Który zespół drybluje najczęściej, a który najwięcej dośrodkowuje? Kto najlepiej walczy w powietrzu, a kto zablokował najwięcej strzałów? Kto jest najlepszym dryblerem ligi, kto strzela ponad to, co wykreują mu koledzy? Zebraliśmy najciekawsze, najbardziej zaskakujące i najbardziej intrygujące statystyki po 20 kolejkach Ekstraklasy.
Korona i ŁKS szukają skuteczności
Klubem wyciskającym najwięcej ze swoich okazji strzeleckich była jesienią Wisła Płock, która według statystyk ma największą pozytywną dysproporcję między expected goals a golami rzeczywiście strzelonymi. Współczynnik goli oczekiwanych wielokrotnie już opisywaliśmy na Weszło, ale powtórzmy dla tych, którzy nie kumają tego algorytmu – xG szacuje szansę na zdobycie bramki na podstawie miejsca oddania strzału, liczby zawodników stojących na linii uderzenia i kilku podobnych czynników. Wisła miała jesienią xG na poziomie 21,59 (czyli w “idealnym” świecie zdobyłaby 21 goli), tymczasem wycisnęła z tego 25 bramek.
Na drugim biegunie jest… nie, nie ŁKS, czego trochę się spodziewaliśmy. Najmniej ze swoich strzałów osiąga Korona Kielce – kielczanie zdobyli jesienią ledwie dwanaście goli, choć współczynnik bramek spodziewanych mieli na poziomie 23,04. Czyli gdyby skuteczność była lepsza, to ekipa Mirosława Smyły powinna strzelić dwukrotność tego, co faktycznie ustrzeliła. ŁKS jest pod tym względem drugi – xG 29,09 i tylko 20 goli strzelonych.
Dośrodkovia, Dryblech Poznań i Podań Szczecin
Totalnie nie zdziwiła nas statystyka dośrodkowań, bo na to, że Cracovia pod tym względem rozbije bank, moglibyśmy stawiać domy. Średnio drużyny Ekstraklasy wykonały w tych 20 kolejkach 320 wrzutek, tymczasem Pasy odstawiają stawkę wyraźnie – w pierwszej części sezonu zawodnicy Michała Probierza podjęli aż 414 prób wrzutek. Najmniej – tu też bez zaskoczeń – ma ŁKS, 250 dośrodkowań.
Siłą rzeczy piłkarze Cracovii najrzadziej w lidze dryblują (średnio 19,17 zwodów na mecz), natomiast zdecydowanie ponad ligę wyrasta pod względem liczb dryblingów Lech Poznań (33,15 na mecz, 716 ogółem). Statystyki dryblingów w Lechu solidnie nabijają obaj podstawowi skrzydłowi, czyli Kamil Jóźwiak i Tymoteusz Puchacz (obaj ponad sto zwodów jesienią, Jóźwiak jest pod tym względem trzeci w lidze). To także Lech przoduje w statystyce rajdów progresywnych, czyli w przesuwaniu piłki bliżej bramki rywala sprintem, dryblingiem, a nie podaniem.
Cracovia stwarza sobie szanse wrzutkami, Lech bazuje na dryblingach, a kto najczęściej wchodzi w trzecią tercję boiska podaniami? Pogoń Szczecin. Po Portowcach widać wyraźnie pomysły Kosty Runjaica na granie – w meczach szczecinian widać jak na dłoni, że próżno u nich szukać chaotycznego pałowania piłek na aferę. Skrzydłowi garną się do rajdów, ale zasadniczo cała koncepcja rozgrywania akcji skupia się na regularnym dogrywaniu piłki po ziemi w okolice pola karnego. Druga pod względem piłek zagranych w tę strefę boiska jest Legia, na szarym końcu Wisła Płock.
Krakowska piłka – intensywna piłka
Dość ciekawą statystyką jest współczynnik intensywności pojedynków, czyli suma pojedynków, odbiorów i przechwytów w przeliczeniu na minutę. Generalnie Ekstraklasa jawi nam się jako liga, gdzie walka o piłkę trwa permanentnie – non stop ktoś ją traci, co chwilę ktoś komuś wjeżdża w tryby, kibice krzyczą, by piłkarze zapierdalali, a nie kreowali sobie szanse strzeleckie. Ale trzeba pamiętać o drugiej stronie medalu – w Polsce piłka często jest poza grą, efektywnego czasu gry jest stosunkowo mało, więc intensywność przez to spada i mecze czasami wyglądają po prostu obrzydliwie nudno.
