Ledwie zaczął się piłkarski weekend, a już poznaliśmy odpowiedź na jedno z szalenie ważnych pytań dotyczących naszej upośledzonej, ale kochanej ligi – po tej kolejce nie zmieni się lider Ekstraklasy. Jest to o tyle zaskakujące, że Pogoń Szczecin do tej pory robiła bardzo wiele, by wspominany status stracić – nie udawało się dlatego, że zazwyczaj brakowało chętnych, by ten gorący kartofel przejąć. Teraz Cracovia czy Lechia mogą zagrać nawet jak miks Liverpoolu z Manchesterem City, ale to i tak nie pomoże – Portowcy zainkasowali trzy punkty w Lubinie.
Ekstraklasowa logika została więc zachowana. Wystarczyć rzucić okiem na ligowe poczynania Portowców w ostatnim miesiącu. Na własnym stadionie remis z beznadziejnym na wyjazdach Górnikiem i porażka z Rakowem, na wyjazdach wygrane z Jagiellonią i Zagłębiem. Punkt z tymi, którym bardziej grozi walka o utrzymanie, komplet z starciach z: a) drużyną, która będzie się liczyć w grze o puchary, b) ekipą, która od momentu zwolnienia trenera szła jak burza, kasując 10 punktów w 4 meczach. Typowe.
Zapytacie, tak z trochę innej beczki, czy lider nas dziś przekonał. Ano przekonał nas tak jak ten sprzedawca, który przed południem chciał nam wcisnąć… już nawet nie pamiętamy co. Niestety cały czas czekamy na spotkanie, w którym ekipa Kosty Runjaicia zagra jak z nut, na miarę swojego sporego potencjału. Na mecz, który będzie głośno i wyraźnie wygłoszoną deklaracją – my w tym sezonie mamy wielkie apetyty.
Jeśli coś wypada podkreślić, to na pewno to, że Pogoń wyszła dziś w ustawieniu z trójką obrońców. Złośliwi powiedzą, że w Szczecinie zapatrzyli się na Raków, ale zmiany nie łączylibyśmy z porażką w ostatnim meczu. Idea w głowie Runjiacia podobno kiełkowała od dłuższego czasu, w przerwie na kadrę przetestowano ją w towarzyskim spotkaniu z Cagliari i uznano, że ma to ręce i nogi. Trzeba przyznać, że dziś obiecująco wyglądało to w defensywie. Jeśli Zagłębie tworzyło sobie okazje, to głównie po indywidualnych błędach Portowców – ot, jak choćby wtedy, gdy we własnym polu karnym w drybling wdał się Podstawski i stracił piłkę na rzecz Żivca, który minimalnie przestrzelił.
Czujna gra w obronie była dziś o tyle cennym atutem, że bardzo szybko udało się Portowcom wyjść na prowadzenie. Akcja bramkowa trochę nas urzekła. Spiridonović, najaktywniejszy gość na placu, dostał piłkę na lewej stronie, przebiegł z nią obok Tosika i wyłożył do Buksy, który najpierw balansem ciała zmylił Guldana, a później strzałem Hładuna.
Co w tym urzekającego?
To jak Austriak minął zawodnika lubinian! W zasadzie po prostu sobie obok niego przebiegł, tak jak możecie przebiec obok krzesła, które postawicie na środku pokoju. Gdyby nie chodziło o Tosika napisalibyśmy, że to niepojęte.
Jeszcze przez jakiś czas Pogoń szukała drugiego gola, najbliżej był Łasicki dobijający główkę Bartkowskiego, ale też szybko wyczuła, że Zagłębie nie przypomina dziś Miedziowych z ostatnich spotkań. Wystarczyło niczego nie spieprzyć. Raz ta sztuka się nie udała, ale wtedy Stipica przypomniał wszystkim, za co dostaje pieniądze i obronił strzał z bliska Starzyńskiego.
Tyle dziś wystarczyło, można teraz spokojnie popatrzeć na popisy innych. A po meczu z Cracovią w następnej kolejce sytuacja Portowców może być już naprawdę fajna.
Fot. FotoPyk