Kiedy sędzia prowadzący dzisiejsze spotkanie Arsenalu z Manchesterem City zakończył gwizdkiem pierwszą połowę gry, przez trybuny Emirates Stadium przetoczyło się potężne buczenie. Wymierzone w drużynę gospodarzy, nie w stronę gości. “Obywatele” niczym sobie nie zapracowali na niechęć widzów – oni po prostu zrobili swoje. Walnęli trzy sztuki; “Kanonierzy” to już inna historia. Trzeba tu użyć mocnych słów – piłkarze Arsenalu zwyczajnie się dziś skompromitowali i zostali całkowicie zdeklasowani przez The Citizens. Druga połowa tego meczu była właściwie zbędna. Podopieczni Pepa Guardioli do tego stopnia górowali klasą nad Arsenalem, że na żaden sensacyjny comeback nie było najmniejszych szans. A przyjezdnym niespecjalnie chciało się kopać i tak już leżącego przeciwnika. Grudzień w Premier League to okres ciężkiej orki, trzeba gromadzić energię.
Jasne, że w futbolu zdarzają się różne cuda i nieprawdopodobne zwroty akcji. Ale ten dzisiejszy Arsenal naprawdę nie był zdolny do żadnego zrywu. Londyńska ekipa była bowiem gorsza od przeciwników o pięć klas nie tylko pod kątem czysto piłkarskim. Ustępowała też aktualnym mistrzom Anglii jeżeli chodzi o szeroko rozumiane cechy wolicjonalne. To goście naciskali. To goście byli pazerni. To goście byli agresywni. To goście dopadali do bezpańskich piłek. To goście podkręcali tempo. “Kanonierzy” liczyli tylko na najniższy wymiar kary.
To nie zawsze tak działa, ale czasem wiele można wyczytać ze statystyki fauli. Piłkarze City sfaulowali dziś przeciwników aż 25 razy. Zawodnicy Arsenalu przewinili natomiast tylko dziewięciokrotnie. Oddali ten mecz walkowerem, w sumie to nawet wynik się zgadza.
Wymownym podsumowaniem całego spotkania był obrazek z doliczonego czasu gry. Podopieczni Pepa Guardioli, myślami byli już przy kolacji, więc Arsenalowi nadarzyła się okazja do kontry. I co? I skończyło się podaniem w aut. Adresat zagrania próbował jeszcze wyhamować w biegu i przechwycić niedokładnie posłaną piłkę, ale poślizgnął się i wylądował na tyłku.
Wisienka na torcie dzisiejszego blamażu.
Ostatecznie piłkarze Manchesteru City wygrali dzisiaj 3:0, choć gdyby byli trochę skuteczniejsi i bardziej zmotywowani po przerwie, spokojnie mogli swój dorobek bramkowy podwoić. Jako się rzekło, rezultat został ustalony już w pierwszej połowie. Która miała jednego, wielkiego bohatera. O wszystkich zawodnikach The Citizens możemy dziś generalnie pisać w samych superlatywach, bo zdominowali przebieg spotkania w stu procentach, ale Kevin De Bruyne jednak wyróżniał się nawet na tle świetnie dysponowanych partnerów. A beznadziejnie dysponowanych gospodarzy Belg po prosu ośmieszał. Drybling, balans ciała, otwierające podania, strzały z dystansu – wychodziło mu dzisiaj prawie wszystko. Wynik meczu otworzył już w drugiej minucie, wykorzystując świetne dogranie Gabriela Jesusa. Obrońcy Arsenalu pozostawili De Bruyne bez krycia w centrum pola karnego, a on huknął pod samą ladę, że prawie urwało siatkę.
Druga bramka wpadła po strzale Raheema Sterlinga, a De Bruyne tym razem zabawił się w asystenta – jednego rywala nawinął, drugiemu uciekł, wreszcie – doskonale wstrzelił piłkę w pole bramkowe. Prosto do niepilnowanego Sterlinga. Defensorzy Arsenalu zajmowali się dzisiaj wszystkich, tylko nie kryciem piłkarzy Manchesteru City. Trzeci gol to już solowy popis belgijskiego gwiazdora – precyzyjny strzał zza pola karnego, Bernd Leno bez szans.
Niemiec robił dzisiaj wiele, żeby utrzymać swój zespół przy życiu, ale z takimi parodystami w obronie nic nie mógł poradzić na kapitalnie dysponowanych gospodarzy. Na pocieszenie pozostała mu jedna niezwykle efektowna robinsonada, która pozbawiła De Bruyne hat-tricka.
Trudno powiedzieć, czy to Arsenal był aż tak słaby, czy Manchester aż tak mocny. Z całym jednak szacunkiem dla wybornej formy gości – raczej to drugie. W zespole Fredrika Ljungberga nie działało po prostu nic. Wystąpiły dzisiaj na Emirates Stadium dwa wielkie, utytułowane kluby, ale tylko jeden prawdziwy zespół. Ciężkie czasy przed kibicami “Kanonierów. Wiele wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości jeszcze przyjdzie im wybuczeć swoją drużynę jeszcze wiele, wiele razy.
Arsenal FC 0:3 Manchester City (K. De Bruyne 2′ 40′, R. Sterling 15′)