Najwyższy współczynnik intensywności pojedynków mają Wisła Kraków (7,6) i Cracovia (7,2). Najniższy Wisła Płock (5,8). Nie wiemy już która to statystyka, w której płocczanie są najsłabsi w lidze. Są dwie opcje – albo liczby nie potrafią uchwycić jakości zespołu Radosława Sobolewskiego, albo po prostu mieli farta, że wyciągnęli i tak przyzwoity wynik punktowy.
Niezgoda strzela ponad stan, Janża przedzielił rozgrywających
Sporo ostatnio pisze się o tym, że Igor Angulo mógłby zastąpić w Warszawie Jarosława Niezgodę, gdyby Legia opędzlowała na zachód najlepszego strzelca jesieni. Hiszpan to wciąż uznana marka w lidze, natomiast widać gołym okiem, że nie jest już tak sterylnie skuteczny jak to miało miejsce jeszcze rok czy dwa lata temu. Znów wracamy do expected goals – Angulo miał jesienią xG na poziomie 11,46 i strzelił z tego dziewięć goli. Dla porównania Niezgoda jest po tym względem najlepszy w lidze – pod względem wyciskania ponad stan tego, co tworzą mu koledzy. Do przerwy zimowej zdobył czternaście bramek, choć xG w jego przypadku wyniosło tylko 8,51.
Istnieje jednak też coś takiego, jak expected assists, czyli spodziewane asysty. Doskonale wiecie o czym mowa, gdy po którymkolwiek meczu powiedzieliście “Iksiński miałby dzisiaj dwie asysty, ale koledzy mu je ukradli”. A czasami pomocnik poda na trzy metry do kolegi na środku boiska, ten przebiegnie z piłką całą połowę i sieknie w okienko, a asysta liczy się tak, jakby tenże pomocnik zrobił za strzelca połowę roboty. Dlatego dość ciekawym algorytmem jest właśnie xA. Pod względem spodziewanych asyst najlepszy w lidze jest Dominik Furman (5,93 xA, cztery asysty), za jego plecami są Filip Starzyński (5,44 xA), Darko Jevtić (5,27 xA) oraz Erik Janża (5,00 xA), który jako jedyny z czołówki nie jest środkowym pomocnikiem.
Boczni obrońcy – maszyny do wrzutek
Nie ma zaskoczenia w tym, że najczęściej dośrodkowującym piłkarzem pierwszej części sezonu był zawodnik Cracovii – Cornel Rapa wykonał aż 124 wrzutki, czyli… połowę tego, ile cały ŁKS. Za plecami Rumuna są Alan Czerwiński (115) oraz Dino Stiglec (103). Generalnie czołówka tego zestawienia dość jasno pokazuje, że dzisiaj umiejętność dobrego dorzucenia piłki z flanki bardziej przyda się bocznym obrońcom niż skrzydłowym, bo ci drudzy zdecydowanie częściej muszą wchodzić w pojedynki, stwarzać przewagę na skrzydłach i ścinać z akcjami do środka, a nie napinać czwóry i kopać ile się da w pole karne. Co ciekawe – żaden z TOP3 z najczęściej dośrodkowujących piłkarzy w lidze nie jest w czołówce pod względem skuteczności tych wrzutek. Najcelniej w Ekstraklasie dogrywają Kirkeskov, Kun oraz Kozulj.
Jóźwiak najlepiej drybluje
Przed ostatnią kolejką zeszłego roku pisaliśmy większy tekst o problemie drenażu Ekstraklasy z dobrych skrzydłowych. TUTAJ całość. Wnioski były niepokojące, bo większości z najlepiej dryblujących piłkarzy ostatniego sezonu w lidze już nie ma, a liczba wykonywanych rajdów z piłką sukcesywnie spada z sezonu na sezon. Tym bardziej doceniamy takiego Kamila Jóźwiaka, który nie tylko lubi kiwać, ale i umie to robić. Częściej próby dryblingów podejmują od niego Jesus Jimenez (145) oraz Michał Mak (150), natomiast robią to z gorszą skutecznością – odpowiednio 51 i 57% udanych dryblingów. Jóźwiak natomiast kiwa często (138) i ma relatywnie wysoki procent udanych prób zwodów (64,5%).
