– Myślę o moim najlepszym przyjacielu, Changwe Kalale. Gdyby nie on, prawdopodobnie nigdy nie byłbym w tym miejscu. Poznaliśmy się kiedyś w reprezentacji Zambii U-17 i graliśmy obok siebie. Wszyscy mogli zobaczyć, jak nieprawdopodobnie dobrym był piłkarzem. Mógł być jednym z najlepszych w kraju. Ale życie potoczyło się inaczej. W 2014 roku został poważnie ranny w wypadku klubowego autokaru. Nigdy nie wyzdrowiał. Musiał jeździć na wózku i zmarł miesiąc temu.
To słowa Patsona Daki, dziś piłkarza RB Salzburg. Na pewno go kojarzycie, jeśli oglądaliście mecze z Genk i Liverpoolem w Lidze Mistrzów. Postać Zambijczyka jest tutaj bardzo ważna, gdyż nie przed każdym talentem z jego kraju drzwi do marzeń otworzyły się na oścież. Krytycy klubów piłkarskich z imperium Red Bulla muszą pamiętać, jak wielu piłkarzom pomogły. Nie tylko z małych niemieckich czy austriackich miejscowości, ale nawet z dalekich krajów. Tacy jak Patson Daka czy Enock Mwepu wychowywali się z dala od choćby średnio rozwiniętej infrastruktury, nie mówiąc już o nowoczesnych strategiach rozwoju. Dziś u podnóża Alp mają wszystko, czego potrzebują. Kiedy przekraczasz bramy bazy treningowej Red Bulla w Austrii, widzisz nowoczesny budynek i boiska dookoła, odnosisz wrażenie, jakbyś znalazł się w piłkarskim edenie.
Zambia to nie jest kraj, który piłkarsko cieszy się jakimś poważaniem na świecie. Najprawdopodobniej nawet bardzo zagorzały fan piłki nożnej nie wymieni nazwiska ani jednego piłkarza, który w 2012 roku wygrał Puchar Narodów Afryki. A przecież w finale pokonali Wybrzeże Kości Słoniowej z Drogbą, Gervinho czy Yayą Toure. Zatem nasuwa się pytanie: jak to się stało, że ten mniejszy klub pod skrzydłami Dietricha Mateschitza swoją sieć rozwinął tak daleko od Europy? Chyba w sedno uderzył Lee Kawanu – dyrektor sportowy zambijskiego Kafue Celtic, skąd wywodzą się Daka i Mwepu.
– Wierzcie mi, Zambia ma lepszą ligę niż większość bogatszych krajów Afryki Zachodniej. RB Salzburg obserwuje tam, gdzie inni nie mają dostępu. Ich nie obchodzi kraj czy status. Ich obchodzi czysty talent.
Natomiast trzeba przyznać, że Zambia sama w sobie ma uwarunkowania, które faworyzują ją na tle innych krajów.
- Rozwija się;
- Jest zjednoczona;
- Bogaci się poprzez eksport rudy miedzi;
- Prezydent Lungu jest fanem piłki nożnej, co przekłada się na jej rozwój.
Daka, który dziś jest takim „Lewandowskim” zambijskiego futbolu, w 2017 roku otrzymał z rąk Samuela Eto’o nagrodę dla największego talentu w Afryce. Przed nim tę samą odbierali Kelechi Iheanacho, Yacine Brahimi, czy sam Mohamed Salah.
W układzie na linii RB Salzburg – Afryka bardzo ważną rolę pełni Frederic Kanoute, były piłkarz m.in. Sevilli i Tottenhamu, którego pewnie dobrze kojarzycie. Jest właścicielem agencji 12 Management – działającej prężnie nie tylko w Mali, ale też właśnie w Zambii. Współpraca przynosi obopólne korzyści i nie chodzi tylko o kasowanie dolarów. Agencja sama siebie określa jako „RB Salzburg’s connection with Africa”, czego tłumaczyć nie trzeba. Tak promują się w Europie, będącej – pisząc brzydko – głównym rynkiem zbytu. Kanoute ma swoich ludzi w kilku krajach Afryki, którzy oglądają mecze na trybunach. Kiedy tylko pojawi się ktoś naprawdę interesujący, cynk dostają ludzie w Austrii, którzy wynajętym samolotem lecą we wskazane miejsce i dokonują dalszej obserwacji.
