Reklama

Odechciało mi się podawać rękę Romanczukowi. Zszedłem z linii ciosu

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2019, 11:41 • 11 min czytania 0 komentarzy

Liderowanie w PKO Bank Polski Ekstraklasie, gdy wciąż pamięta się spotkania z Sokołem Sokółka i Turem Turek. “Mega premie” za mistrzostwo ligi. Rozmowy w sprawie nowego kontraktu z Dominikiem Furmanem. Stadion, który odpycha i wyniki, które przyciągają. Zatrudnienie Radosława Sobolewskiego, niepodanie ręki Furmanowi przez Tarasa Romanczuka, sprawa Alena Stevanovicia. O tym wszystkim w “Weszłopolskich” rozmawiał z nami prezes Wisły Płock Jacek Kruszewski. Kto nie mógł odsłuchać, temu podajemy na złotej tacy zapis rozmowy.

Odechciało mi się podawać rękę Romanczukowi. Zszedłem z linii ciosu

Poniedziałek, 20:00. Idealne warunki, by pogadać o lidze. “Weszłopolscy” po każdej kolejce ekstraklasy na antenie Weszło FM

Biały: Jak to jest być liderem ekstraklasy, królem Mazowsza? Nigdy wcześniej pan tego uczucia nie miał okazji przeżywać.

– To dobre uczucie. Jak się jeździło na mecze z Turem Turek, Sokołem Sokółka, Włókniarzem Pabianice… Z całym szacunkiem dla tych klubów, bo to są wspaniałe kluby, ale ja te drugo-, a wtedy trzecioligowe boiska znam doskonale. Ten szlak za Wisłą przejechałem. Dzisiaj jestem prezesem klubu, który jest liderem ekstraklasy, co mogę rzec? Ogromna satysfakcja, wielka radość, ale i pokora, spokój. To jest dopiero 1/3 rozgrywek. Mnie bardziej niż to, że jesteśmy liderem cieszy, że mamy 25 punktów po 13 meczach. Dla nas jest to niebagatelna zdobycz, przybliżająca nas do upragnionej ósemki. Bo w tej chwili już o niej myślimy. Natomiast zdaję sobie z tego sprawę, że pojawiają się komentarze, czy jesteśmy zasłużonym, czy niezasłużonym liderem. Szczerze? Nie mam zamiaru nikogo przepraszać za to, że jesteśmy dzisiaj liderem ekstraklasy. To nie jest mój problem, że polska liga nie ma elity, klubów, które wygrywają na zawołanie. Nie ukrywam, że chciałbym, żeby tak było. By była bardzo silna czołówka ligi, która dominuje i spełnia oczekiwania kibiców swoich, ale i polskich na arenie międzynarodowej. Tak nie jest, my to wykorzystujemy, gramy na tyle, na ile nas stać. Nie chcemy na tym poprzestać, a co będzie dalej – zobaczymy.

Kowal: Niepokoi jedno – prezes lidera ekstraklasy mówi, że walczy o pierwszą ósemkę. Dzisiaj jesteście liderem, a nie słyszymy nawet, że walczycie o puchary. 

Reklama

– Oczywiście, że chcielibyśmy walczyć o tytuł. W klubie została ustanowiona wielka premia za mistrzostwo Polski. Nie teraz, tylko przed sezonem. 

Roki: Co to znaczy mega premia? Tak wielka, że Wiśle Płock nie opłaca się tego tytułu zdobywać?

– Bardzo się opłaca. My naprawdę płacimy dobre premie za poszczególne cele w ekstraklasie. Myślę, że jedne z najwyższych w Polsce. Zespół o tym wie. Nie chodzi tylko o premie klubowe, ale też umowa ze sponsorem strategicznym, PKN Orlen, jest skonstruowana tak, że są mega premie za wysokie miejsca w lidze. My się tego nie boimy, nie ma o czym mówić. Gramy o najwyższe cele w lidze, jak uda się osiągnąć mega sukces, to będziemy z tego zadowoleni. Nigdy nie powiem tym piłkarzom, temu szalenie ambitnemu trenerowi, że mamy nagle zacząć odpuszczać, grać na pół gwizdka. Nie ma takiej opcji. Natomiast nie chodzimy z głową w chmurach. Dziś jesteśmy liderem, ale jeden, dwa, trzy mecze i tabela może się zdecydowanie zmienić.

Kowal: Czy Dominik Furman nie powinien dostać u was dożywotniego kontraktu?

