Mamy jakieś koszmarne deja vu w Niewydrukowanej Tabeli. VAR znów został użyty w niewłaściwy sposób, bo nie w sytuacji błędu “jasnego i oczywistego”, Mladenović znów zachowuje się jak dzban, ale ostatecznie w kolejce nie musimy weryfikować żadnego rezultatu. Z jednej strony nas to cieszy, bo sędziowie znów nie wypaczyli żadnego wyniku, ale też liczba trzech błędów w kolejce przy wideoweryfikacji nie sprawia, że na zakończenie roku bijemy arbitrom brawo.
Zaczynamy od meczu, w którym kontrowersji było mnóstwo, czyli z ostatniego w tym roku starcia w Zabrzu. Na szczęście nie weryfikujemy żadnego zdarzenia, choć pierwszy karny dla Jagiellonii został naszym zdaniem podyktowany niesłusznie. Nie widzimy tam przewinienia Wiśniewskiego na Bidzie, natomiast w ostatecznym rozrachunku wyszło, że oliwa sprawiedliwa, a goście wapno zmarnowali. Drugi karny – dla nas słuszny. Trzeciego karnego po domniemanym faulu Ściślaka natomiast byśmy nie dyktowali. Czyli – tak na koniec dnia – mecz bez weryfikacji.
Weryfikacje są za to dwie ze starcia Rakowa z Lechią. Tam naszym zdaniem Lechia powinna kończyć mecz w dziesiątkę po tym, jak Filip Mladenović w jednej akcji powinien dostać dwie żółte kartki. Najpierw za SPA, czyli przerwanie korzystnie zapowiadającej się akcji:
A następnie za pociśnięcie “z byka” Petraskowi:
Nie wiemy, czy sędzia tego drugiego przewinienia nie widział, czy po prostu był pobłażliwy. Tak czy siak – popełnił błąd. Pisaliśmy już o tym ostatnio, ale strasznie mierzi nas zachowanie Serba na boiskach Ekstraklasy. Wiecznie dążący do konfliktu – z rywalami, z sędziami, z kimkolwiek kto się tylko nawinie. Lechii proponujemy wysłać go na jakiś kurs panowania nad emocjami. Sędziom natomiast sugerujemy, by byli do bólu konsekwentni w temperowaniu obrońcy gdańszczan.
Lechia grałaby w osłabieniu przez więcej niż 20 minut, zatem dopisujemy rywalom gola, ale i zaraz tego gola zabieramy, bo w naszej opinii karnego dla beniaminka być nie powinno. Chodzi nam o starcie Peszki z Babenką. Pomocnik Lechii faktycznie kładzie rękę na barku przeciwnika, ale ani nie ściąga go za koszulkę, ani nie dociska do ziemi, ani nie obraca… No nie jest to kontakt powodujący upadek.
Właściwie analogiczną sytuację oglądaliśmy w pierwszej połowie tamtego spotkania, gdy Skóraś dopiero po chwili od kontaktu z nogą Malocy zorientował się, że może z tego wyciągnąć rzut karny. Na szczęścia sędzia nie dał się na to nabrać. Musimy rozróżnić bowiem dwie rzeczy – kontakt rywali powodujący upadek i taki kontakt, który do upadku nie prowadzi. W sytuacji Maloca-Skóraś widzimy draśnięcie pomocnika Rakowa przez przeciwnika, ale na zwolnionym tempie widać klarownie, że do wychowanka Lecha dopiero po chwili dochodzi informacja, że “hej, dotknął cię, weź się przewróć, może sędzia wskaże na wapno”.
Weryfikujemy też gola po rzucie karnym dla ŁKS-u w starciu z Wisłą Kraków. Po prostu ręki Janickiego przy tym zagraniu nie widzimy. Nawet jeśli kontakt piłki z ręką był (obejrzeliśmy kilkanaście powtórek na slow-motion i go nie widzimy, piłka raczej odbija się od klatki piersiowej), to obrońca “Białej Gwiazdy” robi wszystko, by tego kontaktu uniknąć. Chowa ręce za siebie, nie wykonuje ruchu do piłki, w dodatku zagranie przez rywala ma miejsce z bliska i z dużą siłą. No nie można karać piłkarzy za to, że mają ręce, bo zaraz ci będą wychodzić z kończynami przyklejonymi do tułowia.
W dodatku ta sytuacja znów pokazuje, że sędziowie wykraczają poza protokół VAR i go naciągają. Czy w tej sytuacji wideoweryfikacja była w ogóle potrzebna? Błąd nie jest z gatunku “jasnych i oczywistych” (początkowo sędzia kazał grać dalej), więc nie rozumiemy po co w ogóle do tego wracać.
Pozostając przy tym meczu – niektórzy mieli wątpliwości, czy Juraszkowi na pewno należała się czerwona kartka za faul na Brożku, bo wokół faulującego byli jeszcze zawodnicy asekurujący stopera łodzian. Ale ta stop-klatka mówi wszystko – napastnik Wisły świetnie zabiera się z piłką, ma za plecami trzech rywali, a przed sobą tylko bramkarza. Klasyka DOGSO, słuszne wykluczenie.
I już tak poza schematem Niewydrukowanej podrzucamy faul Gnjaticia z meczu z Pogonią. Chyba najbardziej paskudne wejście rundy, które jakimś szczęśliwym trafem nie skończyło się złamaniem nogi rywala. Natomiast ciekawi nas inna rzeczy – otóż ile meczów zawieszenia dostanie Gnjatić, skoro tydzień temu Jablonsky z Cracovii za smyrnięcie Djuranovicia w dupsko dostał trzy mecze pauzy.