Styczeń w Ekstraklasie wydaje się spokojny, a w praktyce to mobilizacja: kto zdoła sprowadzić większy zagraniczny szrot? Kto wyszuka w Oberlidze ciekawszego prawego obrońcę, który potem przegra rywalizację nawet z 54-letnim kierownikiem zespołu? Kto znajdzie w Brazylii jedynego człowieka, który nie umie prosto kopnąć piłki? Kto zobaczy na Youtube nowego Marcelo, by potem przekonać się, że znakomite nagranie było efektem wprawy w Magic Movie Maker?
Ku przestrodze w najbliższych dniach będziemy prezentować Szrotowe Jedenastki polskich klubów – najgorsi z najgorszych wśród obcokrajowców, którzy reprezentowali dane barwy. Na początek Legia Warszawa. Zapraszamy.
***
MARIJAN ANTOLOVIĆ (2010-13)
Ach, piękny Marian, pseudonim bojowy “Pokraka”.
Przychodził jako następca Jana Muchy, który wybierał się na podbój Premier League. Antolović uchodził podobno za superhipertalent, sam zapewniał, że pewnego dnia Legia zarobi na nim miliony, bo on pójdzie w wielki świat. Kosztował około pół bańki euro, pensję dostał też solidną – ale w końcu miał 195 cm wzrostu i zagrał w chorwackiej młodzieżówce z Perisiciem!
Problem w tym, że zapisał się tylko wypromowaniem Piecha, który strzelił mu hat-tricka, poza tym również w mediach płakał, że nie on jest problemem, a napastnicy.
Wkrótce trwała saga z wypychaniem pięknego Mariana z klubu, ale on już jakby czuł, że Barca, Real i Manchester United nie ustawiają się w kolejce po jego talenty, więc trzymał się koryta. Były wypożyczenia, zdobywał na nich mistrzostwo Bośni, ale Legia do tych wypożyczeń dopłacała, całego kontraktu Željezničar nie był w stanie przejąć. Marian zgadzał się łaskawie na ewentualne rozwiązanie kontraktu, ale żądał haraczu w postaci miliona złotych.
Chorwat odbił się jeszcze później od jednego poważnego klubu, Hapoelu Haifa, a dziś, w wieku 30 lat, a więc bardzo dobrym dla golkipera, strzeże bramki w północnoirlandzkiej Premiership, reprezentując tam barwy Glentoranu.
INAKI DESCARGA (jesień 2008)
Pierwszoplanowa postać hiszpańskiego zaciągu Mirosława Trzeciaka, w zasadzie tego zaciągu gwiazda. I co tu kryć: to był transfer nie z Segunda B, tylko z La Liga – nie z ławki La Liga, nie z rezerw zespołu La Liga, nie z korytarza zespołu La Liga, tylko z boiska. Jasne, Levante spadło z hukiem, ale typ przed chwilą rywalizował z Raulem, Van Nistelrooyem, Robinho, Eto’o, Messim i Ronaldinho, wcale nie incydentalnie. To był filar drużyny.
Były podstawy by sądzić, że to ktoś, na kim w naszej pszenno-buraczanej lidze będzie można oprzeć defensywę. Miał 32 lata, czyli nie tak znowu mało, ale też jeszcze dość, by w obronie sobie na poziomie pokopać.
A potem co miesiąc gwiazdorska pensja i kontuzje, kontuzje, kontuzje. Hiszpan sam przyznawał, że nigdy nie miał ich tylu, co w Legii. Nie podobało mu się nic: od pogody, po kliniki dentystyczne. Zapamiętany jako nadęty, po polsku nauczył się najprawdopodobniej tylko dwóch wulgaryzmów, “dzień dobry” i “wiesz skąd ja przyszedłem?!”. W grudniu zamiast o jego powrocie na boisko, mówiło się o oskarżeniu korupcyjnym, które nadleciało z Hiszpanii.
Po pół roku zawinął się z Warszawy, rozegrał po drodze trzy mecze, w tym koszmarne spotkanie z Wisłą – na poziom La Liga już nie wrócił.
