– Podtrzymałem kondycję. Tak mi się przynajmniej wydaje. Od pierwszego dnia dostaliśmy rozpiski z klubu i mimo tego, że nie mogliśmy trenować, to cardio czy tam inne ćwiczenia indywidualne można zrobić bez wychodzenia z domu. Wiadomo, że jest to trening taki, jak z drużyną – to dwie różne rzeczy. Nie da się porównać cross-fitów do boiska z piłką przy nodze – zupełnie inne ruchy, inne obciążania dla mięśni. Zadyszki nie będzie, o to jestem spokojny, ale jest potrzebny czas, żeby przygotowywać się, jeśli sezon miałby być wznowiony. Trzeba mięśnie przyzwyczaić do innego rodzaju wysiłku. Takiego typowo meczowego – mówi w rozmowie z nami stoper portugalskiego CD Aves, Adam Dźwigała, który opowiada o tym, jak Portugalia wraca do normalnego funkcjonowania. Zapraszamy.
***
Portugalia powoli wraca do piłkarskiego życia.
To prawda. Byłem dzisiaj w klubie i dostaliśmy sprzęt. Od poniedziałku zaczynamy trenować indywidualnie. Wtedy już oczywiście w klubie, pod opieką trenera i fizjoterapeuty, z zachowaniem wszystkich zasad bezpieczeństwa. Na pewno będzie to trwało przez dwa tygodnie. Przynajmniej taką dostałem informację. Po tym czasie dostaniemy komunikat od ligi. Jeśli wszystko będzie przebiegało bez większych problemów, to zaczniemy trenować w większych grupach, ewentualnie z całą drużyną. Ale to jeszcze za daleko, żeby teraz o tym mówić.
Widziałem, że Porto, Sporting i Benfica już nawet zaczęły treningi.
Słyszałem, że już powoli zaczynają i wydaje mi się, że poszło to od całej ligi. Jestem w kontakcie z Pawłem Kieszkiem z Rio Ave. Mówił mi, że do trzydziestego kwietnia, mieli jeszcze wolne, ale niedługo zaczynają już trenować w mniejszych grupach.
O Portugalii mówi, że to to jest kraj, który wzorowo radzi sobie z koronawirusem. Nawet mimo tego, że graniczy z Hiszpanią, w której wirus szaleje i zbiera ogromne żniwo. Była wielka izolacja, wielkie obostrzenia, wielkie zabezpieczenia? Podobno ludzie wychodzili z domów raz w tygodniu…
Mogę się wypowiadać tylko z mojego punktu widzenia. Mieszkam w Guimarães i tutaj faktycznie było widać różnicę na ulicach. Może nie było pusto, ale wychodząc do sklepu widziałem, że ludzi jest mniej, że większość osób stara się ograniczać aktywności poza domem. To zasługa ludzi, którzy zrozumieli niebezpieczeństwo i powagę sytuacji. Nie kpili z tego. Wzięli sobie do serca zalecenia rządu i są tego rezultaty. Portugalia graniczy tylko z Hiszpanią. Ta granica jest bardzo szeroka, do tego dosyć późno została ona zamknięta, kiedy w Hiszpanii było już bardzo nieciekawie, zresztą jest tak nadal. Jednak Portugalii naprawdę daje sobie radę. I to jest dobre. Stąd też decyzja powrotu do treningów.
Na co dzień Portugalczycy mają styl życia podobny do Hiszpanów? Wieczorami dużo siedzą w barach, piją piwo, rozmawiają?
No tak, oczywiście, to jest tutaj typowe. Jest mnóstwo rodzinnych barów. Często usytuowane są one na parterze mieszkania właścicieli – jest knajpa, kuchnia, telewizor, wino piwo. Taka domowa atmosfera. I to prawda, że lokalni mieszkańcy bardzo dużo spędzają czasu w takich miejscach, siedzą, rozmawiają, nawet do późnych godzin. Piłka nożna leci w każdym barze. Cały czas lecą mecze. Teraz wiadomo, jest inaczej, spotkań nie ma, bary zamknięte, ale to jeszcze wróci. To część ich życia.
