnik tak samo ma drużynę w Ekstralidze futsalu, Rekord Bielsko-Biała z pierwszej ligi podobnie, jest kilka innych drużyn, gdzie dziewczyny to łączą. Nagle okazuje się, że one prawdopodobnie nie będą w stanie pogodzić dwóch odmian piłki nożnej, więc wybiorą trawiastą. To nie żadna vendetta z naszej strony. Chodzi o to, by ludzie zajmujący się piłką kobiecą, potrafili się dogadać.
– Rozumie pan to, że rozgrywki Ekstraligi w ogóle zostały przerwane? Jesteśmy w sytuacji, gdzie wszystko jest odmrażane, a u was dopiero dzisiaj poinformowano, że liga zostaje zakończona. Ciekaw jestem, jak to uargumentowano.
– Nie ma żadnej argumentacji od strony PZPN-u. Jest decyzja, koniec, kropka. To, że kluby miały możliwość wypowiedzenia się i dostania pisma, nic tak naprawdę nie zmieniło. Nie było praktycznie żadnych konsultacji. Ta konferencja online prezesów – z tego, co wiem od naszego prezesa, był to raczej monolog przedstawicieli PZPN-u na temat tego, co będzie. Jeśli któryś z prezesów odzywał się, jego opinie nie były traktowane poważnie. Nie słuchano tych wypowiedzi. Kazali przestać się wypowiadać.
Mówię o tym, co słyszałem. Nie było żadnych negocjacji, żadnego wsłuchiwania się w teren. Oczywiście, uważam, że powinna być reorganizacja piłki kobiecej, trzeba to zrobić, by jakość piłkarska się podniosła. Ale okres jest specyficzny, myślę, że można było to zrobić tak, by drużyny mające tyle samo punktów mogły zagrać jeden mecz, można było zrobić baraże. Bo tak się mówi “a, to tylko kobieca piłka”. Taki przykład – ile kosztuje nasz wyjazd z Krakowa na mecz do Szczecina?
– Kwot nie znam, ale są pewnie podobne do wyjazdów Ekstraklasy mężczyzn.
– Jedzie się dzień wcześniej. Transport, hotel, wyżywienie. Jeżeli ktoś mi powie, że to jest nic, oni sobie mogą zagrać, ale nie muszą… Czy ktoś spadnie czy nie spadnie… Potrzeba poważnych sum pieniędzy choćby po to, by cały rok jeździć po Polsce na mecze. Traktowanie “nie macie pieniędzy, to się w to nie bawcie” nie jest fair. W kobiecej piłce w Polsce jest dużo ludzi, którzy wydają swoje pieniądze. Chodzą, proszą, błagają, tworzą kluby, ściągają środki.
Trzeba tych ludzi traktować poważnie. Musi być dialog. Muszą być ludzie w PZPN-ie, którzy będą rozumieli, z jakimi problemami my się mierzymy. Nie można robić tak, że ktoś odgórnie coś stwierdzi bez żadnych konsultacji. W niższych ligach, które nie dograły, nie było spadków, a u nas spadki są. Kurioza w postaci braku baraży. Można było dograć, można było zamknąć ligę w salomonowy sposób, można było też nam to powiedzieć dwa miesiące temu. Przynajmniej byśmy się nastawili na przyszły sezon.
***
Wcześniej temat z wypowiedziami Łukasza Wachowskiego z Departamentu Rozgrywek PZPN opisywał Szymon Janczyk w tekście – Losowanie awansów, dwóch wicemistrzów. Kobiece ligi pochłonął chaos
Fot. Newspix.pl