Krętymi zawijasami toczyła się historia derbów Madrytu. Walka o prymat w jednym z najważniejszych miast na piłkarskiej mapie świata oczywiście zawsze była szalenie intrygująca, ekscytująca, ale trzeba przyznać, że dopiero niespełna dekadę temu wskoczyła na absolutnie topowy poziom, być może nawet najwyższy w całych dziejach tej rywalizacji. Ostatecznie Atletico i Real od pewnego czasu nie są jedynie konkurentami na krajowej arenie, ale zdarza im się też rozstrzygać między sobą losy najważniejszych europejskich trofeów. Dzisiaj rzecz jasna Los Blancos pogrążeni są w pewnego rodzaju kryzysie, Los Colchoneros także się przegrupowują i mają swoje problemy. Ale i tak można w ciemno zakładać, że obu ekipom towarzyszą niezmiennie absolutnie największe ambicje.
Zresztą – możemy sobie mówić o kryzysach i kłopotach, ale tabela nie kłamie – Real jest liderem, Atletico zajmuje w niej trzecie miejsce. To też pokazuje, z jakiego kalibru zespołami mamy dzisiaj do czynienia. Z nimi zgubić, to jak z kim innym znaleźć.
OBSTAW W ETOTO DERBY MADRYTU!
Dotychczas obie ekipy na poziomie ligowym – licząc tylko oficjalne spotkania rozegrane w ramach hiszpańskiej ekstraklasy – mierzyły się 162 razy. Zwykle górą wychodzili z tych starć “Królewscy”, którzy wygrali z lokalnymi oponentami 87 razy, remisując 38 meczów i przegrywając 39 z nich. Znacznie bardziej płaski jest bilans w Pucharze Króla, gdzie Real wygrał w 17 przypadkach, a poległ czternastokrotnie. Podział punktów nastąpił 11 razy. Doszło też do dziesięciu potyczek na międzynarodowej arenie. Tutaj przewaga Los Blancos jest już dość miażdżąca, nawet jeżeli bilans (5 zwycięstw, 2 remisy, 3 porażki Realu) nie do końca oddaje tę dysproporcję. Zresztą – co tu będziemy się zanurzać w liczbach i bilansach. Przypomnijmy sobie po prostu najciekawsze odsłony derbowej rywalizacji z ostatnich lat. Naprawdę jest co wspominać, El Derbi Madrileño to niemalże gwarancja niesamowitego piłkarskiego poziomu i sensacyjnych zwrotów akcji.
(17 maja 2013 roku) REAL MADRYT 1:2 ATLETICO MADRYT
finał Pucharu Króla
Pierwsze krajowe trofeum, jakie Diego Simeone zdobył w roli szkoleniowca Atletico Madryt. Wcześniej oczywiście udało mu się zatriumfować w Lidze Europy i generalnie w 2013 roku wszyscy zdawali już sobie sprawę, że Los Colchoneros to nie jest drużyna z przypadku, a Cholo to trener absolutnie wyjątkowy. Ale na poziomie ligowym Real Madryt i FC Barcelony były jednak wciąż poza zasięgiem Atletico. Dość powiedzieć, że “Królewscy” w latach 2002 – 2013 nie przegrali ani jednego derbowego starcia z Atletico w La Lidze. Gromili sąsiadów ze skutecznością godną pozazdroszczenia. Od razu przypomina się tutaj sezon 2011/12, gdy machina Jose Mourinho rozniosła w drobny mak całą ligę. Czerwono-biała część stolicy mocno wtedy ucierpiała – “Królewscy” wygrali oba derbowe starcia z wynikiem 4:1. Demolka. Atletico w tamtym dwumeczu zebrało tyle samo czerwonych kartek co bramek.
Ale to jeszcze nie była drużyna stworzona precyzyjnie według zamysłu Simeone, który do klubu przyszedł tuż przed świętami, w grudniu 2011 roku. Charyzmatyczny Argentyńczyk szybko wziął sprawy w swoje ręce i zasygnalizował Realowi, że mecze o władzę nad Madrytem nie będą już toczone do jednej bramki.