Izolowałeś się? Zamawiałeś sobie przez internet jedzenie, też ograniczałeś wyjścia na dwór?
Z żoną bardzo wzięliśmy sobie to wszystko do serca. Staraliśmy się ograniczać aktywności. Nie wychodziliśmy nawet praktycznie na żadne spacery – tylko pojedyncze, konieczne wyjścia do sklepu po jedzenie. Mimo, że dozwolony był krótki spacer dla zdrowia, to jedyne moje wyjścia poza zakupami spożywczymi, to były treningi biegowe. Raz w tygodniu robiliśmy większe zakupy, żeby móc jeść w domu. Czasami też zamawialiśmy przez internet, ale głównie gotujemy sobie sami. Izolowaliśmy się.
Jak twoja forma? Myślisz, że ile czasu będziesz potrzebował, żeby wrócić do formy?
Podtrzymałem kondycję. Tak mi się przynajmniej wydaje. Od pierwszego dnia dostaliśmy rozpiski z klubu i mimo tego, że nie mogliśmy trenować, to cardio czy tam inne ćwiczenia indywidualne można zrobić bez wychodzenia z domu. Wiadomo, że jest to trening taki, jak z drużyną – to dwie różne rzeczy. Nie da się porównać cross-fitów do boiska z piłką przy nodze – zupełnie inne ruchy, inne obciążania dla mięśni. Zadyszki nie będzie, o to jestem spokojny, ale jest potrzebny czas, żeby przygotowywać się, jeśli sezon miałby być wznowiony. Trzeba mięśnie przyzwyczaić do innego rodzaju wysiłku. Takiego typowo meczowego.
Mówiło się w CD Aves o obniżkach pensji?
Nie dostaliśmy żadnych informacji na temat ucinania pensji. Wydaje mi się, że nic takiego się nie stanie.
Jeśli wróci liga, to walczycie o utrzymanie, prawda?
Do wznowienia ligi najważniejsze jest bezpieczeństwo. Zdrowie na pierwszym miejscu. Piłka nożna jest ważna, dla Portugalczyków to część życia, ale teraz priorytety są trochę inne. Ale jeśli wróci liga, to jesteśmy w ciężkiej sytuacji. Mamy stratę dziewięciu punktów do bezpiecznego miejsca. Do tego Paços Ferreira ma od nas lepszy bilans bramkowy i lepszy wynik w bezpośrednim pojedynku, więc musimy zdobyć więcej punktów niż oni. To nie będzie łatwe, ale wierzę, że się nam uda. Walczymy o utrzymanie. Dopóki mamy szanse matematyczne, to pozostaje nam tylko wierzyć w to, że nam się uda. Nie chcemy spaść, nie chcemy dać plamy, będziemy robić wszystko, żeby się udało.
Miesiąc temu w brytyjskich mediach pojawiły się plotki łączące cię z Rangers. Wszedłem rano na stronę portugalskiego dziennika A Bola, a tak informacja, że klub z Glasgow jest tobą realnie zainteresowany. Temat istnieje tylko na poziomie spekulacji?
Widziałem już jakiś czas temu tego newsa. Dzisiaj też kolega wysłał mi, że temat pojawił się w portugalskich mediach. No, co mogę powiedzieć? Nie znam szczegółów. Tym zajmuje się mój agent Mike Barros. Do okienka trochę czasu, na razie zamierzam wykonać swoją robotę tutaj. Reprezentuję CD Aves. Uwierzyli we mnie. Dali mi szansę. Zamierzam dalej ją wykorzystywać. Mam jeszcze ponad dwa lata kontraktu. Zobaczymy, co życie przyniesie.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Fot. Fotopyk