Tym sposobem do Austrii trafili dwaj najlepsi piłkarze młodego pokolenia w Mali: Sekou Koita i Mohamed Camara. Obu mogliście oglądać w Polsce na młodzieżowym mundialu, kiedy poprowadzili swoją drużynę do ćwierćfinału. Przy Koicie warto się na moment zatrzymać. Jego szybkość, drybling i smykałka do gry kombinacyjnej powodują, że przewiduje mu się wejście na poziom najlepszych piłkarzy w Europie. Niemożliwe? Już Sadio Mane pokazał, że taka ścieżka niemożliwa bynajmniej nie jest.
Już ustaliliśmy, że Salzburg w takich miejscach jak Zambia nie ma konkurencji, jednak warto zwrócić uwagę na to, dlaczego to tak dobre miejsce dla chłopaków z Afryki.
Austria to przede wszystkim nowoczesny kraj, gdzie poziom i standardy życia są wysokie. To bardzo ważne, gdyż jak kiedyś opowiadał były piłkarz Cracovii – Diabang, przyjechał do Bośni i Hercegowiny, zobaczył pozostałości po wojnie i był w szoku, bo nawet nie wiedział, że w Europie była kiedyś jakaś wojna. Sportowo RB Salzburg można zaś porównać do kursu na prawo jazdy kategorii B. Jak się uczycie jeździć, zaczynacie od bocznych uliczek, bo gdybyście wjechali do centrum, moglibyście się zrazić i bać się usiąść za kierownicą.
Salzburg jest właśnie jak taki kurs na bardzo dobrego piłkarza. Przylatujesz – jesteś otoczony opieką. Grasz w satelickim Liefering na zapleczu austriackiej Bundesligi, gdzie nie ma większej presji. Trafiasz do pierwszej drużyny RB, a lidze masz rywali, których twoi koledzy przewyższają o dwie klasy. Jak masz szczęście, można spróbować się w Europie. Półfinał Ligi Europy, teraz faza grupowa Ligi Mistrzów. Jako piłkarz z Afryki masz szansę doświadczyć czegoś, co znałeś tylko z telewizji, ze snów. Ligę austriacką można traktować jak poligon doświadczalny. A wtedy kierunek Niemcy – jak Haidara czy Samassekou – albo Anglia jak Sadio Mane.
Mane – dziś piłkarz Liverpoolu, niezaprzeczalnie czołowy na świecie, wywodzi się z AS Generation Foot – filii FC Metz w Afryce. Oprócz niego grali tam: Papiss Cisse, Diafra Sakho albo Ismaila Sarr. Senegalczyk trafił do Salzburga właśnie z Metz. Według oficjalnej wersji – pierwszy zwrócił na niego uwagę Gerard Houllier na trybunach podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Francuski trener zaczął pracować wcześniej dla Austriaków i można powiedzieć, że zakontraktowanie Mane to najbardziej soczysty owoc tej współpracy.
Dziś pozostaje w sferze domysłów, czy Salzburg inspirował się tym, co robi w Senegalu Metz, gdzie ma cały system selekcji piłkarzy od 12. do 18. roku życia. Zakładamy, że lubiący ambitne projekty Dietrich Mateschitz po zobaczeniu w akcji Sadio Mane, zdecydował, że może już nie trzeba będzie negocjować z europejskimi klubami w walce o takich piłkarzy, a po następnego Mane albo Naby Keitę warto udać się po prostu bezpośrednio do Afryki.
Misja czy może tylko bezduszny kapitalizm? A może powinniśmy usunąć słowo „bezduszny” i tak zostawić? Nie ulega wątpliwości, że chodzi tutaj przede wszystkim o własne korzyści. Ale przyznacie, że jeśli piłkarz z biednego kraju wejdzie na salony, jest to po prostu piękna ludzka historia.
fot. NewsPix.pl