W maju 2013 roku obie madryckie ekipy zmierzyły się ze sobą na Estadio Santiago Bernabeu, właśnie w finale Copa del Rey. Choć Cristiano Ronaldo wyprowadził “gospodarzy” na prowadzenie już w czternastej minucie meczu, ostatecznie Real poległ 1:2. Bramkę wyrównującą zdobył wkraczający w swój prime-time Diego Costa, a o wyniku w dogrywce przesądził stoper z Brazylii, Miranda. Natomiast słynny CR7 wyleciał z boiska z czerwoną kartką na koncie, za pełne frustracji odmachnięcie się nogą w kierunku twarzy przeciwnika. Epickie starcie zakończone zostało potężną awanturą i stanowi w zasadzie symboliczny początek nowej epoki w derbach Madrytu. Warto odnotować również fenomenalną postawę Thibaut Courtois, który w tamtym czasie strzegł dostępu do bramki Los Colchoneros. Kibice “Królewskich” pewnie wiele by dali, żeby Belga w takiej dyspozycji oglądać teraz na Bernabeu. Można się nawet zastanawiać, czy Courtois nie grał w tamtym czasie swojej życiówki. Zresztą – cały zespół wspinał się już na nieziemski poziom, jeżeli chodzi o nieustępliwość i intensywność gry.
(2 marca 2014 roku) ATLETICO MADRYT 2:2 REAL MADRYT
26. kolejka La Liga
Kolejna pamiętna batalia madryckich klubów. Real Madryt przyjechał na Estadio Vicente Calderon jako lider hiszpańskiej ekstraklasy, Atletico zajmowało jeszcze wtedy trzecią lokatę w stawce. Gdyby “Królewscy” wówczas zwyciężyli, urwaliby się podopiecznym Diego Simeone na sześć punktów, a na tym etapie sezonu to była już strata trudna do zniwelowania. Tymczasem Los Colchoneros wyraźnie zdradzali już wiosną 2014 roku mistrzowskie ambicje.
Pokonanie ekipy Carlo Ancelottiego byłoby najlepszym dowodem, że mamy do czynienia z drużyną gotową na święcenie triumfów.
Wszystko zaczęło się jednak po myśli Realu – Karim Benzema wykorzystał nieuwagę defensywy Atletico i już w jednej z pierwszych akcji meczu wyprowadził gości na prowadzenie. Potem jednak sytuacja się odwróciła – gospodarze narzucili swoje warunki gry i przechylili wynik na swoją korzyść. Poza boiskiem rzecz jasna znowu wrzało, burdy były wtedy nieodłącznym elementem teatru urządzanego przez Real i Atletico. Doszło nawet do tego, że German Burgos, krewki asystent Simeone, w pewnym momencie zapragnął zamordować sędziego prowadzącego spotkanie i był całkiem blisko osiągnięcia tego celu – potrzeba było z pięciu chłopa, żeby okiełznać furię eks-golkipera Los Colchoneros. Wynik spotkania na 2:2 ustalił ostatecznie Cristiano Ronaldo, najlepszy strzelec w historii derbów Madrytu (22 trafienia).
Skończyło się zgodnie z powiedzonkiem: “Lepszych dwóch rannych niż jeden zabity”. Podział punktów pozwolił Atletico utrzymać kontakt z Realem i Barcą, co ostatecznie doprowadziło do zdobycia dziesiątego trofeum mistrzowskiego w historii klubu.
(24 maja 2014 roku) REAL MADRYT 4:1 ATLETICO MADRYT
finał Ligi Mistrzów
Udało się zatem Atletico zdobyć mistrzostwo, a do osiągnięcia upragnionej, podwójnej korony zabrakło sekund. Dosłownie. W finale Champions League, który został rozegrany na lizbońskim Estadio da Luz, podopieczni Diego Simeone prowadzili od 36 minuty spotkania, gdy Diego Godin wykorzystał błąd Ikera Casillasa i wpakował piłkę do siatki. Wszystko wskazywało na to, że Real – podobnie jak rok wcześniej w finale Pucharu Króla – znowu da się pokonać lokalnemu rywalowi w decydującym starciu i polegnie po trafieniu środkowego obrońcy. Mistrzowie Hiszpanii po prostu zneutralizowali przeciwnika. Wytrącili mu z ręki atuty – prawie wszystkie.
No właśnie, prawie. “Królewscy” też mieli w swoim składzie stopera do zadań specjalnych. Sergio Ramos w trzeciej minucie doliczonego czasu gry wpakował futbolówkę do sieci, a w dogrywce Atletico, zniszczone trudami sezonu, drobnymi urazami i intensywnością swojej własnej gry, totalnie się posypało. Ramos ich złamał.
