Jak pewnie doskonale wiecie, zdarza nam się – i to dość często – krytykować polskie kluby za robienie z Ekstraklasy śmietnika, w którym obcokrajowcy siódmego sortu przebierają się za piłkarzy. Tym razem jednak wstrzymamy się od tak jednoznacznych opinii. Był palący problem, jest w miarę logiczne rozwiązanie. Pogoń Szczecin po odejściu do Włoch Mateusz Lewandowskiego pilnie potrzebowała lewego obrońcy. Młody Hubert Matynia średnio wypadał w dotychczasowych spotkaniach, a Tomasz Lisowski dalej nie w pełni sił. Na ratunek Ricardo Nunes.
Tak, ten sam Ricardo którego pół roku temu przymierzała do siebie Lechia Gdańsk. Zawodnik zyskał aprobatę Michała Probierza, pomyślnie przeszedł testy medyczne i spokojnie czekał w hotelu na złożenie autografu pod półtorarocznym kontraktem. Tyle tylko, że właśnie wtedy w Lechii dochodziło do zmian właścicielskich i wszystkie transfery zostały wstrzymane. Nunes spakował więc szczoteczkę do zębów i ruszył do Bułgarii. W Levskim Sofia wielkiej kariery nie zrobił, ale to wciąż piłkarz o niezłym, jak na nasze standardy, CV.
Przede wszystkim: reprezentant RPA. W drużynie narodowej debiutował zresztą na Stadionie Narodowym. W drużynie „Bafana Bafana” wystąpił do tej pory pięć razy. Oczywiście, żadna to wielka nobilitacja, w tej samej reprezentacji grał chociażby Daylon Claasen, ale gwarancja jakieś tam przyzwoitości jest.
Co o nim wiemy? Przede wszystkim bardzo dobrze ułożona lewa noga. Pewnie nie tak jak u Stilicia, ale porównywalnie do chociażby Dudu, a to przy lekkim deficycie lewonożnych skrajnych obrońców, coś znaczy. Nunes bije stałe fragmenty gry, więc odciąży trochę w tym elemencie Rafała Murawskiego, który kopał ze stojącej piłki z każdego miejsca na boisku. W przeszłości grał głównie na lewym skrzydle – stąd chociażby siedem bramek w jednym sezonie na Cyprze – i inklinacje ofensywne zostały mu do dziś. Mówiąc wprost – lepiej atakuje niż broni. Piłki uczył się w Benfice Lizbona, jako tako rokował, więc dostawał powołania do kadry U-17, ale największe sukcesy odnosił późnej. Z Żyliną zdobył mistrzostwo Słowacji i krajowy puchar, ale nas lekko zastanawia jego tendencja do ciągłej zmiany klubów. Pogoń będzie już jego dziesiąty przystankiem w karierze, a – umówmy się – jeśli nie nazywasz się Zlatan Ibrahimović albo Nicolas Anelka, takie podróżowanie po świecie jest trochę podejrzane.
Koniec końców, Pogoń niewiele ryzykuje. Zatrudniła piłkarza, którego chciała już wcześniej – był temat przyjścia Nunesa do Szczecina po zamieszaniu w Lechii – na pozycję, na której ma problem i w dodatku zapewne nie za krocie, bo wchodzimy w okres, o którym Radosław Osuch mówi, że to czas na akcje pod tytułem „przyczajony tygrys, cwany lis”. Im dłużej zawodnik zostaje bez kluby, tym szybciej jego oczekiwania płacowe idą w dół. Nie zostaną również zaburzone zbytnio proporcje w szatni – co prawda Pogoń traci tytuł samodzielnego lidera w klasyfikacji na najbardziej polski klub w Ekstraklasie, ale pięciu obcokrajowców to dalej nie jest najgorszy wynik.
A już w piątek Pogoń gra z Lechią, która Nunesa zrobiła w bambuko.