Reklama

Lechia według Stokowca i Sobiecha. Łatwiej wierzyć temu drugiemu

redakcja

Autor:redakcja

04 maja 2020, 11:15 • 5 min czytania 20 komentarzy

Po czym poznać, że dany klub jest dobrze zarządzany? Ano choćby po tym, czy byli pracownicy wypowiadają się o nim ciepło. Oni nie muszą już ściemniać, nie są na liście płac, więc nie mają większego interesu w tym, żeby kryć byłego pracodawcę. I cóż, jeśli przyjmiemy tę teorię za słuszną, to po rozmowie „Super Expressu” z Arturem Sobiechem widać, jak sprawy mają się w Lechii Gdańsk. Nieciekawie. Delikatnie mówiąc.

Lechia według Stokowca i Sobiecha. Łatwiej wierzyć temu drugiemu

Chciałoby się powiedzieć: w końcu ktoś zaczął mówić prawdę. Różne historie się słyszy o Lechii, a właściwie same liczby wskazują na bałagan, bo dług widać z kosmosu, ale jakoś tak to się układało, że Mandziarze wiele uchodziło płazem. Byli piłkarze raczej nie odpalali bomb w wywiadach, podobnie szeregowi pracownicy, tłumacząc, że chcą zostawić ten syf za sobą.

No ale Sobiech się z tego wyłamał i chwała mu za to. W “Superaku” czytamy na przykład:

– Gdy pod koniec ubiegłego roku wraz z dwoma kolegami z zespołu upomniałem się o swoje zaległe pieniądze za 2019 rok, to od razu stałem się wrogiem prezesa Adama Mandziary. Dostałem od niego SMSa, że klub nie wiąże ze mną przyszłości.

– Od pani Martyny Góral, odpowiedzialnej za organizację i administrację, usłyszałem, że przyszedłem do Lechii za 50 tys. euro i tyle wynosiło odstępne za mnie, co było nieprawdą. Do Lechii trafiłem za darmo, a kwota odstępnego obowiązywałaby tylko w przypadku zdobycia przez Lechię mistrzostwa Polski, do czego nie doszło. Gdy wyszło na jaw, że mam zgodę na odejście z Lechii, to dostałem dwie propozycje z czołowych klubów polskich, na co usłyszałem od prezesa, że nie będzie wzmacniał konkurencji w lidze. Gdzie tu logika?! Na Lechię byłem za słaby jak uważali prezes i trener, a tu słyszę, że mógłbym wzmocnić rywali.

Reklama

– Nie mam zastrzeżeń do jego wiedzy trenerskiej, ale jako do człowieka bardzo duże. W rozmowie ze mną i moją żoną zarzucił mi, że to przeze mnie Lechia odpadła w Lidze Europy z Broendby, bo niby ja byłem zajęty i nalegałem na transfer do Uerdingen. Przecież to nonsens.

Czyli nie dość, że w Lechii nie ma kasy, to jeszcze na dodatek nie ma klasy, bo gdy tylko piłkarz zająknie się na temat pieniędzy, ma problem. Nie mamy prawa nie wierzyć Sobiechowi, gdyż po pierwsze w innych klubach nie miał takich problemów i historii, a po drugie przykłady Wolskiego, Peszki i Augustyna pokazują, że tak się rzeczywiście sprawy mają.

Chcesz grać? W porządku.

Chcesz kasy? Wypad.

I to jest całkiem zabawne, że dzisiaj, tym razem w Przeglądzie Sportowym, ukazał się też wywiad z Piotrem Stokowcem. A Stokowiec akurat wciąż pracuje w Lechii i gdyby zamazać nazwę klubu, można by pomyśleć, że Sobiech ze Stokowcem mówią o kompletnie innych miejscach. U Sobiecha dno, rzyg i metr mułu, u Stokowca niemal kraina mlekiem i miodem płynąca. Spójrzcie tylko:

– Myślę, że niezależnie od sytuacji kibice doceniają nasze osiągnięcia z poprzedniego sezonu. Wiedzą, że był wyjątkowy pod wieloma względami, a przy tym znają realia klubu. Zdają sobie sprawę z pewnych niedociągnięć i dają nam wsparcie, które czujemy na każdym kroku. Udało się osiągnąć zarówno cele sportowe, jak i finansowe, bo przecież te drugie wynikają z pierwszych. Kibice widzą, że zmierzamy w dobrym kierunku, chociażby kontraktując coraz młodszych zawodników. Na potwierdzenie moich słów mogę tylko powiedzieć, że grą w Lechii coraz częściej zainteresowani są zawodnicy, którzy chcą się tutaj rozwinąć i być może pokazać się w europejskich pucharach. To na pewno jest budujące.

Reklama

Szanujemy dokonania Stokowca w Lechii, ale to, co mówi trener w tym wywiadzie, to już inny poziom dyplomacji. Szkoleniowiec opowiada o „pewnych niedociągnięciach”, a cytując klasyka, trzeba spytać, gdzie tam są dociągnięcia.

Piłkarze regularnie składają wezwania do zapłaty.

Piłkarze odchodzą z klubu skłóceni.

Piłkarze dogadują się na aneks do umowy, potem ktoś „zapomina” go umieścić.

Klub ma 27 milionów złotych długu.

Można tak wymieniać i wymieniać. Lechia jest być może najgorzej zarządzanym klubem w Ekstraklasie, a przecież konkurencję ma sporą, wystarczy na przykład podjechać do Gdyni i sprawdzić.

Ponadto – PR PR-em, ale Stokowiec tak naprawdę przeczy Sobiechowi i znów: jednak wierzymy Arturowi.

Wracając do tych zawodników, którzy odeszli, jak Sobiech, Peszko, Wolski, czy Mak. To były trudne rozmowy, po których została spalona ziemia? Mógłby pan z tymi zawodnikami współpracować w przyszłości np. w innym klubie?

Nie chciałbym uogólniać, bo każda decyzja była indywidualna, a nie zbiorowa. Mogę sobie wyobrazić, że będę z nimi kiedyś współpracować. Często to nie klub podejmował decyzję, a sami zawodnicy. Rozstaliśmy się z wieloma zawodnikami, z którymi mam bardzo dobre relacje.

„Często to nie klub podejmował decyzję, a sami zawodnicy”. Nie no, jednak najczęściej zawodnicy podejmowali tylko jedną decyzję – składali wezwania do zapłaty. Potem to Mandziara i spółka rozdawali karty, decydując o przenosinach do rezerw czy utrudnianiu życia, jak opowiadał Sobiech.

A te „bardzo dobre relacje”? Na pewno nie z Sobiechem…

Z jednej strony trochę szkoda nam Stokowca, bo musi lawirować i momentami opowiadać niestworzone rzeczy w wywiadach. Z drugiej – nikt mu broni do głowy nie przykłada, trener chce firmować swoim nazwiskiem ten bajzel. Cóż, my byśmy nie chcieli i mamy nadzieję, że coraz większa liczba zawodników też będzie tak myśleć. Takie twory muszą dostawać po głowie, w innym wypadku nasza piłka wciąż będzie żenująca.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...