PZPN opublikował ramowy terminarz powrotu Fortuna 1. Ligi. Mecze będą rozgrywane zwykle co 3-4 dni, z drobnymi wyjątkami, żeby piłkarze mogli złapać choć trochę świeżości. Kiedy zobaczyliśmy natężenie spotkań, od razu pomyśleliśmy o Chojniczance Chojnice. Ostatnia drużyna w tabeli zimą mocno przyszykowała się do walki o utrzymanie. Walki, która wydawała się mission impossible, bo klub z Chojnic wiosną czekało dziewięć wyjazdów z rzędu. Sprawa nie była łatwa, a teraz, co tu dużo mówić, staje się jeszcze trudniejsza.
Co prawda Chojniczanka dwa wyjazdy ma już za sobą – do Niecieczy oraz Legnicy. Przed nią wciąż jednak maraton, a w dodatku będzie go trzeba zaliczyć w ekspresowym trybie. Żartowano, że klub z Chojnic wiosną czeka Tour de Pologne. Cóż, teraz na objazd kraju zespół z grodu Tura nie ma paru miesięcy, a… 28 dni. W tym czasie drużyna Zbigniewa Smółki rozegra siedem spotkań w: Niepołomicach, Tychach, Olsztynie, Bełchatowie, Radomiu, Jastrzębiu-Zdrój oraz Opolu.
Nie trzeba mieć w CV rozszerzonej matury z geografii, żeby zorientować się, że przynajmniej połowa z tych podróży to eskapady przez cały kraj. Dla zobrazowania sytuacji mamy jednak małą ściągę.
Odległości, które widzicie obok meczów, to rzecz jasna dystans w jedną stronę. Od razu widać, że Chojniczanka spędzi w autokarze kawał czasu. Weźmy nawet pierwsze dwa mecze. Z Niepołomic do Chojnic jedzie się ponad 7 godzin (to optymistyczne wyliczenia Google i to dla osobówek – przyp.), więc zespół wróci z wyjazdu w czwartek rano. W sobotę trzeba będzie natomiast udać się do Tychów. Czyli znów przynajmniej 6,5 godziny w autokarze. No nie jest to wygodne, czego nie kryją sami zainteresowani. – Przez cały okres kwarantanny ciężko trenowaliśmy, teraz trenujemy jeszcze ciężej. Wydaje mi się, że będziemy na to przygotowani, może nie w takim stopniu, ale jednak będziemy. Jeżeli jednak będzie tak, że będziemy musieli wracać po meczach i po dniu czy dwóch znów jechać w Polskę, na pewno będzie to obciążanie – mówi nam Oskar Paprzycki.
Pierwszoligowiec ma jednak plan, jak przetrwać ten czas i choć trochę pomóc piłkarzom. – Z tego co słyszałem klub ze sztabem pracują nad tym, żebyśmy mogli zostać kilka dni na południu Polski. Rozegralibyśmy dwa mecze, potem byłby powrót, chwila odpoczynku i kolejny wyjazd. Klub będzie brał to pod uwagę i wydaje mi się, że dojdzie to do skutku. Zależało nam na tym, żeby nie wracać za każdym razem do Chojnic, bo kontuzje mogą się nawarstwiać. Nie dość, że grasz co trzy dni, to jeszcze cały czas jesteś w podróży – przyznaje obrońca Chojniczanki.
To, że taka idea kiełkuje w gabinetach, potwierdza nam prezes Jarosław Klauzo. Zaznacza jednak, że od planu do realizacji daleka droga. – Pytanie, co będziemy w stanie z naszych pomysłów zrealizować? Musimy wiedzieć np. jaka będzie możliwość korzystania z bazy hotelowej. Musimy też udźwignąć to finansowo. Zbyt szybko, by mówić o konkretach, dopiero teraz nastąpi weryfikacja.
Rozsądny pomysł, tym bardziej, że jak najbardziej da się go wykonać. W tym całym nieszczęsnym terminarzu, klub z Chojnic ma trochę farta. Najdalsze przystanki, dodatkowo będące częścią cyklu środa-weekend, nie są bowiem rozrzucone po mapie jak dziury w tarczy po strzałach z kałasznikowa. Raczej bliżej im do układania się w pary. Niepołomice i Tychy? Rzut beretem od siebie. Bełchatów i Radom? To samo. Jastrzębie oraz Opole? Też nie trzeba się fatygować ze wschodu na zachód. Ale i tu można się nadziać, co tłumaczy Klauzo.
– Musimy poczekać na to, jak ułoży się terminarz. Widzę możliwość pozostania w hotelu, jeśli nie będzie trzeba tam siedzieć przez tydzień. Ramowy plan przedstawiony przez PZPN nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Mecze mają być rozłożone na wtorek, środę, czwartek i piątek, sobotę oraz niedzielę. Możemy grać ekstremalnie: we wtorek i niedzielę, a wtedy jeden wyjazd to jest biwakowanie przez tydzień. Natomiast jeżeli zagramy w środę i będziemy musieli zostać do soboty, to jest to rzecz warta rozważenia – uważa prezes chojnickiego klubu.
No dobrze, ale tak czy siak wychodzi na to, że Chojniczanka musi grać co kilka dni poza domem. Sześć punktów straty do bezpiecznej pozycji nie napawa więc optymizmem. – Wiadomo, że nie jesteśmy w łatwej sytuacji. Ale wbrew pozorom powiedziałbym, że mecze co trzy dni będą dla nas lepsze. Nie będzie przestoju, wejdziemy w tryb meczów, złapiemy rytm i dzięki temu może być nam łatwiej. Dla organizmu na pewno będzie to wymagające wyzwanie, ale może dzięki temu rytmowi będziemy czuć się bardziej komfortowo – stwierdza optymistycznie Paprzycki.
Jaki jest plus całej tej sytuacji? Chojniczanka jest w trakcie remontu stadionu i wiele wskazywało, że wiosną przeniesie się do Bytowa. Teraz zapala się światełko w tunelu, że chociaż część z czterech domowych meczów uda się rozegrać w Chojnicach. – Jawi się możliwość, że przy sprzyjających okolicznościach coś w domu zagramy. Z mojego punktu widzenia myślę, że przynajmniej jeden mecz u siebie powinniśmy zagrać. Ale czy wszystkie? Największe problemy widzę z pierwszym spotkaniem – komentuje prezes Klauzo.
Od Chojniczanki bije optymizm i my ten optymizm szczerze podziwiamy, ale stojąc z boku patrzymy też na te sprawy bardziej realistycznie. I realistycznie stwierdzamy, że jeśli Smółka i spółka mimo wszystkich tych perturbacji Chojniczankę utrzymają, powinni im przed stadionem postawić pomnik. Albo przynajmniej tablicę pamiątkową, na której uwieczniona zostanie liczba przebytych kilometrów podczas szalonego, czerwcowego wyścigu o ligowy byt.
Ramowy terminarz Fortuna 1. Ligi
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix