Reklama

Magda znaczy zwycięstwo. Polski tenis daje radę w USA

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

21 sierpnia 2019, 22:36 • 3 min czytania 0 komentarzy

Bardzo udane są ostatnie dni dla polskiego tenisa. Wczoraj mogliśmy poinformować was o tym, że Hubert Hurkacz awansował do III rundy turnieju w Winston-Salem i niewykluczone, że dojdzie jeszcze dalej, a dziś możemy napisać o trzech kolejnych zwycięstwach biało-czerwonych. I to nam się podoba. 

Magda znaczy zwycięstwo. Polski tenis daje radę w USA

Tak naprawdę zaczęło się jeszcze wczoraj, choć u nas było już po północy. W USA jednak wciąż trwał wtorek, a Kamil Majchrzak wyszedł na jeden z nowojorskich kortów, by zmierzyć się z doświadczonym Carlosem Berlocqiem w pierwszej rundzie eliminacji US Open. Pierwszego seta wygrał spokojnie, ale od drugiego zaczęły się schody. Kamil nieco się rozregulował, przeciwnik za to podniósł poziom swojej gry. To zaowocowało setem dla Argentyńczyka i mało brakowało, by na początku trzeciego Carlos zgarnął z miejsca przełamanie. Majchrzak się jednak wybronił – zresztą w świetnym stylu – po czym sam przeszedł do ataku. Trwało to kilka gemów, ale ostatecznie rywala przełamał. I prowadzenia już nie oddał.

Uwagę zwracała przede wszystkim jego bardzo dobra gra przy siatce. Bo, że z głębi kortu Kamil potrafi rozpracować niemal każdego rywala, to doskonale wiemy. Ale tak dobrze, pewnie i często odgrywającego woleje Majchrzaka jeszcze nie widzieliśmy. To jednak świadczy o jednym – ten gość wciąż się rozwija. Udowodnić będzie mógł to w drugiej rundzie kwalifikacji, gdzie zagra z innym weteranem – Tommym Robredo, którym w Nowym Jorku bywał nawet w ćwierćfinale. Ten mecz jednak dopiero jutro.

A już dziś swój mecz drugiej rundy rozegrała Magda Fręch. Polka grała ze starszą o rok Rebekką Sramkovą ze Słowacji. Rywalka mało znana, niezbyt renomowana, ale aktualnie notowana o niemal 50 pozycji wyżej od naszej zawodniczki. Więc można było się obawiać tego spotkania. Tym bardziej że Słowaczka to raczej tenisistka, która lubi skracać wymiany, zupełnie odwrotnie niż Magda. Przy agresywnym stylu gry, gdyby była w formie, mogłoby się dużo wydarzyć.

Reklama

Fręch grała jednak swoje i cierpliwie budowała punkty, a Sramkova często się myliła. A przynajmniej tak było przez półtora seta. Zresztą Magda mogła tak naprawdę zamknąć to spotkanie w dwóch partiach – przy 3:3 w II secie miała trzy break pointy, ale nie wykorzystała żadnego z nich. Kilka gemów później sama oddała podanie. Podobnie rozpoczęła trzecią partię, ale stratę odrobiła… tylko po to, by po chwili znów przegrać serwis. Na szczęście i tym razem udało jej się przełamać rywalkę. Potem zrobiła to jeszcze raz. I więcej nie potrzebowała. Wygrała spotkanie i awansowała do decydującej fazy kwalifikacji. W US Open tak daleko jeszcze nigdy nie zaszła.

Kwalifikować nie musi się za to Magda Linette, ale też gra w Nowym Jorku. W rozgrywanym tam aktualnie turnieju WTA doszła już do ćwierćfinału. Dziś w dwóch setach, po bardzo dobrej grze, odprawiła rozstawioną z “9” Alaksandrą Sasnowicz. To jej piąte zwycięstwo w turnieju, przed występem w drabince głównej musiała bowiem przejść przez trzystopniowe kwalifikacje. Wygrana z Białorusinką musiała być jednak szczególnie satysfakcjonująca, bo Magda zagrała koncertowo, oddając rywalce tylko pięć gemów. Ta na tle Polki wyglądała wręcz jak nowicjuszka, dużo psuła i nie była w stanie nawiązać walki z Magdą.

Linette za to była bardzo pewna. Znakomicie atakowała, wygrywała większość piłek przy pierwszym podaniu, świetnie serwowała (ten element w ostatnim czasie znacząco się u niej poprawił), czterokrotnie przełamała rywalkę. Efekt? W szóstym meczu z Sasnowicz Polka odniosła swoje pierwsze zwycięstwo. Teraz trzymamy kciuki za to, by po raz pierwszy (bo i pierwszy raz ze sobą zagrają) pokonała Karolinę Muchovą.

A jeśli komuś mało tenisowych emocji, to jeszcze dziś będzie mógł włączyć mecz Huberta Hurkacza z Feliciano Lopezem. Znając możliwości obu zawodników, możemy zapewnić was, że warto to zrobić.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...