Widzieliśmy już kilka absurdalnych decyzji sędziowskich w tym sezonie. Jakoś w pamięci najbardziej utkwił nad show sędziego Złotka w Bełchatowie. Ale werdykt Bartosza Frankowskiego o nieuznaniu gola dla Wisły w derbach Krakowa winduje go bardzo wysoko w klasyfikacji występów komediowych. Tajemnica tej decyzji wchodzi w szranki z tajemnicą swetra Gruchy z „Chłopaki nie płaczą”.
Naprawdę chcielibyśmy dowiedzieć się – co pan Frankowski widział w tej sytuacji?
My widzimy kilka rzeczy. Widzimy dostojny krok Żukowa przed polem karnym, widzimy krok odstawno-dostawny Peskovicia w bramce, widzimy reklamę Orlenu gdzieś za siatką. Natomiast nie możemy dojrzeć tego, co zauważył sędzia główny. Otóż nasze oczy nie są w stanie dostrzec tu faulu.
Może czas na mocniejsze okulary. Albo w ogóle trzeba przerzucić się na soczewki. Być może nasze telewizory nie obsługują jeszcze takiej jakości obrazu, jaką obsługuje narząd wzroku sędziego Franowskiego. Ale puszczaliśmy to sobie w normalnym tempie, w slow-motion, klatka po klatce i – cholera – trudno nam dostrzec moment przewinienia.
Hebert trzyma się z Rapą za barki, wygląda to jak jakaś rozgrzewka przed tańcem towarzyskim i nagle Rumun podwija nogi. Jakby rozładowały mu się baterie – koniec gry, podłącz zawodnika do ładowarki, wróć za pół godziny.
Tym bardziej kuriozalna jest decyzja Frankowskiego o tym, by podtrzymać pierwotną decyzję. Bo chronologia tej akcji wyglądała tak: Rapa pada, piłka trafia do siatki, Frankowski gwiżdże, sędziowie z wozu wzywają arbitra głównego do telewizora, a ten podtrzymuje decyzję. Czyli koledzy siedzący na VAR słusznie zasugerowali na słuchawkę „Bartek, wiesz co, chyba się pomyliłeś, zerknij sobie na to na ekranie, to będziesz wiedział, pozdro”. A pan Frankowski dostał na tacy sytuację z cyklu „błąd jasny i oczywisty”, po czym stwierdził „nie no, gdzieś tam się trzymają, nie pomyliłem się, mógł być faul”.
Nie chcielibyśmy być w skórze arbitra, gdyby taka sytuacja wypaczyła wynik meczu. Na jego szczęścia Wisła i tak dopięła swego, ale wyobraźmy sobie, że Cracovia doprowadza do remisu i ten nieuznany gol decyduje o rezultacie derbów. Zdajemy sobie sprawę, że w stykowych starciach czasami można się pomylić. Ale nie w tak klarownej sytuacji.
VAR pokazał, że może ratować tyłek sędziego w sytuacji, gdy popełni błąd typu nabrania się na padolino. Nie szukajmy daleko – Puchacz w Białymstoku wywraca się po tym, jak Arsenić położył mu rękę na ramieniu. Wskazanie na wapno, chwila weryfikacji, anulujemy rzut karny. A w Krakowie najwidoczniej zabrakło chęci do przyznania się do błędu.