MARCO SULER
Fot. FotoPyKSuler przychodził jako pewniak reprezentacji Słowenii, facet, który na mundialu w RPA rozegrał o 280 minut więcej niż jakikolwiek polski piłkarz. To w 2012 robiło wrażenie. Podobnie jak to, że przed chwilą grał solidnie w Belgii i to nie w spadkowiczu, tylko w Gencie. Po drodze do Legii była jeszcze runda w Hapoelu, ale wiadomo – gdyby mu w Belgii żarło, to po prostu byłby dla polskiego klubu niedostępny.
Suler kosztował dużo, a zapisał się tylko tym, że popełniał proste błędy – już od sparingów był elektryczny, przytrafiły się wpadki z Metalistem i Borussią. W zasadzie nie zagrał dobrego meczu. Publicznie płakał w mediach, że Urban go wycina, traktuje jak człowieka Skorży i nie chce go nawet porządnie sprawdzić. Więc kwitł nawet w Młodej Ekstraklasie lub rezerwach, wpędzając przy tym księgowego w płacz.
Rozwiązanie kontraktu wyszło mu na dobre – zaliczył występy jeszcze w dwóch edycjach Ligi Mistrzów w barwach Mariboru. Trudno powiedzieć, czy w Warszawie miał akurat całkowity dołek formy czy jednak nie został wykorzystany tak jak powinien.
IVAN OBRADOVIĆ (jesień 2019 – ?)
Przychodził z dobrymi piłkarskimi referencjami. Był na dwóch zgrupowaniach reprezentacji Serbii poprzedzających transfer do Legii, zagrał podczas nich trzy mecze. W Anderlechcie ostatnio nie występował za wiele, ale też kwestią była jego pensja – Serb zarabiał aż osiemset tysięcy euro rocznie, chciano się go pozbyć.
Inną sprawą było jego zdrowie, bo mówimy o graczu, który dwukrotnie zrywał więzadła, stracił z tej przyczyny kilkaset dni, w ostatnim sezonie w Anderlechcie też przyplątywały się do niego urazy. Z tej perspektywy widać było ryzyko.
Ryzyko podjęto i jesień Obradovicia wyglądała spektakularnie:
– Na początek miał nadrabiać zaległości treningowe, bo przyjechał w – delikatnie mówiąc – średnim stanie fizycznym.
– Potem przyplątywały się urazy, na przykład kontuzja przeciążeniowa pleców, co przeszkadzało nadrabiać zaległości fizyczne.
– W przerwach od urazów latał do Hiszpanii na przesłuchania dotyczące ustawienia meczu Levante – Saragossa z 2011 roku (Obradović siedział w tym meczu na ławce).
– Ostatecznie trzy razy usiadł na ławce podczas meczu Ekstraklasy.
– Co przełożyło się na zero minut spędzonych na boisku.
– Aleksandar Vuković w Canal+ powiedział w końcu o Obradoviciu: „Wydawał się idealny. W tej chwili jest rozczarowaniem. Także dla mnie. Kupiliśmy piłkarza, który powinien mieć przed sobą kilka lat dobrego grania. Jednak do tego potrzebna jest ambicja”.
– Obradović gra tylko w rezerwach.
– W tym z meczu Legii II z Piastem Gliwice w Pucharze Polski.
– Trener rezerw jego mecz z Piastem nazwał dyplomatycznie „dyskretnym” i znowu, po tylu miesiącach, pojawiają się kwestie przygotowania fizycznego Serba.
– W styczniu, zamiast potencjalnego nowego otwarcia, Obradović nie jedzie nawet na obóz z pierwszym zespołem.
– Nikt za Obradoviciem nie płacze, na lewej obronie Legia wystawia Karbownika, który i gra świetnie, i każdą minutą spędzoną na boisku podbija swoją wartość transferową.
– Legia ściąga jeszcze Cholewiaka, który może grać na jego pozycji.
– Jeśli ktoś z powodu Obradovicia jednak płacze, to tylko legijny księgowy. Bo przecież nie ma szans, by ten zawodnik miał niską pensję. Prędzej jego zarobki należą do najwyższych w zespole.
– Obradović ma 31 lat i kontrakt do 2021 roku. Wątpliwe, by gdzieś dostał porównywalne pieniądze, bo dziś jego karta jest o wiele słabsza niż pół roku temu. To być może jego ostatnia szansa na grubą kasę.
– Dlatego możliwe, że nie będzie chciał się z Warszawy ruszać, zostanie i zgarnie swoje.
RAPHAEL AUGUSTO (2013/14)
Obok Pablo Dyego jeden z tych, którzy mieli kłaść fundamenty pod współpracę z Fluminense. Na papierze wyglądało to nieźle – Flu do dziadowskich klubów nie należy, kogoś mogą mieć na ławce, kto szczególnie przydatny im nie jest, a fantazją w ESA zrobi różnicę.
Problem w tym, że Fluminense nie wysyłało zawodników z ławki, tylko takich, na których nie postawiłoby nawet, gdyby na stadionie wybuchła epidemia czarnej ospy.
To był zakład z gatunku “low risk, high reward”, ale po prostu nie był na ten poziom. Brazylijczyk w polskiej lidze musi być albo fizolem pierwszej klasy, albo mieć taką technikę, żeby i bez tego robić różnicę – Augusto nie miał ani jednego, ani drugiego. Najlepsze, co zrobił, to udzielił wywiadowi Tomkowi Ćwiąkale.
Wychowałem się w faweli, ale nie tak niebezpiecznej, jak te, które pokazują w filmach. Ale to, co można w nich obejrzeć, to sama prawda. Rocinha, Cidade de Deus (Miasto Boga – przyp. red.) czy Complexo do Alemao to najpopularniejsze dzielnice, moja była zdecydowanie mniejsza. Nigdy nie groziło mi żadne większe niebezpieczeństwo, ale mój przyjaciel z futsalu, Allan, który dziś gra w Udinese, pochodzi z dużo groźniejszej. Czasem, jak do niego chodziłem, to widziałem, jak ludzie do siebie strzelali. Niektórzy umierali na moich oczach. Policja wchodziła tam, kiedy mogła, a widok człowieka z bronią nikogo nie dziwił. Abstrakcja. Ty tego nie zrozumiesz, bo w Warszawie można przejść się ulicą wieczorem, a tam był prawdziwy terror. Mama zawsze mi mówiła, że w dzień mogę robić, co chcę, ale mam być w domu przed dziewiątą. Raz, jak się spóźniłem, bo miałem mecz futsalowy, i wróciłem o jedenastej, to cała ulica była pełna ludzi, bo wszyscy myśleli, że mnie porwano. Dlatego wolałem wracać na czas, żeby mama już nie płakała.
Aktualnie Augusto kursuje pomiędzy brazylijskimi niższymi ligami a rozgrywkami w Indiach.
STEEVEN LANGIL (jesień 2016)
Kompilacja najlepszych zagrań Steevena Langila w Legii Warszawa:
Poza tym cienizna na boisku, jedyny pożytek to przyspieszony kurs “Jak nie budować wizerunku”, Bo Langil publikował filmiki, na których żre KFC, szczeka jak piec, pije i jara przy meczu Ligi Mistrzów, o które przecież w barwach Legii walczył.
Ciut rozjechał się wizerunkowo od tego pozytywnego szału po pianinie, prawda?
Dziś Langil kopie się w Tajwanie.
NACHO NOVO (wiosna 2012)
Wielce udany transfer Ljuboji sprawił, że w Legii postanowiono dalej iść tą drogą: wysupływać spore pieniądze na zawodników, którzy mają zarówno nazwisko, jak i swoje lata, niemniej wciąż są w wieku – jak liczono – przedemerytalnym. Novo lądując w Warszawie miał 33 lata.
Novo spędził sześć lat w Rangers, sięgając tu po tytuły, grając w Champions League, ale też zaliczając długie rajdy w innych rozgrywkach europejskich, bo to choćby po jego karnym The Gers weszli do finału Pucharu UEFA w 2005 roku. Po bankructwie klubu zawinął się do Sportingu Gijon, w którym faktycznie grał – może nie na miarę oczekiwań, ale jednak na tyle, by Javier Clemente jego odejście zimą z walczącego o utrzymanie Gijon skomentował tak:
– Nacho Novo się zesrał – wypalił Clemente po wejściu do szatni. – Jest tu jeszcze ktoś obsrany? Jeśli tak, to niech od razu powie i się wynosi.
Znowu był to jednak transfer do Legii prosto z La Liga i co tu kryć – chyba Legia z takich transferów na dobre się wyleczyła. Novo przychodził do spółki z Ismaelem Blanco, jeden i drugi nie wnieśli więcej niż gracze za jedną dwudziestą ich pensji, więc eksperyment we dwójkę zabili. Skorża próbował bronić Hiszpana, że to kozak na treningach, ale na jego nieszczęście za dobrą grę w treningach nie dają punktów w tabeli.
ROMAN ZUB (1993 rok)
Upadek ZSRR sprawił, że z ligi rosyjskiej masowo uciekano. Niech wszystko powie fakt, że uciekali nawet do Polski, a przecież jaka była ekonomicznie polska liga lat dziewięćdziesiątych wszyscy wiemy: upadające kluby, szalone fuzje, a jednak przyjeżdżali tu nawet tacy goście jak Anatolij Demianienko, który przyszedł do Widzewa jako były wicemistrz Europy i kapitan radzieckiej kadry.
Legia też postanowiła tu szukać szansy i tak do Warszawy przyjechał Roman Zub, wychowanek Dynama Kijów, a który miał niezłe sezony w Wołyniu Łuck. Podpisał trzyletni kontrakt, ale w Legii zagrał tylko dziesięć meczów, a zapisał się wyłącznie tym, że udowodniono mu stosowanie testosteronu – Ukraińca zawieszono na rok, a Legii groził wtedy walkower na walkowerze. Ostatecznie udało się ich uniknąć, Legia wygrała ligę, ale finał sezonu 92/93 to osobna opowieść.
EDUARDO (sezon 2018/19)
Czy był w Ekstraklasie piłkarz z lepszym CV?
Salenko – OK, król strzelców mundialu, ale tak naprawdę i tego mundialu gwiazdka, co turniej takie mamy, kariera klubowa przeciętna. Amaral pykał coś w Fiorentinie złotych czasów Serie A, Kapo był w Juve… Konkurencja jest, bo Eduardo, choć miał świetny moment w Arsenalu, tak został wyhamowany przez uraz, ale takich co grają ponad 60 meczów w kadrze Chorwacji i wymiatają w Szachtarze za wielu u nas nie ma.
Problem w tym, że przychodził do Warszawy jako piłkarz 35-letni. Piłkarz, który nic nie pokazał wcześniej w Atletico Paranaense, w zasadzie po takim epizodzie w tym klubie, po którym powinien skończyć karierę. Ale pojawił się złotousty Romeo, wyciągnął dłoń i Eduardo za spore pieniądze objaśniał cierpliwie kibicom przy Łazienkowskiej co to znaczy być cieniem niegdyś dobrego piłkarza.
Sukcesy?
Wywalczył karnego w Lubinie.
Gratulujemy.
MIKEL ARRUABARRENA (jesień 2008)
Jeden z najsłynniejszych cytatów polskiej piłki:
– Możecie sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę.
Mirosław Trzeciak naprawdę wierzył, że to będzie Gość. Pewnie Arru nie był tak słaby, jak pokazał to w Legii, skoro lata później miał jeszcze udany epizod w La Liga w barwach Eibaru, którego był też przez pewien czas kapitanem. Nawet w Warszawie mówiło się, że piłkarsko nie jest źle, ale jego wielkim problemem była psychika. Nie potrafił znieść presji, niszczyła go.
Tak mówił w lipcu, zaraz na początku sezonu: – Wkurza mnie, że jestem w Polsce dopiero od kilku tygodni, a już wszyscy mają do mnie pretensje, bo nie zdobyłem jeszcze tuzina goli. Ludzie! Przecież to nienormalne. Ale i tak wiem, co potrafię i jestem pewien, że będę tu strzelał. I to sporo!