Puenta jest jednak taka, że dla Jóźwiaka jesień była ostatnią rundą spędzoną w Ekstraklasie. Albo przedostatnią. I znów trzeba szukać następców, których jest coraz mniej.
Muhar i Łabojko walczą najwięcej
Z lekkim uśmiechem przyjęliśmy fakt, że najwięcej pojedynków w pierwszej części sezonu stoczył Karlo Muhar. Od razu przypomniały nam się słowa Tomasza Rząsy, dyrektora sportowego Lecha, który bronił Bośniaka – grającego słabo i popełniającego błędy prowadzące do utraty bramek – że nie dostrzega się pozytywów w grze nowego nabytku Kolejorza. Sęk w tym, że może i Muhar często walczy o piłkę, ale z mocno przeciętną skutecznością. Pomocnik poznaniaków stoczył 195 pojedynków, ale wygrał tylko 52%. Tuż za jego plecami jest Jakub Łabojko ze Śląska – 182 pojedynki, 51,5% skuteczności.
Pod względem skuteczności wyróżniają się za to stoperzy Legii – na podium najtrudniejszych do zdominowania zawodników w zwarciu znajdują się bowiem Igor Lewczuk (70%) i Mateusz Wieteska (72%). Trójkę uzupełnia Ivan Marquez z Korony (71%).
Skoro już przy walce jesteśmy – Tomas Petrasek najczęściej walczył o piłkę w powietrzu, ale od tego przecież jest. Dwumetrowiec z Rakowa aż 208 razy wyskakiwał do głowy (chociaż zastanawiamy się, czy aby na pewno wyskakiwał, bo przecież z wieloma rywalami wygrałby główkę na stojąco). Gdyby tak stworzyć duet stoperów – Petrasek i Augustyn? Obrońca Lechii jest bowiem do nie do zdarcia w pojedynkach główkowych we własnym polu karnym – wygrał aż 76% takich starć. Wyobraźcie sobie, że Michał Probierz dostałby ich dwóch do Cracovii. Obaj na szpice, na skrzydła Rapa i Pestka, licznik wrzutek przekręcony na lewą stronę.
Ciekawostką jest też fakt, że żaden inny piłkarz nie zablokował tylu uderzeń na bramkę, co Michał Nalepa (ten z Lechii). 25 razy bramkarze gdańszczan mogli sobie odpuścić interwencję, bo Nalepa znalazł się na linii strzału. Bodyguard.
Dziesiątki dzielą się w klasyfikacjach podań
Przeglądanie klasyfikacji najlepiej podających zawodników to obracanie się w gronie tych samych nazwisk. Starzyński, Jevtić, Starzyński, Tiba, Martins, Ramirez, Jevtić… Właściwie każda statystyka wszelakich podań należy do nich.
Najwięcej zagrań w trzecią tercję boiska ma właśnie Starzyński przed Golem, Martinsem i Tibą. Najwięcej zagrań prostopadłych wykonuje Jimenez (Górnik wygrywa klasyfikację drużynową), przed Ramirezem i Starzyńskim. Najwięcej podań kluczowych ma – tu zaskoczenie – Czerwiński przed Starzyńskim i Ramirezem, a najwięcej “smart passes” ma Ramirez przed Jevticiem, Tibą i Starzyńskim.
Steinbors i jego pełne ręce roboty
Zdecydowanie ze wszystkich bramkarzy najwięcej roboty miał w pierwszej części sezonu Pavels Steinbors. Łotysz często był pomijany w klasyfikacjach najlepszych golkiperów rundy, ale to on zatrzymał w tych dwudziestu kolejkach najwięcej uderzeń – aż 106. Poniżej setki i za plecami bramkarza Arki znaleźli się Matus Putnocky (80) oraz Michał Buchalik (75). Przewaga Steinborsa jest zatem dość wyraźna.
Intrygująca jest za to statystyka interwencji na przedpolu. Najczęściej linię bramkową opuszczał Dante Stipica, który wyprzedził Thomasa Daehne i Martina Chudego.
Jedenastka 20 kolejek według statystyk i algorytmów: Stipica – Czerwiński, Jablonsky, Jędrzejczyk, Janża – Ramirez, Imaz, Jevtić, Jimenez – Gytkjaer, Felix.
fot. FotoPyk