Choć pewnie zabrzmi to dziwnie, fakty są takie, że 23 maja stolicą polskiego sportu będzie Wrocław, a najważniejszą dyscypliną w kraju triathlon. Właśnie wtedy dojdzie do wydarzenia, w którym pośrednio wezmą udział między innymi Paweł Korzeniowski, Czesław Lang czy Henryk Szost. Bohaterem dnia będzie jednak Robert Wilkowiecki, który spróbuje czegoś, co nie udało się żadnemu Polakowi, mianowicie przepłynąć 3.8 km, przejechać na rowerze 180 kilometrów i przebiec maraton w łącznym czasie poniżej ośmiu godzin. Wszystko to odbędzie się w… domowych warunkach, a dochód z imprezy zostanie przeznaczony na fundację „FizjoTRIterapia”.
Wilkowiecki to rekordzista kraju na dystansie Ironman. Najlepszy wynik historii polskiego sportu ustanowił w swoim debiucie w Barcelonie, jesienią poprzedniego roku. Uzyskał w nim czas 8:06:45. Po tak znakomitym występie stało się jasne, że jeśli jakikolwiek zawodnik w biało-czerwonych barwach może w niedalekiej przyszłości dobić do światowej czołówki, najprędzej będzie to Robert.
Zapewne „Wilku” marzył o tym, żeby w 2020 roku zmniejszyć dystans do najlepszych, niestety koronawirus pokrzyżował mu plany. W związku z COVID-19 musiał po kilku miesiącach, z przyczyn finansowych i osobistych, zrezygnować z pobytu w hiszpańskiej Gironie, w której chciał trenować i mieszkać na stałe.
– Wróciłem do Polski w kiepskim humorze. Najpierw zaliczyłem wywrotkę na rowerze, po której przez dwa tygodnie nie mogłem ćwiczyć na wysokich obrotach. Potem, gdy już miałem wziąć się za porządną robotę, rozpoczęła się cała historia z wirusem, właściwie z dnia na dzień zakazano w Hiszpanii treningów na dworze. To wszystko wpłynęło na mnie negatywnie. Wiadomo – sportowiec musi mieć cel, żeby się rozwijać – opowiada nam Wilkowiecki.
Na szczęście Robert i jego trener Filip Szołowski (Labosport Polska) wymyślili plan, który sprawił, że pojawiło się światełko w tunelu. Panowie uznali, że skoro i tak nie ma na horyzoncie żadnych wyścigów, to można spróbować startu na własnych zasadach. Weźmie w nim udział tylko jeden zawodnik. To właśnie na nim skupią się wszyscy widzowie.
Co ciekawe, Wilkowieckiemu szlak “przecierał” najlepszy triathlonista świata, Jan Frodeno. 11 kwietnia w swoim domu w Gironie Niemiec zaliczył pełen dystans, co oglądały setki tysięcy kibiców z całego świata. Zaczął w basenie z przeciwprądem (umożliwia pływanie “w miejscu”), potem jechał na trenażerze, a następnie biegł na bieżni. Całość zajęła mu 8:33:57. To ponad 40 minut wolniej od jego rekordu życiowego będącego też rekordem globu, ale w tym wydarzeniu nie chodziło o czas, tylko o dobrą zabawę i szczytny cel. „Frodissimo” zbierał pieniądze między innymi na walkę z koronawirusem. Ostatecznie dzięki jego inicjatywie udało się zgromadzić ponad 200 000 euro! W trakcie etapu kolarskiego i biegowego Jan rozmawiał ze znanymi biegaczami, triathlonistami i kolarzami. Miał na to siłę, bo tak jak wspomnieliśmy nie dawał z siebie stu procent. Z Robertem będzie inaczej, nasz zawodnik idzie na całość, dlatego nie ma mowy, żeby za dużo mówił w trakcie.
– Co prawda trener ustawi mi mikrofon w pobliżu, ale nie sądzę, żebym błysnął elokwencją, raczej wystękam ze dwa, trzy słowa i tyle – śmieje się „Wilku”.
Transmisja z próby Wilkowieckiego będzie zrobiona bardzo profesjonalnie. Widzowie obejrzą ją z trzech kamer, na bieżąco będą też widzieć jego waty (moc generowana na rowerze) oraz prędkość podczas etapu kolarskiego i biegowego, a także tętno Roberta na poszczególnych odcinkach.
