To raczej nie będzie gratka dla fanów dobrego futbolu. Nie spodziewajmy się cudów. Mecz Arki Gdynia z Wisłą Kraków stanie się starciem na szczycie, tylko w momencie, kiedy dla zabawy odwróci się tabelę. Nie ma gwarantuje ani specjalnej frajdy, ani bogatych przeżyć estetycznych, ale oglądać się go będzie z ciekawością z jednego prostego powodu – kto wygra, ten wynurzy się choćby na moment ponad powierzchnie. Oba zespoły przypominają topielca, który myśli tylko o tym, żeby choć na chwilę wynurzyć się na taflę wody i zaczerpnąć życiodajnego powietrza. Przyjrzeliśmy się temu, co doprowadziło te kluby do tak rozpaczliwego stanu rzeczy.
***
Maciej Stolarczyk przez długi czas wydawał się facetem twardo stojącym na ziemi. Konsekwentnym, przewidującym, budującym, kompetentnym. Problem w tym, że umiejętności najlepiej weryfikują kryzysy, a o kumulacji wszystkich nieszczęść w Wiśle Kraków możemy mówić dopiero teraz. Tym samym od kilku tygodni obraz szkoleniowca ekipy z ulicy Reymonta uległ zmianie. Może nie jakiejś diametralnej, ale na pewno widocznej.
Podopieczni 47-latka zawodzili na wszystkich frontach, przegrywali kolejne mecze, a on sam znalazł się na ruszcie całej piłkarskiej Polski, co znacznie wpłynęło na wyeksponowanie pewnych głupot, które zdarzyło mu się odpalić. Najpierw w dziwny sposób zaczął oceniać potencjał swojego zespołu, ostatnio palnął swoją głupotę o funkcjonowaniu VAR-u po porażce z Rakowym, a na dokładkę, gdy już wszystko waliło się i paliło stwierdził, że nie widzi w lidze trzech drużyn lepszych od jego Wisły.
No cóż, doszło do tego, że my widzieliśmy piętnaście takich zespołów. Skąd wynikały największe problemy Wisły?
Problemy kadrowe
Przez półtora roku kadencji Stolarczyka na stanowisku szkoleniowca Wisły Kraków ani razu nie miał on do dyspozycji wszystkich swoich zawodników. Cały czas ktoś pauzował, ktoś leczył kontuzję, ktoś znajdował się w okresie rehabilitacji, ktoś był poza formą i potrzebował czasu na odbudowanie. Nigdy sztab szkoleniowy nie mógł pozwolić sobie na zebranie optymalnego ustawienia, bo jeśli któryś z zawodników akurat wyzdrowiał, to zazwyczaj wypadł następny. I tak w kółko.
Mecz z Arką będzie pierwszym w tym sezonie, kiedy wszyscy zawodnicy Wisły, nawet Kuba Błaszczykowski, będą zwarci i gotowi, żeby wybiec na boisku. Sytuacja warta odnotowania.
Brak trafionych letnich wzmocnień
Zasadniczy i częsty problem. W czasie letniego okna transferowego Wisła poszła w ilość, a nie jakość. Do klubu przyszło dziewięciu nowych zawodników, ale o żadnym, ale to żadnym z nich, nie można powiedzieć, że okazał się jednoznacznie trafionym wzmocnieniem. Przyzwoite momenty miewa jedynie Michał Mak, ale to od dłuższego czasu nie jest zawodnik, który należy do czołówki skrzydłowych PKO Bank Polski Ekstraklasy.
Swoje szanse, pod nieobecność Vullneta Bashy, dostawał też Jean Carlos Silva, ale serdecznie życzymy sobie, żeby jak najmniejsza liczba takich zawodników przyjeżdżała do nas z Hiszpanii. Przeciętniak. Mimo wymarzonego debiutu, nie sprawdza się też Chuca, który do bramki z Górnikiem, dołożył jeszcze asystę z Jagiellonią, ale w żadnym późniejszym meczu nie potwierdził potencjału, który wykazywał.
Pojedyncze występy Dawida Szota, Damiana Pawłowskiego i Przemysława Zbybowicza pokazały, że dla nich jeszcze może nieco za wcześnie na sensowne prezentowanie swoich talentów na murawach najwyższego poziomu rozgrywkowego w Polsce, a Rafał Janicki i David Niepsuj każdym swoim kolejnym błędem w defensywie potwierdzają, że w ich wypadku należy mówić o pierwszorzędnym partactwie.
