Czytam, że Mirosław Smyła został zwolniony, jego miejsce zajął Maciej Bartoszek. To świetny ruch. Wszyscy w promieniu tysiąca kilometrów od Kielc wiedzieli, że całą winę ponosi Smyła, który był szkodnikiem i hamował wybitne, podkreślam, wybitne umiejętności Gnjaticia, Cecaricia i Djuranovicia, przez co Korona Kielce nie włączyła się do walki o puchary. A teraz, skoro pojawił się Bartoszek, nie będzie z tym problemów i kielecki potwór wchłonie całą ligę.
Trudno mi było napisać tych kilka durnych zdań, dlatego jestem pełen podziwu dla Krzysztofa Zająca, ponieważ on głupie zdania z głupimi decyzjami przeplata bez opamiętania. Nic w tym klubie się nie zgadza, absolutnie nic, ale jeszcze pół biedy, gdyby Zając działał tylko na swoją szkodę.
Niestety, po pierwsze, on zarządza zespołem, który jest bliski sporej liczbie osób – może nie są to miliony, ale tysiące jednak tak i trudno to ignorować. Tymczasem przyzwoity klub środka tabeli został w ciągu kilku lat zamieniony w klub kukułkę, z którego śmieję się, całkiem słusznie, cała Polska. Ekstraklasa nie ma najwyższych standardów, ale Korona obecnie nie spełnia nawet tak niskich wymagań.
Po drugie trudno się pogodzić z tym, jak w klubie traktowani są trenerzy, w tym przypadku Smyła. On zachował klasę, nie udzielił ostrego wywiadu, ale mnie się robi niedobrze na myśl, jak go potraktowano. Dostał misję utrzymania Korony w lidze i nawet nie pozwolono mu jej dokończyć. Jeszcze zrozumiałbym, gdyby zespół grał fatalnie, jak Zagłębie Sosnowiec w pewnym momencie, ale nie, tam widać postęp. Nie ma wyników? Trudno. Może będą, może nie, jeśli nie, najwyraźniej na to było stać ten zespół w tym momencie. Smyła sobie takiej kadry nie wymyślił, ale dostał kopa w dupę tylko dlatego, że Bartoszek puścił oczko do Korony parę dni wcześniej w wywiadzie.
Po trzecie – piłkarze. Korona skupia wszystko, co najgorsze w polskim futbolu. Cudaczni obcokrajowcy, kompletne olewanie własnej młodzieży, granie po znajomościach… Nie da się patrzeć na tego składaka.
I nie chce się o nim pisać. Zapraszam do pierwszej ligi, tam jest, Korono, twoje miejsce.
*
Ale nie tylko negatywnie chce dziś pisać, dlatego parę słów może nie o poważnych, ale o przynajmniej poważniejszych drużynach. Legia i Lech. Jestem bardzo zadowolony z tego, co prezentują obie te ekipy w 2020 roku, bo tak to powinno wyglądać. Dwa najbogatsze kluby są po prostu najlepsze i nie grają na udo, czyli może się uda, a może nie, tylko ich wygrane są absolutnie przekonujące.
Fajna, ofensywna piłka, przy użyciu polskich, często młodych piłkarzy. Nie wiem, czy to chwilowe, czy zaraz jeden z drugim nie zgłupieje i nie rozsprzeda wszystkiego, żeby ściągnąć w to miejsce paru starych Słowaków, natomiast na dzisiaj: jest naprawdę w porządku.
Pierwszy raz od bardzo dawna czekam na mecz Legii z Lechem i pierwszy raz od dawna twierdzę, że to może być niezłe widowisko, które nie skończy się 0:0 czy jakimś nudnym 1:0 w jedną albo drugą stronę.
Co więcej, mam nadzieję, że oba kluby nie zmienią kursu i za chwilę wrócimy do duopolu, który wcześniej trząsł polską piłką. Ekstraklasa tego potrzebuje, to znaczy dwóch konkretnych zespołów, które będą rządzić, a reszta postara się je dogonić. Tylko nie może to być zrobione sztucznie, jak chciał Mioduski: dajcie, dajcie, to będziemy grać. Nie, przewagę trzeba sobie wypracować samemu i wierzę, że Legia z Lechem właśnie to robią.
Według mnie sezon 19/20 skończy się mistrzostwem Legii, ale i wicemistrzostwem Lecha. W czołowej ósemce tylko te dwa zespoły są równe i pewnie tak to zostanie do końca rozgrywek. Czy to będzie mieć przełożenie na puchary? Bardzo wątpliwe, ale być może tym razem nie zremisujemy z mistrzem Gibraltaru, tylko jednak ugramy mocne 1:0 na wyjeździe.