– Tak, mówi się o jakimś worku złota dla Furmana i tak dalej. Na pewno jest piłkarzem kluczowym, ale z waszymi hymnami pochwalnymi pod jego adresem, że stanowi on 75 procent wartości zespołu, nie mogę się zgodzić. Gra jedenastu ludzi. Dominik jest bardzo ważny, przede wszystkim ma kapitalne stałe fragmenty gry, jest mózgiem drużyny. Zrobimy wszystko, co można, by go w Płocku zatrzymać.

Biały: Czy ostatnie wyniki posuwają te rozmowy do przodu, pomagają w negocjacjach?

Reklama

– W tej chwili negocjacje są w martwym punkcie. Powiedzieliśmy to, co mogliśmy. Ja jestem na szczęście w bardzo dobrych stosunkach z agentem Dominika, z Marcinem Kubackim. Jak wiecie, Marcin jest też agentem Arka Recy, mojego zięcia. Wczoraj obserwował na żywo mecz Arka przeciwko Napoli, między innymi o tym rozmawialiśmy. Cały czas nalegamy, sygnalizujemy nasze zainteresowanie, determinację, by Dominik w Wiśle został. Zwróćcie uwagę na jedną rzecz – Dominik w kilku wielkich klubach już grał, był dwukrotnie za granicą. Jak mu się tam powiodło, to sami doskonale wiecie. W Wiśle Płock, w Płocku jest gwiazdą, nosi się go na rękach, mimo że pokazuje “eLkę” za każdym razem i nie ukrywa, że Legię ma w sercu. Na trybunach skanduje się jedno nazwisko… no, dwa, bo teraz doszedł Radek Sobolewski. Ale Furman to nazwisko, które kibice Wisły Płock – żyjący, nawiasem mówiąc, w nie najlepszych relacjach z kibicami Legii – skandują nieustannie. On tu jest wielką postacią, jest i będzie dalej noszony na rękach. Jak pójdzie gdzie indziej, może być już z tym gorzej. Nie umniejszam jego umiejętnościom, ale tam będzie jednym z wielu. Czy sobie poradzi? Nie wiem, nie wiem. On musi taką decyzję podjąć. Może mieć dobre pieniądze w Płocku, grać za dwa lata na nowoczesnym stadionie, za chwilę ponownie zagra w reprezentacji Polski, w co święcie wierzę. Jest w idealnym momencie, idealnym wieku, by na poważnie pograć w piłkę. Decyzja będzie należała do niego.

Biały: Wspomniał pan o stadionie. W Płocku się utarło, że kibice nie chodzą na mecze, bo stadion, zaplecze sanitarne odpycha. Teraz są wyniki i nagle kibice się pojawiają. Czy to nie pokazuje, że problemem nie był jednak brak stadionu, a po prostu to, że na Wisłę Płock wcześniej się źle patrzyło?

– I tak, i nie. Nie gramy rewelacyjnie, nie popadajmy w hurraoptymizm. To nie jest ofensywna gra, stwarzanie 15 sytuacji w trakcie meczu. Ale cieszę się, że to zauważyliście, bo w jednej z gazet ogólnopolskich przeczytałem dziś komentarz, że Wisła Płock to sensacja i pan redaktor pozwolił sobie napisać: “fatalna frekwencja, 7 tysięcy widzów”. W takim razie co powiedzieć o Gliwicach, gdzie Piast – mistrz Polski, grający o ten tytuł ponownie – ma na meczu niespełna 5 tysięcy widzów.

Biały: To bardzo fatalna!

– Znacznie większe miasto od Płocka, nowoczesny stadion, aktualny mistrz kraju. O tym się nie mówi. A Płock jest cały czas kopany. 7 tysięcy widzów w 120-tysięcznym mieście to naprawdę nie jest źle. Oczywiście, ludzie przychodzą, bo wygrywany mecze, jesteśmy najlepsi w lidze jeśli chodzi o spotkania na własnym boisku. Ale podejrzewam, że byłoby ich nawet dwa razy więcej, gdyby ten stadion był przyjazny, po prostu lepszy. Teraz padał deszcz, więc było ciężko.

Kowal: Dobrze, to czy w Płocku powstanie wreszcie normalny piłkarski stadion, przyjazny dla kibica?

– Wojciech Kowalczyk przyjedzie na otwarcie tego stadionu. Nie wiem, czy będę prezesem, ale mogę to zagwarantować.

Kowal: Ale to ile będę miał lat? Bo zbliżam się do pięćdziesiątki!