Wydarzenie skomentuje mający doświadczenie z relacjonowania triathlonowych imprez w TVP Sport Szołowski. Połączy się na zasadzie video konferencji z czołowymi postaciami polskiego sportu, takimi jak m.in. pływak i triathlonista Paweł Korzeniowski, kolarz Czesław Lang czy biegacz Henryk Szost. Ten ostatni pobiegnie zresztą część maratonu z Robertem, podobnie jak jeden z naszych czołowych maratończyków-amatorów Bartek Olszewski.
– Zamarzyłem sobie, by to wszystko wyglądało trochę jak – oczywiście zachowując wszelkie proporcje – Breaking2 z udziałem Eliuda Kipchoge. On miał swoich pacemakerów, którzy pomogli w złamaniu dwóch godzin, ja chciałbym, żeby kilka osób wzięło udział w moim challenge’u. Oczywiście nie pomogą mi tak bardzo, jak Kenijczykowi w Wiedniu, ale liczy się sama wirtualna obecność, która podnosi na duchu – mówi Robert. Na platformie treningowej Zwift rywalizuje się w czasie rzeczywistym ze sportowcami z całego świata. To właśnie tam do Wilkowieckiego będzie mógł dołączyć każdy, kto tego dnia poczuje ochotę na mocniejszy start lub trening.
Cała akcja odbędzie się w nieruchomości wrocławskiego dewelopera PCG, będącego partnerem rekordzisty Polski. Sponsor Wilkowieckiego posiada wspomniany basen z przeciwprądem, „Wilku” spędzi w wodzie nieco ponad 46 minut. Dlaczego akurat tyle? Ponieważ w takim czasie przepłynął 3,8 km na Ironmanie w Barcelonie.
– W takim basenie nie da się idealnie wymierzyć odległości, dlatego przyjęliśmy, że Robertowi pierwszy etap zajmie to tyle, co w Katalonii. Tam oczywiście warunki były inne, bo “Wilku” płynął na otwartym akwenie i musiał zmagać się także z rywalami, ale jak wiadomo przy naszej próbie tego nie da się przeskoczyć – tłumaczy Szołowski. – Etap kolarski i biegowy będą już oczywiście precyzyjnie domierzone, wszystko dzięki Zwiftowi. Bieżnia i trenażer zostaną ustawione nieopodal basenu.
Jeśli Wilkowieckiemu udałoby się złamać 8h, prawdopodobnie… pobije rekord świata.
– Sam się z tego śmieje, ale na to wychodzi. Frodeno w ogóle się nie spinał, więc miał gorszy czas, a nie słyszałem, żeby ktoś jeszcze podjął się podobnej próby – mówi Robert. Ważniejsze dla niego jest jednak co innego:
– Gdybym ukończył ten start w założonym czasie, będzie to znakomita sprawa dla mojej psychiki. Udowodnię sobie, że skoro jestem w stanie zrobić coś takiego w domowych warunkach, to mogę to osiągnąć także na trasie prawdziwego wyścigu, gdy już wszystko wróci do normy – uzupełnia Polak.
Podobnie jak Frodeno zamierza połączyć przyjemne z pożytecznym – w trakcie imprezy będą zbierane pieniądze na fundację „FizjoTRIterapia”, której celem jest pomoc dzieciom niepełnosprawnym poprzez sport. Jej szefem jest Łukasz Malaczewski, fizjoterapeuta i triathlonista, który aż 21 razy brał udział w zawodach z niepełnosprawnym Jasiem Kmieciem. Chłopiec przez dziesięć lat był jego pacjentem, panowie mocno się zaprzyjaźnili. Po jego przedwczesnej śmierci Łukasz postanowił dalej działać. Teraz m.in. integruje dzieci niepełnosprawne ze sprawnymi na różne sposoby, chociażby poprzez organizację wspólnych treningów piłkarskich.
– Liczę, że wokół tego wydarzenia zrobi się sporo szumu – podsumowuje Wilkowiecki. – Na razie nic nie dzieje się w polskim sporcie, więc to możliwe. Jeśli przebijemy się do mainstreamowych mediów, możemy zebrać sporo pieniędzy. A, jeszcze jedno – 23 maja mój tata obchodzi urodziny. Gdybym właśnie wtedy złamał te osiem godzin, byłby to dla niego wspaniały prezent!
KAMIL GAPIŃSKI