Tu z kolei Urban: – Widać, że Arru sam wywiera na sobie wielką presję. Miał kilka dogodnych sytuacji w meczach i przestrzelił. To przekłada się nawet na zajęcia treningowe. Rozmawiałem z nim i mam nadzieję, że szybko zacznie dawać sobie radę z tą odpowiedzialnością. Widać, że chce wziąć zbyt dużo na siebie, a to przynosi odwrotne skutki. Gra nerwowo, niedokładnie i podejmuje złe decyzje w nieodpowiednich momentach. Widać jednak, że bardzo chce. Każde złe zagranie czy strata piłki wywołuje u niego duże nerwy.
Oczekiwano od niego że będzie liderem ofensywy, tymczasem najpierw marnował seryjne okazje z Gomel, za co zebrał gwizdy i chyba już się po tym całkowicie zaciął. Trafiał tylko w Młodej Ekstraklasie i osławionym Pucharze Ekstraklasy. Gra w Legii go przerosła.
Od cienia Lewandowskiego nigdy się nie uwolni, nawet Marca robiła o nim reportaż w tym kontekście.
DANIEL CHIMA CHUKWU (2017 rok)
Walka o Ligę Mistrzów sezonu 13/14. U Norwegów wyróżnia się Daniel Chima Chukwu, strzela nawet legionistom bramkę, imponuje nieprzewidywalnością, siłą. Każdy kibic Legii po tamtym meczu chętnie spakowałby Chukwu do legijnego autobusu.
Jak to się jednak ładnie mówi: uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić.
Chukwu przychodząc do Legii miał za sobą dwa sezony w Chinach, w tym jeden na zapleczu, ale w obu regularnie strzelał. Podpisał 3.5 roczny kontrakt. Był w dobrym piłkarsko wieku – 25 lat, jeszcze perspektywa więc na sprzedaż. Wydawało się, że Legia ma kozaka.
Nie strzelił ani jednej bramki, nie licząc bramek w rezerwach ze Świtem Nowy Dwór.
Ale pamięć o nim przetrwa dzięki anegdotom: najpierw doznał kontuzji przez źle dobrane buty, co jest jedną z ciekawszych przyczyn kontuzji w historii polskiej ligi. Jacek Magiera opowiadał – naprawdę – że Chukwu przez dwa tygodnie zakładał buty za małe o numer i przez to wypadł na miesiąc. Wdał się stan zapalny, nie mógł biegać na obozie – a mówimy o graczu, który miał pensję 700 tysięcy euro rocznie. Później Chukwu nie dotarł na trening Legii, bo wbił w nawigacji “stadion” i ruszył, zamiast na Legię dojeżdżając na stadion Narodowy.
Ostatnio widziany w drugiej lidze chińskiej, gdzie strzela zupełnie regularnie.
ROMAN ORESZCZUK (1998-99)
Postać bez mała legendarna. Według sławnej historii, miał zostać wygrany przez dyrektora Mazurka w karty przy okazji meczów Spartaka z Legią. Chyba lepiej, by ta legenda była prawdą, bo według innej wersji Oreszczuk miał kosztować 400 tysięcy dolarów, a przyjechał z taką nadwagą, że podobno pierwsze pół roku odżywiał się głównie sałatą i wodą. Zapamiętany jako piłkarz tak drewniany, tak nieprzystający do ówczesnych celów Legii, że samo jego wpuszczenie na boisko wywoływało na trybunach salwy śmiechu.
Jerzy Kopa miał powiedzieć o Oreszczuku, że zagra dopiero jak ktoś ze składu umrze.
Strzelał później w niższych ligach rosyjskich. Dobrze odnalazł się w życiu po karierze, działając na rynku menadżerskim, współpracując choćby z Mariuszem Piekarskim.
***
Ile waszym zdaniem osiągnęłaby jedenastka: Antolović – Descarga, Obradović, Suler – Augusto, Novo, Zub, Eduardo – Arruabarrena, Chukwu, Oreszczuk?
O kim jeszcze moglibyśmy z różnych przyczyn wspomnieć? Lista nazwisk jest długa: Stanford, Ghanem, Balde, Mauricio, Hildeberto, Kelhar, Knezević, Tito, Gusnić, Nuhi, Ogbuke, Ohayon, Salinas, Aleksandrow, Augusto, Junior, Philipps, Pasquato, Agra, Garcia, Gottwald, Yahaya, Fangzhuo, Mezenga, Blanco, Necid, Sadiku.