– Wszystko zmierza w tym kierunku, żeby w przyszłym roku wiosną rozpoczęła się fizyczna budowa stadionu. W tej chwili są zagwarantowane środki w budżecie miasta, nie dalej jak w czwartek na sesji radni przyznali pieniądze na finansowanie obiektu. Będzie on kosztował około 140 milionów netto, około 160 milionów brutto. Pieniądze są, jest oferta, która wymaga już tylko kosmetyki i podpisania umowy. Wiosną 2020 wydaje mi się, że fizycznie budowa stadionu się rozpocznie. Dwa lata – dwa i pół roku to maksimum, by powstał piętnastotysięczny stadion w Płocku.

Roki: Chciałem zapytać o jednego z architektów, ale nie stadionu, tylko obecnego sukcesu Wisły. Ile jest prawdy w tym, że spora w tym pana zasługa, że właśnie Radosław Sobolewski został trenerem Wisły Płock? Bo choćby dyrektor sportowy miał raczej innych faworytów.

– Już trochę mnie znacie i wiecie, że nie mam parcia na szkło. Nie jestem po to, żeby odcinać jakieś kupony od sławy. Jestem Nafciarzem z krwi i kości od prawie 50 lat. Ja się bardzo cieszę, że akurat Radek Sobolewski tak fajnie wkomponował się w miasto, w klub. Znowu przypomniał sobie, że był tu piłkarzem, przeżywał gorsze i lepsze momenty. Marek Jóźwiak miał trochę inny pomysł, ale jak tylko padło hasło: dzwonimy do “Sobola”, to natychmiast się z nami zgodził. Przerwaliśmy oglądanie meczów tego trenera, nad którym się zastanawialiśmy. Można powiedzieć, że tak, to nie był strzał dyrektora, ale on nie miał z tym żadnego problemu. Pierwszy telefon wykonałem ja, była to długa, bardzo konkretna rozmowa. Dwa dni później spotkaliśmy się już w trójkę, zarząd, dyrektor kontra trener Sobolewski.

Biały: Co pan takiego w nim dostrzegł? Wiemy, że już znacznie wcześniej było zainteresowanie, że ten temat funkcjonował w Wiśle Płock. A z drugiej strony trenersko to wciąż jakaś niewiadoma, nie mogliście mieć żadnej pewności, jaki styl prezentuje.

– W tej branży tak jest, że trzeba podejmować decyzje. Wy komentujecie, kibice oceniają, a my jako zarządzający klubami musimy podejmować decyzje. Chętnych do pracy w Wiśle Płock było sporo, bo mimo że musiałem zwolnić w ostatnim sezonie dwóch trenerów, to mimo wszystko przez sześć lat pracował jeden trener i nie był zwolniony. Jerzy Brzęczek też nie był zwolniony. Tu się można wypromować, spokojnie pracować. Oferowano nam wielu trenerów, o bardzo znanych nazwiskach, doświadczonych, z sukcesami. Chcieliśmy młodego szkoleniowca. Niedoświadczonego, jasne, ale pamiętałem Radka jeszcze z czasów gry w Wiśle, byłem w stowarzyszeniu kibiców, blisko klubu. Wiedziałem, jaki to mega charakter, jaki to wojownik. Zasięgnęliśmy też języka w miejscach, gdzie pracował jako szkoleniowiec, w Wiśle Kraków, w szkole trenerów. Chcieliśmy sprawdzić również, jakim był uczniem. Uzyskaliśmy same pozytywne opinie na jego temat, więc postanowiliśmy podjąć ryzyko. Na dziś okazuje się, że ono się opłaciło. Ale też nie zagłaszczmy go.

Kowal: Spotkaliśmy się kiedyś na meczu w Płocku i zawsze pan prezes mówił: chcemy trenera na lata. Wtedy trenerem był Marcin Kaczmarek, wszystko fajnie wyglądało. W ostatnich latach rokrocznie działo się coś na początku sezonu, a to Jerzego Brzęczka zabrała reprezentacja, a to problemy rodzinne miał Leszek Ojrzyński, ale chyba założenie się nie zmieniło. Można zakładać, że Radosław Sobolewski dłużej u was zadomowi?

– Dokładnie. Ten sam kierunek przez cały czas. Kontrakt jest sformułowany w ten sposób, że jak będą określone wyniki, on zostanie przedłużony. Mamy wynegocjowane już nawet warunki nowej umowy, także czekamy na ich spełnienie. Spokojnie podchodzimy do sprawy, trener wie, że to początek jego trenerskiej drogi. W tej chwili wszystko fajnie gra, zespół funkcjonuje naprawdę dobrze. Zaczynaliśmy przecież, pamiętacie, od 0:5 w Lubinie. Byliśmy skazywani na pewną degradację. Dzisiaj jesteśmy liderem i nie jesteśmy ani tak słabi, jak mówiliście o nas miesiąc temu, ani tak mocni, żeby mieć teraz mocarstwowe plany. Żadna Liga Mistrzów, bądźmy poważni.

Ciechan: Panie prezesie, spytam tak przekornie, będzie pan pewnie wiedział, o co mi chodzi. Taras Romanczuk pogratulował i podał panu rękę po meczu?

– Szczerze mówiąc, zszedłem z linii ciosu. Mam zwyczaj, że stoję pod szatniami i dziękuję piłkarzom obu drużyn, które schodzą z boiska. Ale wiedząc, co się działo w trakcie meczu jakoś tak odechciało mi się podawać mu rękę czy dziękować za mecz. Trochę jest mi przykro z tego powodu, bo nigdy tak nie robię. Ale widziałem zachowanie Tarasa przed meczem, gdzie Dominik próbował wyciągnąć do niego rękę. Obejrzałem sobie powtórkę sytuacji przy bramce na 2:1, gdzie padł jak rażony gromem. Trochę to słabe.

Ciechan: Poczuł pan wtedy satysfakcję?

– Nie tyle satysfakcję, bo naprawdę nie jestem człowiekiem mściwym. Mi się Jagiellonia jako klub bardzo podoba, podoba mi się ich styl gry. Uważam, że to był jeden z najsilniejszych naszych rywali w tym sezonie, jak nie najsilniejszy. Liczyłem przed meczem, że skoro było oświadczenie, podadzą sobie ręce jak faceci i pokażą w sportowej rywalizacji, kto jest lepszy. To jest dwóch najlepszych polskich środkowych pomocników w naszej lidze. Szkoda.

Roki: Niech pan nie szkaluje Janusza Gola.

– Okej, macie prawo do swojego zdania. Wracając do tematu – jestem, szczerze mówiąc, zawiedziony postawą Tarasa. Też przez cały mecz Dominika piłkarze Jagiellonii podszczypywali. Guilherme parę razy go prowokował, śmiał mu się w twarz. Fajnie, że Domino to wytrzymał, pokazał klasę i to, że jest w tej chwili mentalnie ukształtowanym piłkarzem. A Taras? No trudno, no cóż. 3:1 dla Wisły.

Roki: To zachowanie Tarasa sprawia, że ośmieszone zostało całe to oświadczenie po zdarzeniu z poprzedniego meczu? Krótko mówiąc – okazało się ono farsą.

– Miałem udział w negocjacjach między piłkarzami, w całą sprawę mocno zaangażował się prezes Zbigniew Boniek. Ja rozmawiałem z Dominikiem, on z Tarasem, potem była telekonferencja. Bardzo chcieliśmy, żeby tej dziecinadzie ukręcić łeb. Wychodziły zupełnie niepoważne kwestie. Mogły paść mocne słowa, ale nie leci się z czymś takim do mediów. Panowie, bądźmy mężczyznami. Po tym oświadczeniu wydawało mi się, że trzeba pójść krok dalej. Spotykamy się na boisku, jesteśmy kapitanami, wymieniamy się proporcami i podajemy sobie ręce. Trafnie omawialiście to w Lidze Minus, mówiąc, że to wygląda bardzo niepoważnie.

Roki: Na koniec jeszcze jedna aktualność z zeszłego tygodnia. Wy macie zamiar wykonać jeszcze jakiś ruch w sprawie Alena Stevanovicia, czy powiedzieliście już ostatnie słowo?

– My na pewno nie będziemy się domagali kary dla Stevanovicia, bo nie jesteśmy ludźmi mściwymi. Skoro odpowiednie organy podjęły taką decyzję, to my się do niej przychylamy. Nie będziemy się odwoływali.

Roki: Ale zgodzi się pan, że to dziwna decyzja.

– No dziwna. Mieliśmy wszystkie argumenty w swoim ręku. Trzykrotne opuszczenie zajęć, niestawianie się bez żadnego usprawiedliwienia. Nie jest prawdą, że nie podawaliśmy mu ręki, bo proponowaliśmy różnego rodzaju terapie, pomoc lekarską. Samo to, że był trzy razy przywracany do zespołu, przedłużyliśmy mu kontrakt z podwyżką. Słabe to i mocno kuriozalne. Spodziewałbym się bardziej odwołania z jego strony, że on będzie próbował walczyć o… nie wiem, o co.

Słuchaj Weszłopolskich po każdej kolejce ligowej w poniedziałek o 20:00 na antenie Weszło FM

fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...