KTO DZISIAJ GÓRĄ W BITWIE O MADRYT?
KURSY ETOTO NA STARCIE ATLETICO Z REALEM: 1 – 2.45; X – 3.40; 2 – 3.00
Wynik 4:1 dla Realu kompletnie nie oddaje przebiegu całego spotkania, ale cóż – jak to wyniki mają w zwyczaju, poszedł w świat. Błyskotliwy Marcelo, fenomenalnie dysponowany Angel Di Maria i wówczas jeszcze nie zblazowany Gareth Bale zdemolowali lokalnych rywali w dogrywce i przywrócili Real na europejski tron, a stempelek na sukcesie postawił CR7, choć finał w jego wykonaniu był generalnie dość słaby.
(7 lutego 2015 roku) ATLETICO MADRYT 4:0 REAL MADRYT
22. kolejka La Liga
Sroga zemsta za porażkę w finale Champions League. Czwórka do zera zimą 2015 roku, pogrom. Oczywiście po drodze Real i Atletico jeszcze kilka razy się ze sobą mierzyły, ale dopiero ten spektakularny triumf nad “Królewskimi”, którzy do meczu przystąpili w roli lidera Primera Division, pozwolił zawodnikom i trenerowi Los Colchoneros odzyskać spokój ducha. Absolutna miazga, deklasacja. Los Blancos na tle gospodarzy wyglądali jak drużyna z dna tabeli, a nie super-potęga europejskiego formatu. Aż trudno było uwierzyć, że jeszcze kilka lat wcześniej kibice Realu podczas derbów zwykli rozwieszać wielki transparent z napisem: “Szukamy godnego rywala w Madrycie”.
Cóż, weszło trochę jak w tym powiedzonku: “Uważaj, czego sobie życzysz”.
To był jeden z najgorszych meczów Realu w XXI wieku, najwyższa porażka Carlo Ancelottiego w roli szkoleniowca “Królewskich” i największa klęska klubu w derbach miasta od 1987 roku. No i koszmar Ikera Casillasa, który był już wtedy generalnie w dość kiepskiej dyspozycji, ale takiej padliny to nie zagrał chyba nigdy wcześniej w swojej przepięknej przecież karierze.
Swoją drogą – Real potem zdołał odgryźć się rywalom na ich obiekcie, ale u siebie ostatni raz wygrał ligowe derby w sezonie 2012/13.
(28 maja 2016 roku) REAL MADRYT 1:1 (k. 5:3) ATLETICO MADRYT
finał Ligi Mistrzów
Niedługo trwała jednak dla kibiców Atletico rozkosz po rozgromieniu “Królewskich”. Real szybko przejął inicjatywę w derbowych starciach – wiosną 2015 roku wyeliminował ekipę Los Colchoneros w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a potem – już w maju 2016 roku – ponownie zatriumfował nad lokalnymi rywalami w finale Champions League. Dla Atletico tamten mecz miał być swoistą wisienką na torcie. Zwycięstwo na San Siro byłoby klamrą, ostatecznym sukcesem podsumowującym i tak arcy-udaną, lecz wciąż niepełną kadencję Diego Simeone w roli szkoleniowca klubu.
Jednak na drodze Argentyńczyka i jego wiernych komandosów znów stanęli Los Blancos, którzy w Lidze Mistrzów stali się dla Atletico przeszkodą nie do przebrnięcia, w przeciwieństwie do Barcelony.
Finał ponownie miał niezwykle dramatyczny przebieg. Sergio Ramos wyprowadził Real na szybkie prowadzenie, ale “Królewscy” nie byli w stanie utrzymać pełnej kontroli nad spotkaniem. Szybko stracili impet i inicjatywę. Choć Antoine Griezmann zmarnował jedenastkę w podstawowym czasie gry, Atletico i tak zdołało wyrównać i doprowadzić do dogrywki, a potem serii rzutów karnych. Tam jednak zawodnicy Realu byli bezbłędni, czego nie można powiedzieć o Los Colchoneros.