Dziurawa obrona
Wisła dysponuje drugą najgorszą defensywą w lidze. Gorszy jest tylko ŁKS. 25 straconych goli w 14 meczach to absolutny skandal, ale też niespecjalnie zaskoczenie, bo tak jak Maciej Sadlok potrafi jeszcze wznieść się na elementarną solidność, tak po elektrycznych Burlidze i Klemenzie, przestarzałym Marcinie Wasilewskim i beznadziejnym duecie Janicki-Niepsuj, w tym momencie ich kariery, nie można było spodziewać się niczego innego niż łapanie się za głowę po kolejnych niefrasobliwościach.
I to nawet trudno wskazać, które elementy gry w obronie szwankują najbardziej. Po odejściu Radosława Sobolewskiego, który w Krakowie zajmował się organizacją stałych fragmentów gry, ten element strefowej defensywy zawodził permanentnie i regularnie, ale to tylko jeden z wielu problemów Wisły. Niech najlepszym dowodem na to będzie fakt, że w pewnym momencie Stolarczyk posunął się do przesunięcia na prawą obronę Rafała Boguskiego, który w żadnym stopniu nie był na to przygotowany.
Uzależnienie od Brożka i Błaszczykowskiego
W tym sezonie jeszcze taka sytuacja się nie zdarzyła, ale kiedy zdrowy jest duet Brożek-Błaszczykowski, to Wisła dysponuje jednym z najlepszych napastników i jednym z najlepszych skrzydłowych ligi. Obaj, mimo słusznego wieku, potrafią zrobić różnicę. Pokazała to poprzednia kampania, gdy Kuba Błaszczykowski wielokrotnie na własnych barkach ciągnął swój zespół i początek tej, gdy Paweł Brożek przeżył tysiąc dwieście pięćdziesiąty kolejny renesans formy i zasygnalizował walkę o koronę króla strzelców.
Problem w tym, że wiek i wielki bagaż doświadczeń wiąże się również z tym, że nie można od nich wymagać nieskazitelnego zdrowia. I na tym cierpi Wisła, która w składzie nie ma ani jednego skrzydłowego klasy Błaszczykowskiego i ani jednego napastnika godnego, by chociaż wiązać sznurówki Brożkowi. Takie uzależnienia od pojedynczych graczy nigdy nie wychodzą na dobre.
***
Abstrahując od wątpliwych powodów zwolnienia Jacka Zielińskiego z Arki, schedę po nim przejął Aleksander Rogić i sam musiał zdiagnozować wszystkie problemy gdyńskiego zespołu. Michał Nalepa w rozmowie z antenie WeszłoFM w audycji Weszłopolscy zachwycał się wręcz łatwością, z jaką nowy przełożony potrafił określić wszystkie patologie dotychczasowego systemu funkcjonowania swojej nowej drużyny. Niestety, środkowy pomocnik nie chciał zdradzić więcej szczegółów, choć w jego ustach sylwetka Rogicia wypadała bardzo pozytywnie.
Jak się jednak okazało, 38-letni trener nie okazał się być cudotwórcą i z dnia na dzień nie zmienił Arki z ligowego słabeusza w chociażby średniaka. Po dotychczasowych trzech meczach, remisując z Lechią i przegrywając ze Śląskiem i Legią, legitymuje się średnią 0,33 punktów zdobywanych na mecz. Nie imponuje, ale trzeba mu oddać, że miał relatywnie trudny terminarz.
Rogić reklamował swoje zafascynowanie futbolem ofensywnym, opartym na wysokim procencie posiadania piłki i powolnym konstruowaniu akcji od własnej bramki, by w pewnym momencie przyspieszyć i ugodzić rywala niespodziewanym ciosem zakończonym bramką. Szybko powstało jednak pytanie, czy taka taktyka ma w ogóle w Gdyni większy sens.
