Doliczony czas gry, realizator serwuje widzom powtórkę ostatniej akcji. Nagle musi gwałtownie przełączyć się na obraz bieżących wydarzeń, bo… mamy sytuację sam na sam z bramkarzem. Zamieszanie w szesnastce, heroiczna interwencja bramkarza i obrońców, ale szczęśliwie odbita piłka leniwie opada w kierunku światła bramki. Tuż sprzed linii bramkowej wykopuję ją jednak w cyrkowym stylu obrońca. Parę chwil później – kolejna akcja, tym razem potężnie kopnięta futbolówka stempluje aluminium.
To tylko krótki wycinek spotkania, kilkadziesiąt sekund doliczonego czasu gry, a emocjami już można obdzielić kilka spotkań ligowych w rozgrywkach, których nie będziemy wskazywać palcem przez litość. Cóż, co tu dużo gadać – kluby z Premier League wróciły do gry. Z przytupem, bo czy Liverpool i Manchester City w ogóle potrafią inaczej?
Byłoby oczywiście kłamstwem, gdyby stwierdzić, że to spotkanie toczyło się od pierwszej do ostatniej minuty na najwyższych obrotach. Mistrzowie i wicemistrzowie Anglii mieli swoje lepsze i gorsze momenty w trakcie meczu. Zdarzały im się przestoje, proste błędy, momenty nieuwagi. Ale wielkich chwil i tak nie zabrakło. Zdecydowanie najbardziej spektakularnym obrazkiem z tego spotkania będzie opisywana już interwencja Kyle’a Walkera, który pozbawił Mo Salaha niemal pewnego gola na 2:1, po którym The Citizens już by się nie zdążyli podźwignąć. Najprawdopodobniej, bo w starciach tych klubów niczego nie można być pewnym. Jednak Walker do piłki zdążył, nie pozwolił jej na przekroczenie linii bramkowej i w efekcie sędzia nie miał wyboru, jak tylko wkrótce potem zarządzić rzuty karne.
W konkursie jedenastek emocji nie brakowało – podopieczni Pepa Guardioli wykorzystali każdy z pięciu strzałów, choć Alisson miał na rękawicach uderzenie Zinczenki. W Liverpoolu pomylił się natomiast Wijnaldum, bohater poprzedniej edycji Champions League. Decydujące trafienie zanotował natomiast Gabriel Jesus. I widać było, że brazylijski napastnik zna golkipera Liverpoolu na wylot.
No i Tarcza Wspólnoty trafia w ręce zawodników Manchesteru City. To już szóste trofeum zdobyte przez Guardiolę na angielskiej ziemi. Oczywiście jedno z tych najmniej cennych, ale jednak – na półce prezentuje się efektownie. Licznik sukcesów Juergena Kloppa wciąż wskazuje okrągłe zero, aczkolwiek Liga Mistrzów na pewno troszkę to rekompensuje.
Obaj managerowie trochę się zresztą poprztykali w trakcie spotkania, już przed meczem iskrzyło między nimi, ale ostatecznie rozstali się w zgodzie i niezłych humorach.
Pierwsza połowa spotkania była generalnie dość ospała. Najlepiej świadczy o tym otwierający gol dla Manchesteru City. Padł on tuż po tym, gdy groźnie wyglądającej kontuzji nabawił się Leroy Sane, który musiał opuścić boisko już po dziesięciu minutach gry, niestety w asyście masażystów, co może dość znacząco wpłynąć na jego transferowe plany. I piłkarze Liverpoolu tak się chyba zmartwili o przyszłość swojego przeciwnika, że kompletnie zasnęli w defensywie po stałym fragmencie gry. W efekcie Raheem Sterling wpakował piłkę do sieci z najbliższej odległości, pomimo rozpaczliwej interwencji Alissona. Defensywa The Reds w formie mocno wakacyjnej.
Jednak im dalej w las, tym mocniej zaczęli się odgryzać podopieczni Kloppa. Ładnie sobie radził z rozrzucaniem akcji Firmino, imponował kunsztem technicznym (lecz na pewno nie skutecznością) Salah. Gola jednak załatwili ostatecznie dwaj obrońcy, również po stałym fragmencie gry – Joel Matip wykończył inteligentne podanie Virgila van Dijka.
Bramek po obu stronach powinno być zdecydowanie więcej, ale widać wyraźnie, że Manchester i Liverpool nie są jeszcze po prostu w najwyższej formie. Dochodziło w efekcie niekiedy do sytuacji wręcz kuriozalnych, jak choćby sytuacja trzech na jednego, którą spartaczył w niewiarygodny sposób Sterling. Niemniej – spotkanie mogło się podobać i im bliżej końcowego gwizdka, tym wyższa była jego temperatura. Widać, że obie drużyny cały czas czują, że mają sobie coś do udowodnienia. Jakkolwiek absurdalnie by to nie zabrzmiało – starły się ze sobą: najlepsza drużyna w Anglii i najlepsza drużyna w Europie. Jedyni i drudzy na pewno pokuszą się, by w sezonie 2019/20 zunifikować te tytuły.
Liverpool FC 1:1 (k. 4:5) Manchester City
J. Matip 77′ – R. Sterling 12′
fot. NewsPix.pl