– Czy będę kontynuował pracę z Atletico? Pewien cykl dobiegł końca. Muszę wszystko przemyśleć – mówił zdruzgotany Cholo po porażce z Realem w kolejnym finale LM. – To logiczne pytania po porażce w kolejnym finale. Jestem dumny z moich zawodników. Szczerze mówiąc – kocham ich. Znowu dali z siebie wszystko, zawsze to robią. Mieliśmy szansę, by zostać mistrzami. Nie skorzystaliśmy z niej. Musimy dalej pracować, ale ja muszę przemyśleć swoją rolę. Przegranych nikt nie zapamiętuje. My przegraliśmy dwa razy. Trudno uleczyć takie rany. Robiliśmy co w naszej mocy, dwa razy zaszliśmy aż do finału. Ten cykl był niesamowity. Ale nie jestem zadowolony z jego końcowych rezultatów.
(2 maja 2017 roku) REAL MADRYT 3:0 ATLETICO MADRYT
półfinał Ligi Mistrzów
O ile porażka w pierwszym finale Champions League podziałała na Atletico mobilizująco, tak druga klęska zapewniła już Realowi naprawdę potężną przewagę psychologiczną w walce o rządy w stolicy. Jesienią 2016 roku “Królewscy” rozjechali Atletico 3:0 w lidze, a potem powtórzyli ten wyczyn w półfinale Ligi Mistrzów, kolejny raz przekreślając marzenia Los Colchoneros o zdobyciu najcenniejszego klubowego trofeum w Europie. W każdym z tych spotkań hat-tricka kompletował Cristiano Ronaldo.
Co gorsza – Portugalczyk nie przestał prześladować Atletico nawet po przeprowadzce do Turynu. Doprawdy trudno się dziwić kibicom z czerwono-białej strony Madrytu, że tak nie znoszą CR7. Choć to go chyba tylko dodatkowo nakręca.
(15 sierpnia 2018 roku) REAL MADRYT 2:4 ATLETICO MADRYT
mecz o Superpuchar Europy
Derby Madrytu rozegrane w Tallinie? Cóż, czemu nie. Nie był to może najbardziej prestiżowy i najefektowniej opakowany mecz derbowy w dziejach, ale atmosfera na boisku jak najbardziej została rozgrzana do czerwoności przez zawodników z obu stron barykady. Ostatecznie jednak to podopieczni Diego Simeone, jak i sam Cholo, doczekali się wreszcie swojej wielkiej chwili – pokonali Real na europejskiej arenie, w meczu którego stawką było konkretne trofeum.
Odkupienie? Mając w pamięci spektakularne boje madryckich ekip o Puchar Mistrzów, w tym przypadku trzeba chyba dodać, że Atletico zdobyło kosztem Realu “tylko” Superpuchar Europy. Trofeum, które fajnie wygląda w klubowej gablocie, ma swoją wartość, ale jednak nie gwarantuje pełnego spełnienia i satysfakcji.
Na to zarówno kibice Atletico, jak i zawodnicy oraz rzecz jasna Diego Simeone – a może nawet przede wszystkim on – na pewno wciąż oczekują.
Czy bieżący sezon im to spełnienie zagwarantuje? Cóż – Atletico nie wydaje się jeszcze drużyną gotową do walki o najwyższe cele, podobnie jak Real. Poszczególni zawodnicy, którzy przybyli do obu klubów latem, dopiero pracują nad tym, by dopasować się do zespołu, zrozumieć filozofię szkoleniowców i wczuć się w klimat klubu. Simeone i Zinedine Zidane trochę się miotają w niektórych swoich decyzjach, nie zawsze udaje im się zarządzać zespołem równie sprawnie, jak jeszcze kilka lat temu. Ale takie efektowne, mocne, pewne zwycięstwo w derbach Madrytu może być przełomem, którego potrzebuje w tej chwili i Real, i Atletico. Przede wszystkim dlatego dzisiejsze spotkanie zapowiada się aż tak ekscytująco. Ten, kto zwycięży, może wskoczyć na wznoszącą falę. Wystrzelić z formą jak korek od szampana.
Z pozoru sezon dopiero się rozkręca, lecz stawka meczu jest już dziś naprawdę wysoka.
fot. NewsPix.pl
Pamiętajcie o świetnej ofercie powitalnej ETOTO – bonus 200% od pierwszego depozytu, aż do 200 złotych! Jeśli wpłacisz 50 złotych, dostaniesz dodatkową stówkę i na grę będziesz miał 150 złociszy. Jeśli wpłacisz stówkę, otrzymasz 200 złotych i grać będziesz mógł za 300!