Największe problemy, z którymi zmaga się nowy sztab szkoleniowy Arki prezentują się następująco:
Dziurawa obrona
Defensywna Arki jest tylko delikatnie lepsza od tej z Krakowa. W czternastu dotychczasowych meczach pozwoliła na utratę dwudziestu trzech goli. I naprawdę trudno się temu dziwić. Blok obronny złożony z Marciniaka, Wawszczyka, Maghomy, Maricia, Helstrupa czy nawet Damiana Zbozienia, który poczynił wyraźny regres względem poprzednich kampanii, to nie tylko zbieranina, która nie budzi wielkiego respektu na papierze, ale przede wszystkim grupa, popełniająca kardynalne błędy w każdym kolejnym meczu Arki. Każdy z nich ma swoje ograniczenia, swoje problemy, swoje deficyty, ale coraz częściej odnosi się przy tym wrażenie, że większość z nich pozbawiona jest jakichkolwiek atutów.
Już nie mówiąc o proponowanym przez Rogicia pomyśle, w którym mieliby odpowiadać za konstruowanie akcji przy wyprowadzaniu futbolówki z własnej połowy boiska…
Brak wyróżniającego się młodzieżowca
Arka należy do niechlubnej grupy zespołów, które w swoim składzie nie posiadają ani jednego młodzieżowca, który byłby w stanie podnieść poziom tego zespołu. Wydawało się, że taką rolę pełnić będzie Mateusz Młyński, który miewał przebłyski w minionym sezonie, ale była to nadzieja absolutnie złudna. Chłopak zawiódł w kilku kolejnych meczach, złapał problemy z urazami i już wiadomo, że ta runda nie będzie należeć do niego. Za wcześnie też na regularniejsze wprowadzanie Kamila Antonika i Jana Łosia, których umiejętności na ten moment nie są wystarczająca nawet na niższe ligi.
W konsekwencji, z braku laku, szanse dostaje Wawszczyk. Może poziomu miernej defensywy nie zaniża, ale też nie upatrujemy w nim jakiegokolwiek powiewu jakości dla defensywy gdynian.
Brak pomysłu na ofensywę
Arka ma drugą najgorszą ofensywę w lidze. W czternastu meczach zdobyła raptem jedenaście goli. Wynika to z dwóch zasadniczych rzeczy – brakuje pomysłu i wykonawców. Proste, prawda? Rogić w swoich pierwszych taktycznych ustawieniach zasygnalizował, że oś ataku zamierza oprzeć na skrzydłach, ale powstaje zasadnicze pytanie: czy ma to większy sens?
Maciej Jankowski to od lat zawodnik, który nie może znaleźć sobie optymalnej pozycji na boisku. Kiedy wycofano go z ataku i uczyniono z niego ofensywnego pomocnika, nagle okazało się, że nie ma większych umiejętności kreacyjnych. Błąkał się, miotał, starał, ale bez efektów. W Arce pełni rolę skrzydłowego i absolutnie nie wygląda, jakby nagle miał odnaleźć swoje miejsce na murawie. Miał dobry okres na tej pozycji w poprzednim sezonie, ale teraz ma jednego gola, zero asysty, zero kluczowych podań. Przewagi raczej nie zrobi. Podobnie Nando, który w swoich pięciu występach w Ekstraklasie nie wykazał żadnych szczególnych talentów, a w publicznej świadomości zapisał się, jako naczelny idiota meczu Arki przeciwko Legii, kiedy prawie urwał kostkę Andre Martinsowi.
Obaj grają z braku alternatyw. Ich robotę w ofensywie odrabia odważniejszy Nalepa i skuteczny Schirtladze, który swoją drogą wyrósł na najjaśniejszy punkt tegorocznej ekipy z Gdyni, również dlatego, że trochę poniżej oczekiwań spisuje się Vejinović. Holender w minionym sezonie przyzwyczaił nas do regularnych dobrych występów i nieszablonowości w swoich zagraniach, a w tym ewidentnie czegoś mu brakuje. Nie ma w nim tego samego elementu ekstra, choć wcale nie wypada fatalnie na tle beznadziejnych kolegów.
***
Kto wygra? Wisła w końcu jest zdrowa, wydaje się mieć więcej piłkarskiej jakości, ale jej ostatnie tygodnie są tak fatalne, że trudno wierzyć, iż dotkliwe klęski nie odbiły się na psychice piłkarzy. A z Arką mimo wszystko każdemu gra się dosyć trudno. Najgorszym scenariuszem dla obu klubów były podział punktów, bo oznaczałby, że wszyscy stoją w miejscu po uszy w bagnie.
Fot. 400mm.pl